Felieton: Przestałem czekać na E3

Felieton: Przestałem czekać na E3

Mateusz Greloch | 08.06.2014, 13:00

Jakkolwiek paradoksalnie może to zabrzmieć w przeddzień konferencji nieoficjalnie rozpoczynających targi E3 w Los Angeles – taka jest prawda: przestałem czekać. Dlaczego tak jest?  Czeka nas kolejny festiwal indie-gierek i kontynuacji znanych hitów? Gdzie się podziała magia corocznego święta gier?

Nie podoba mi się trend który stosują duże studia i giganci branży, a który polega na pokazaniu większości materiałów, zwiastunów i informacji jeszcze zanim targi rozpoczną się na dobre. Pamiętam jak przed laty z utęsknieniem czekało się na każdy przeciek, domysły w prasie i rozmawiało z kolegami na temat tego, co chcielibyśmy zobaczyć w następnym numerze naszych ulubionych czasopism. Dziś, w dobie internetu, cała magia się ulotniła. Od ostatnich 3 lat zauważam ten sam schemat – na konferencjach albo pokazują się rzeczy, o których istnieniu wiemy od dawna i ewentualnie czeka nas pokaz nowych zwiastunów lub maksymalnie jedna, dwie niezapowiedziane jeszcze produkcje, na które i tak poczekamy sobie przynajmniej dwa lata. O ile piękniejsze byłoby E3, gdyby od momentu zapowiedzenia tytułu na E3, do jego premiery upływało maksymalnie pół roku?

Dalsza część tekstu pod wideo

Moja praca [a przynajmniej jedna z dwóch] wymaga śledzenia najnowszych informacji, zwiastunów, galerii i obserwacji rosnących trendów w branży i tego co się dzieje wokół niej, więc mało rzeczy jest mnie w stanie zaskoczyć. Jeśli ktoś nie śledzi na bieżąco tego co się codziennie przewija przez sieć, może przeżyć piękne chwile oglądając konferencje na żywo, jednak znając moje podekscytowanie targami jeszcze parę lat temu i zestawiając jest ze stanem dzisiejszym, dochodzę do wniosku, że tak naprawdę nie ma się czym jarać. Nawet jeśli Sony Santa Monica pokaże zajawkę God of War, do debiutu będziemy musieli poczekać przynajmniej do 2015 roku, kiedy to ukaże się sporo produkcji zapowiedzianych jeszcze rok temu, również w Los Angeles. A to tylko jeden przykład. Od premiery PlayStation 4 minęło osiem miesięcy, podczas których ograłem całe 7 gier – wynik zatrważający, ależ tak samo smutny. Oczywiście wielbiciele innych gatunków pewnie nie narzekają, ale jeśli najciekawszą grą, którą chcę kupić jest , to coś chyba z line-upem jest mocno nie tak.

Może zbytnio zrzędzę, ale domyślam się jak będą wyglądały doniesienia zza oceanu – gra x ma nowy zwiastun, gra y pokazuje dwa nowe screenshoty, w sieci będą pojawiały się wywiady z twórcami, gdzie z 20 minut materiału wideo warto wyciągnąć raptem dwa zdania, które potem i tak zostaną zdementowane przez dział PR. Nie zrozumcie mnie źle, na nowe informacje o i czekam bardziej niż niezabezpieczająca się para studentów na okres, ale bez zbędnej ekscytacji, bowiem preorder na dawno złożony, a o wciąż nie marzę w kategoriach grudniowego pocinania, bo takowego nie będzie. Kontynuując narzekanie, nie podoba mi się trend, kiedy studia zapowiadają megahity, później zapodają zwiastun ryjący beret, a następnie milkną na pół roku, kiedy próbują dorównać grafice z zaprezentowanej wersji na konferencji. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mógł zobaczyć grę na konferencji, a pół roku później już w nią grać, a nie dowiadywać się, że „w trosce o dobro produktu i zadowolenie klientów, postanowiliśmy przesunąć premierę o pół roku, by dopieścić wszystkie elementy rozgrywki i zaimplementować najnowsze rozwiązania w kwestii grafiki”. Dosyć mam przekładania, czekania i grzecznego potakiwania na kolejne obsuwy, kiedy na dzień dzisiejszy nie mam w co grać. Lubię indyki, ale ileż można na nich ciągnąć?

Mam nadzieję, że targi E3 nie będą z roku na rok coraz bardziej rewią mody, na której prezentuje się lawinowo zwiastuny i galerie, a następnie wraca do biur i klepie dalej – zwiastuny pojawiają się codziennie i jedyny co może mnie przyciągnąć do monitora to konferencje, na których pewnie i tak nie dowiem się zbyt dużo. Weźmy na przykład Sony – przez pierwsze 20 minut dowiemy się jak ważna dla firmy jest marka PlayStation, poznamy ile PlayStation 4 trafiło do sklepów,  później usłyszymy, że Vita wciąż jest w kręgu zainteresowania twórców tyle że indie, a na sam koniec zobaczymy 3 zajawki nowych, nieznanych jeszcze gier debiutujących w 2016 roku oraz cztery zwiastuny tych, które już znamy i wiemy, że będą dopiero w 2015 roku. Zamiast nowości i odważnych ruchów ze strony EA, Activision i Ubisoftu dostaniemy kolejne Battlefieldy, Call of Duty, Assassin’s Creedy i jakie jeszcze sobie sequele zażyczycie. Smutne to, że mało jest firm, które decydują się na świeżynki, ale może przypadek pokaże, że mimo wszystko warto ryzykować?

Chciałbym w przyszłym tygodniu napisać jak bardzo się myliłem i jak świetne E3 mieliśmy w tym roku, ale czuję przez skarpetki, że dni kiedy podczas E3 dowiadywaliśmy się naprawdę sporo, minęły bezpowrotnie. Szkoda, bo wewnątrz mnie wciąż tli się ta iskierka nadziei, która jeszcze parę lat temu zasilała nastoletnie serducho pełne nadziei na nową jakość gier. 

Mateusz Greloch Strona autora
cropper