Felieton: Dzieci mają gdzieś kategorie wiekowe

Felieton: Dzieci mają gdzieś kategorie wiekowe

Mateusz Greloch | 29.06.2014, 15:00

Ostatnio miałem okazję niańczyć czterech młodych chłopców w wieku 5-7 lat i zauważyłem, że tak naprawdę najbardziej kręci ich agresja, rywalizacja i kontakt fizyczny. Jako dobry wujek, chciałem im odpalić jakąś grę na PlayStation 4, jednak ich wybór mocno mnie zadziwił.

Odpaliłem im w trybie dla dwóch graczy w lokalnej kooperacji, jednak po 10 minutach stwierdzili, że to nuda i że chcą „Batmana”. Długo kminiłem o jaką grę chodzi, ale w końcu okazało się, że pragnęli zagrać w . Jako świadomy gracz, nie chciałem im odpalać tak brutalnej gry, jednak mama jednego z nich stwierdziła, że to tylko gry i pewnie nic złego się nie stanie, kiedy chłopcy trochę pograją i dadzą spokój rodzicom świętującym rodzinną uroczystość w pokoju obok. Niechętnie odpaliłem bijatykę i patrzyłem, jak po rozpoczęciu rundy twarze chłopaków rozświetliły się i początkowe znudzenie Resogunem przeszło w stan całkowitej ekscytacji i podjarania możliwością poobijania sobie wirtualnych twarzy Batmanem lub Supermanem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nieco zdziwiony doszedłem do wniosku, że choćbym nie wiem jak bardzo pragnęli odseparować młodych od agresji i całego zła tego świata, to „zakazany owoc” nadal smakuje najlepiej i to, czego na co dzień się im zabrania, staje się niemalże świętym Graalem, do którego uparcie dążą. Nowe doświadczenia, dodatkowo podsycane nutką agresji i rywalizacji mocno nakręcają młodych gniewnych, którzy uczeni przez rodziców grzeczności i szacunku dla drugiej istoty ludzkiej mogą się w zamian wyżyć na wirtualnych herosach. Im brutalniejsze ataki, tym żywsze głosy radości wyrywały się z gardeł tych młodych, pozornie niewinnych istot, najgorsze było jednak to, że rodzice praktycznie nie reagowali na to, co dzieje się na ekranie i cieszyli się, że choć na chwilę odpowiedzialność za zorganizowanie czasu pociechom spadła na kogoś innego, czyli mnie. Na całe szczęście, najmłodszy z nich, po zobaczeniu na czym polega gra, poszedł po swoje samochodziki-zabawki i siedząc nieopodal nawet nie zainteresował się tym, co działo się za jego plecami. Dało mi to pewne podstawy do tego, by stwierdzić, że chęć rywalizacji i predyspozycje do agresji budzą się z pewnym etapem rozwoju, do którego ów młodzieniec jeszcze nie dorósł.

Z jednej strony wynurza się tutaj obraz młodych, żądnych mocniejszych i niekoniecznie odpowiednich dla ich wieku wrażeń, a z drugiej strony obnażeni zostali mało odpowiedzialni rodzice, których mam nadzieję wcale nie ma tak wielu w naszym społeczeństwie. Patrząc jednak jak wielu młodych ma dostęp do takich gier jak , i wszelkiej maści horrorów lub bijatyk, takie zachowania wydają się być na porządku dziennym. Troszkę jadę tutaj hipokryzją, bo sam pamiętam czasy pierwszego PlayStation, kiedy to moi rodzice raczej nie zwracali uwagi na to w co gram, jednak w 1996 roku mało który z nich wiedział czym jest PS, a o znajomości gier na tę platformę można było tylko pomarzyć. Niechlubnie przyznam, że mając 7 lat i znając polskie realia z tamtych czasów, mało kto śmigał na oryginałach, bo tych po prostu w sklepach nie było, a jeśli już się pojawiały, to ceny były zaporowe nawet dla obdarzanych sporym kieszonkowym dzieci. Wtedy triumfy święciły wszelkiego rodzaju giełdy oprogramowania, które z legalnością miały tyle wspólnego, co Cher z naturalnym pięknem. W ten sposób zaopatrywałem się w takie gry jak Tekken, Tomb Raider, Silent Hill, Resident Evil, Grand Theft Auto lub Duke Nukem 3D, a nawet niedopuszczony do legalnego obiegu Thrill Kill, który w wieku 10 lat był hardkorem na niespotykaną do tej pory skalę. Nie mogę powiedzieć, że byłem wtedy grzeczny i przestrzegałem kategorii wiekowych, bo mając na wyciągnięcie ręki największe hity, trudno było się oprzeć i kupowało się kopie tego, co akurat recenzowano w prasie.

Mimo grania w takie tytuły, na które byłem zdecydowanie za młody, nie wydaje mi się, bym wyrósł na psychola lub kogoś niestabilnego emocjonalnie, jednak niczym nie różnię się od moich podopiecznych. Chciałem grać we wszystko co wychodziło, niezależnie od tego, czy byłem na to gotowy. Do dziś pamiętam ile miałem w gaciach podczas przechodzenia Residentów lub Silent Hilla, a mimo wszystko wspominam ten okres bardzo dobrze. Tutaj dochodzimy do sedna problemu – kategorie wiekowe to jedno, ale dzieci, które zrobią wszystko by zagrać w „dorosłe gry” to drugie. Trudne wybory moralno-etyczne typu „czy odpalić im GTA” pozostawiam do oceny każdemu z osobna, jednak niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zagrał w grę, w którą nie powinien z racji wieku. Tym smutnym aspektem skończę ten felieton i nadal będę bił się z myślami, czy zachowałem się dobrze odpalając Injustice i czy nie jestem hipokrytą, bo sam w ich wieku ogrywałem znacznie straszniejsze produkcje.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper