Playtest: Final Fantasy XV - Episode Duscae (PS4)

Playtest: Final Fantasy XV - Episode Duscae (PS4)

Paweł Musiolik | 22.03.2015, 15:15

Odłóżmy już na bok żarty o tym, jak długo tworzone jest Final Fantasy XV. Square Enix postanowiło zmienić podejście do tworzenia gier i prezentowania ich społeczności. Dzisiejsza otwartość wydawcy jeszcze kilka lat byłaby nie do pomyślenia. Dzięki niej możemy własnoręcznie sprawdzić „piętnastkę” na rok (a może i więcej?) przed premierą w sklepach. Przewrotnie jednak powiem, że dema nie powinniśmy dostać.

Zaskoczeni? Prawda jest taka, że Internet nie jest gotów, by własnoręcznie sprawdzać gry w tak wczesnym stadium. Ale przecież jest grywalne, dude, co Ty za bajki opowiadasz?! Tak, grywalne. Ale od początku Tabata z ekipą powtarza gdzie tylko się da, że to stary wycinek na nieskończonej wersji silnika, więc nie dość, że działa tak sobie, to jeszcze jest w nim dużo do poprawki. Ba, sama zawartość może zmienić się na tyle, że jej nie poznamy. Albo jej w ogóle nie będzie. Ludzie, nic sobie z tego nie robiąc, krytykują Final Fantasy XV za problemy, o których wcześniej uprzedzano. No nic, jajko zawsze chce być mądrzejsze od kury. Zostawmy to i przyjdźmy do samej „gry”.

Dalsza część tekstu pod wideo

To nie pierwszy raz, gdy można sprawdzić jakiś tytuł z tej serii przed premierą. Rzadko kiedy jednak odbywało się to tak wcześnie. Pierwotnie próbkę mieliśmy dostać dopiero latem, gdy zespół zdążyłby doszlifować przynajmniej techniczne sprawy. Ale ktoś uznał, że gracze nie mogą się niecierpliwić. Czekali kilka lat, więc trzeba to wynagrodzić. Coś za coś. Episode Duscae działa w 900p i bardzo często gubi płynność, w niektórych sytuacjach serwując nam nawet pokaz slajdów. Kto w to zagra – szybko może się zniechęcić.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest to, że region, który zwiedzamy w grze, jest ogromny jak na standardy Square. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, czy Tabata dotrzyma słowa czy może znowu pod płaszczem obietnic dostaniemy korytarze – ten może się ich wyzbyć. Lokacja dema jest tylko małym wycinkiem całości, a i tak spędziłem w niej kilka godzin, ostatecznie zabijając gigantycznego Behemota, tak jak chce od nas tego gra. Chociaż możemy to zignorować i samemu nazbierać wymaganą kasę, by zapłacić Cidney za naprawę naszego pojazdu.

Nie zgodzę się z twierdzeniem, że FF XV jest brzydkie. Może rozdzielczość nie ta i brakuje wygładzania krawędzi oraz filtrowania tekstur na odpowiednim poziomie. Ale jeśli chodzi o rozmach i design, to zbierałem szczękę z podłogi. Co ważne, region Duscae jest wiarygodny. Las z siedliskiem Behemota, rozległe polany otaczające wielkie jezioro z Catoblepasami w pobliżu bagna. Owszem, może i wielkiej różnorodności nie ma, a polany mogą wydawać się ubogie w architekturę, ale znowuż – to tylko demo, które pozwolić ma nam ocenić przede wszystkim system gry. Choć i temu daleko do ostatecznej wersji.

Tak, nie ma tutaj magii. Nie zdobędziemy nowych umiejętności, mimo faktu że śmiało można zarwać noc i dobić do 99 poziomu. Podstawy są proste, a na papierze opcja automatycznych uników i ataków przez trzymanie kwadratu wydawać mogą się wręcz zbyt łatwe. Ale tak nie jest, zwłaszcza gdy w jaskiniach (lub nocą) otoczy nas kilkanaście goblinów. Co chwilę spotykam się z głosami osób, które jak mantrę powtarzają bzdury o tym, że to bardziej slasher w stylu DMC lub gra akcji a'la Monster Hunter. Uwierzcie – większej głupoty nie można o tym systemie walki powiedzieć. Jest bardziej taktyczny niż nam się wydaje. Ale by to zrozumieć, trzeba zmierzyć się z kimś poważniejszym niż zgrają stworów przypominających wilki, choć z nimi również nie jest łatwo gdy występują w większej grupie.

Wciąż na ten moment system nie jest idealny i jest co poprawiać. Brakuje przede wszystkim różnorodności w kombinacjach. Niezależnie od wyekwipowanej kolejności naszego oręża, ciosy wyglądają tak samo – poza tym kończącym. Problemem jest także to, że kamera jest za blisko postaci, a ręcznie nie da się jej oddalić. No i nieszczęsne lockowanie się na przeciwniku, które jest mało intuicyjne i czasami prowadzi do kompletnego chaosu. Kilka razy zabito mnie, bo gra nie łapała mi poprawnie blokowania kamery na jednym wrogu, co przy walce z grupą ponad 30 przeciwników jest niesamowicie upierdliwe. Trochę też nie pasuje mi ta nieszczęsna, używana przy unikach mana. Ale skoro używanie magii zależeć będzie od czegoś innego, to pozostaje czekać, aż dowiemy się jak kompletny system będzie wyglądał.

Chociaż, jak wspomniałem, ocenianie Final Fantasy XV przez pryzmat tak wczesnej wersji nie ma najmniejszego sensu. Napiszę więc co demko wyjaśniło.

Śmiało można zawierzyć w zapowiedzi zespołu deweloperskiego. Już teraz widać, że gra zrobi ogromne wrażenie pod względem oprawy. Wystarczy przyzwać dostępnego w demie summona, by szczęki opadły absolutnie każdemu. Te wreszcie, po tylu latach, znowu są niesamowicie mocarne. Mam tylko nadzieję, że ich częstotliwość używania zostanie ograniczona.

Tak samo jestem pewien, że piętnastka będzie listem miłosnym do długoletnich fanów serii. Swoisty balsamem na nasze zranione wcześniejszymi dokonaniami Motomu Toriyamy serca i dusze. Niby demo, ale radość na sercu budzą zwykłe gobliny oparte na designie z Final Fantasy II. FF XV wydaje się być mariażem (oby udanym) nowoczesnego podejścia do gry (wybaczcie, ale ATB jest na dłuższą metę nudne) z wiernością korzeniom serii. Oczywiście wiele wokół trzonu może się zmienić, ale po tym, co miałem okazję własnoręcznie sprawdzić, jestem spokojny o ten tytuł.

Episode Duscae po prostu pozwoliło mi się znowu poczuć jak nastolatek, który z wypiekami wyczekiwał Final Fantasy XII. Co, przy coraz częstszym zmęczeniu rynkiem AAA w moim przypadku, jest czymś niesamowitym. A to tylko demo...

Paweł Musiolik Strona autora
cropper