8 najciekawszych gier na PlayStation korzystających z permadeath

8 najciekawszych gier na PlayStation korzystających z permadeath

Jaszczomb | 15.05.2016, 14:01

Przypadkowy zgon i zaczynamy od nowa – gry niepozwalające nam się odrodzić po śmierci przeczą trochę z podstawowymi założeniami naszego hobby, ale potrafią być tym, co wynosi grywalność niemożliwie wysoko. Oto tytuły, które wiele zyskują na opcji permadeath.

Dalsza część tekstu pod wideo

przedstawia wojnę w najokrutniejszy sposób – z perspektywy cywilów próbujących przeżyć w okupowanym mieście. Survival pełną gębą. Oczywiście nasi podopieczni jak zginą, to na stałe, więc warto dwa razy przemyśleć sprawę, zanim pójdziemy na ratunek gwałconej dziewczynie. No bo co my tam zdziałamy? Nawet jeśli jakimś cudem znaleźliśmy się w posiadaniu pistoletu i kilku sztuk amunicji – może lepiej zostawić to na później? To zresztą tylko jedna z niszczącej psychikę sytuacji, a nie mówię tylko o psychice gracza. Wydarzenia tego typu mogą popchnąć naszych ocalałych nawet do samobójstwa!

Zremasterowany ostatnio jRPG zabiera nas w środek alternatywnej wersji drugiej wojny światowej. Jak to na wojnie, starcia kończą się licznymi zgonami i musimy uważać, by nie były to nasze jednostki. I chociaż turowe walki nigdy nie odbiorą nam na zawsze ważnych postaci związanych z fabułą, cała reszta może zginąć permanentnie. Biorąc pod uwagę, że z czasem odblokowujemy dostęp do ich życiorysu i specjalnego perka, można w jakimś stopniu się przywiązać do tych żołnierzy. A wtedy tracimy ich bezpowrotnie. Bo wojna… wojna nigdy się nie zmienia.

Nie jest to nowy pomysł – gra taktyczna, w której rozwijamy swoje jednostki, ale jeśli zdarzy im się umrzeć, to na zawsze. Dlaczego do zestawienia wszedł XCOM, a nie chociażby ? Z powodu pewnego chwytu. Otóż werbując żołnierzy, wybieramy ich z listy różnych narodowości. Jest już wesoło, jak trafi się jakiś Europejczyk, ale gdy mamy Polaka… na tego to dopiero będziemy uważać. Możliwość nazwania swoich podopiecznych, awansowanie ich do wyższych rang, nadawanie ksywek – wszystko to jakoś zacieśnia więzi. A potem umierają.

Nigdy cię nie zapomnę, Liso Ann z Polski. [*]

 

Mamy na konsolach Sony gry takie jak , czy niedawne , ale wszystkim tym rewelacyjnym roguelike’om przewodzi . To w tamtejszych losowo generowanych podziemiach gracze zakochali się w gatunku, doceniając opcję śmierci na stałe i jednocześnie jej nienawidząc. Im dalsze poziomy, tym ostrożniej gramy, wiedząc, że jakikolwiek błąd może spowodować natychmiastowy zgon. Tylko 2% wszystkich posiadaczy gry na konsolach Sony pokonało ostatniego bossa, nie mówiąc już o ukończeniu bonusowego świata (0,5%). Łatwo się zniechęcić, gdy w mgnieniu oka możemy stracić wszystkie zebrane przedmioty, pieniądze i cały postęp – ale jak już się uda… bez korzystania z permadeath, roguelike’i nigdy nie dawałyby tyle satysfakcji.

Ta pozycja w zestawieniu może dziwić, ale interaktywna opowieść Davida Cage’a również korzysta z permanentnej śmierci. W kontrolujemy cztery postacie, które są w ten czy inny sposób powiązane z seryjnym mordercą Origami Killerem. Fabułę kształtują podejmowane przez nas decyzje, a te mogą doprowadzić do śmierci któregoś z podopiecznych. Nie oczekujcie tylko wtedy ekranu Game Over i opcji wczytania gry. Wydarzenia toczą się dalej, gdyż nie wszyscy muszą dotrwać do końca. Podobnie zresztą jak w , ale horror z nastolatkami nie przykuł nas do ekranów w równym stopniu, co produkcja Quantic Dream.

Tom Clancy’s Rainbow Six

Quake, Duke Nukem 3D, Unreal Tournament – końcówka ubiegłego wieku obfitowała w pierwszoosobowe shootery, ale nagle dostaliśmy Tom Clancy’s Rainbow Six, które dostarczyło czegoś, czego nawet nie wiedzieliśmy, że potrzebowaliśmy – realizmu. Zarówno nasi bohaterowie, jak i przeciwnicy umierali po jednym celnym strzale, a wbijanie do budynku zajętego przez wroga na ślepo kończyło się nagłym zgonem. I traciliśmy naszego antyterrorystę na zawsze… no, do powtórzenia misji i zaliczenia jej bez ofiar po swojej stronie. Wciąż jednak była to jedna z pierwszy gier, gdzie rzeczywiście zaczynało nam zależeć na utrzymaniu drużyny przy życiu, tym bardziej że w przeciwnym wypadku zostawaliśmy z nie najlepszymi antyterrorystami jako członkami drużyny do następnej misji.

 

Śmierć w jest ostateczna. Nieważne, ile zebraliście surowców czy jak duży obóz wybudowaliście – po utracie życia zaczynamy bez niczego. Tytuł wyróżnia się jednak spośród innych produkcji tym, że nie mamy jasnego celu. Owszem, nie możemy umrzeć z głodu, ale co dalej? Na tryb fabularny trafiłem przypadkiem dopiero po 10 godzinach! W międzyczasie wyhodowałem brodę, stworzyłem ogródek i rozstawiłem namiot przy dużym ognisku, postawiłem pułapki na dzikie zwierzęta, zwiedziłem kawał świata… tak się napracowałem! Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo zdecydowałem się spróbować ogolić stado bawołów. Cóż, mogłem się obyć bez bawolej sierści…

Nie uwzględniliśmy w tym zestawieniu dużych produkcji, które na najwyższym poziomie trudności wymagają przejścia gry na jednym życiu, ale Diablo pominąć nie można. Tworzenie postaci „na hardkorze” to coś, co każdy fan serii ma na swoim koncie – tak samo jak złość po przypadkowej śmierci i straceniu na zawsze legendarnych przedmiotów. I możecie się oburzyć, że trójka jest zbyt prosta i to żaden hardcore. Cóż, łatwo czy nie, na Udręce gra się zupełnie inaczej, gdy bohater może nagle opuścić łez padół bez możliwości powrotu.

Bonus:

Co prawda na konsolach Sony gra ma wyjść później tego roku, ale zdecydowanie jej oryginalny pomysł na rozgrywkę zasługuje na dodatkową pozycję. Jest to dungeon crawler, gdzie przejmujemy kontrolę nad czwórką bohaterów. Są wykończeni fizycznie i psychicznie, a podziemne korytarze nie chcą się skończyć, będąc domem dla rozmaitych potworów. Głód, nudności, strach, paranoja, liczne choroby – śmierć przychodzi tutaj łatwo i nie ma mowy o wczytaniu stanu gry. Doprawdy masochistycznie brzmiący zamysł za zabawę… zabawę?

Jaszczomb Strona autora
cropper