Kampania Battlefielda 1 jest gigantycznym zawodem

Kampania Battlefielda 1 jest gigantycznym zawodem

Paweł Musiolik | 22.10.2016, 15:59

Kompletne wywrócenie klimatu i zaskakująca podróż w czasie do pierwszej wojny światowej. Obietnice godnego potraktowania tego konfliktu, przekonywanie graczy o tym, jak bardzo DICE przyłożyło się do trybu singlowego. Kolejne głosy płynące ze strony mediów wychwalające to, co przeznaczono dla jednego gracza. I wiecie co? Wszystko to jak zwykle okazało się bajką opowiadaną spragnionym ściem graczom.

Uwielbiam historię. To jedno z moich hobby i gdy tylko mam chwilę czasu na odpoczynek od pracy (czyli gier), staram się poświęcić jakąś godzinę na przeczytanie ciekawych opracowań czy artykułów historycznych. W szkole historia była moim ulubionym przedmiotem, a im byłem starszym człowiekiem, tym bardziej kręcił mnie okres obu wojen światowych, lat między nimi i tego, jakie te okropne wydarzenia miały wpływ na cały świat. Od zawsze uważałem, że historia jest jednym z najważniejszych przedmiotów w szkole i jej nieznajomość szkodzi nie mniej niż kompletne olewanie nauki języka polskiego czy matematyki.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dlatego też, gdy pojawiły się pierwsze plotki o przeniesieniu Battlefielda do czasów pierwszej wojny światowej, nie ukrywam, że lekko się podjarałem. Po dziesiątce kolejnych FPS-ów przedstawiające nam fikcyjne konflikty, w których to zawsze nieskazitelnie czysta amerykańska armia wyzwala cały świat z problemów, szerząc demokrację w podobny sposób jak na Bliskim Wschodzie od kilkudziesięciu lat, miałem dosyć tego gatunku. Chciałem powrotu i wydawało się po zapowiedziach, że DICE może stworzyć coś ciekawego. Okres historyczny, który miała pokrywać gra, jest zaniedbany bardzo mocno przez popkulturę, a zwłaszcza gry. Niby jest , wcześniej wyszło podobno świetne od Ubisoftu, ale gdy zerkniemy na listę gier, to...milczenie będzie najlepszą formą komentarza.

Oczywiście zdawałem sobie sprawę – to Electronic Arts. Firma klepiąca wysokobudżetowe gry na lewo i prawo. Wydawca może i eksperymentuje z takimi projektami jak , ale tylko ktoś z krótką pamięcią może uwierzyć, że to ich jakiś nowy kierunek. Dlatego mój biorący się z mentalnej starości cynizm co chwilę podpowiadał, że figę z makiem dostaniesz, a nie ciekawą historię. No i miałem rację.

Mając jako materiał bazowy zaniedbany okres historyczny, ogromny budżet i świetny silnik, pozwalający na fenomenalną grafikę, EA mogło stworzyć hit. Hit, który mimo pewnych ustępstw dla masowego odbiorcy, mógł pokazać, jak bardzo brutalny i tragiczny był to okres w dziejach ludzkości i jaki wpływ miały te wydarzenia na kolejne dwadzieścia lat, zanim wybuchł jeszcze większy konflikt. Przedstawić ewolucję technologiczną, która z miesiąca na miesiąc oddziaływała na pole walki, totalnie zmieniając taktykę wojsk, masakrując jednych i przechylając szalę zwycięstwa w kierunku drugich – począwszy od wybuchu konfliktu w 1914 roku, gdy armie stosowały taktykę stosowaną chociażby w wojnach napoleońskich. Idący na rzeź żołnierze z karabinami w dłoniach, deszcz pocisków artyleryjskich, siedzenie w okopach. Im dalej z czasem, tym większe znaczenie zaczęła odgrywać technologia – gazy bojowe, pojawienie się czołgów, lotnictwo, zaawansowane karabiny i idące za tym nowinki w taktyce walk. A gdzieś w tle dramat hekatomby w imię złudnych zmian, jakimi miała zakończyć się wojna. No i nawet nie zaczynam tyrady na temat uwzględnienia WYŁĄCZNIE państwo Ententy i skupienie się w większości na walce z Niemcami i Austro-Węgrami. Historię piszą zwycięzcy, wiem. Ale gry jako medium dają niesamowitą możliwość przedstawienia obu stron konfliktu, tym bardziej, że to też byli ludzie, którzy umierali za podobne rzeczy co państwa zwycięskiej koalicji.

Ale nie. DICE postanowiło wszystko wrzucić już na sam koniec wojny, totalnie ignorując szanse pokazania zmian na polu walki. Kontrastu, jakimi odznaczać mogły się dwa miesiące tak bardzo oddalone od siebie w kalendarzu. Lata 1917-1918 – to tam osadzono praktycznie całą akcję gry. Szwedzi mieli szansę stworzyć coś, co nie tylko przebije się do mainstreamu i pozwoli poszerzyć w jakiś sposób historyczną świadomość, ale także zainteresować tym okresem nowe osoby. Postawię śmiałą tezę, że jeśli by postanowiono historię przestawić poważnie, wyciągając na zewnątrz te fałszywe poczucie zmian, do jakich miała prowadzić wojna, przeplatać to tragedią ludzi – dobre opinie z każdej strony sypałyby się non stop. Nawet jeśli gdzieś by coś naciągnięto w imię twórczej wolności i chęci sprzedania gry.

Zrezygnowano z ciągłej kampanii na rzecz krótkich opowieści o poszczególnych żołnierzach. To nie był aż taki zły pomysł, ale zrealizowano go tak, jakby po skończeniu kampanii Błoto i Krew ktoś na szybko wleciał do biura DICE i zjechał ekipę z góry na dół, pytając ich, czy mają rozum i godność człowieka, bo to się nie sprzeda!. Prolog jest świetny (w ramach, w których się obracamy), a Błoto i Krew jest bardzo dobrym segmentem całości. Ale im dalej, tym jest krócej i po prostu gorzej, goniąc jeden absurdalny pomysł drugim. Wysoko postawieni znajomi przypomina mi Hollywoodzkie spojrzenie na małe bitewki powietrzne, a wydźwięk tego jest taki – wojna to była super fajna historia, nawet jeśli ktoś zginął. No litości, panowie. Avanti Savoia miało być tragiczną historią, a stało się krótką (30 minut...) historyjką tak źle napisaną, że pokręciłem tylko głową. Do gustu jedynie jeszcze w jakiś umiarkowany sposób przypadła mi kampania Nic nie jest zapisane, gdzie poznajemy działania T.E. Lawrence'a.

"No ale kto gra w Battlefielda dla kampanii!?" – litości moi drodzy. Przestańmy usprawiedliwiać deweloperów tak durnymi wymówkami. Im dłużej będziemy to robić, tym rzadziej będziemy dostawać coś, co warto pochwalić. Jeszcze pół biedy, gdy takie wymówki robią zapatrzeni ślepo w markę zwykli gracze, którzy mają nabite tysiące godzin w trybie dla wielu graczy i nosa poza niego nie wystawiają. Ale kiedy widzę takie wymówki płynące z ust osób pracujących w branży gier... no ludzie, szanujmy się. Tak, powinniśmy krytykować studia za nie spełnianie obietnic. Nie dla samej krytyki, ale w trosce o lepszą jakość naszego hobby. Jednym z wyjść byłoby stworzenie gry tylko z trybem dla wielu graczy... chwila, przecież takie coś EA już wydało. Pamiętacie? . Za co gra najbardziej zbierała po uszach? Brak trybu dla jednego gracza. No właśnie...

Tak, wkurzyłem się. Miałem nadzieję, że w czasach, w których gry czasami starają się mieć jakiś przekaz i poszerzać zainteresowania ludzi, dostaliśmy kampanię tak bardzo zbiedzoną. Wiem, wiem, tryb dla wielu graczy... oczywiście, że będę w niego grał. Ba, wczoraj siedziałem w nim przez godzinę i chyba się zauroczyłem. Ale całą noc biłem się z myślami, ubolewając nad tak zmarnowanym potencjałem...

A teraz wybaczcie, idę postrzelać do wirtualnych awatarów graczy, by przez chwilę zapomnieć o tej kampanii (ale wrócę do niej w recenzji gry, macie to jak w banku).

Paweł Musiolik Strona autora
cropper