Felieton: O tym, jak wydawcy chcą pozbyć się recenzji

Felieton: O tym, jak wydawcy chcą pozbyć się recenzji

Paweł Musiolik | 30.10.2016, 14:53

W zeszłym tygodniu przez zachodnią część Internetu przelała się fala głosów dziennikarskiej branży pełnych niezadowolenia z powodu decyzji Bethesdy. Kontynuując swoją politykę zapoczątkowaną przy premierze gry , firma uznała, że serwisy growe otrzymają recenzenckie kopie dopiero w dzień premiery. Wszystko to mętnie tłumaczono chęcią wyrównania szans i ukłonem w stronę graczy. Ale każdy, nawet średnio rozgarnięty człowiek wie, że takie tłumaczenie jest po prostu głupie.

W polskiej części internetu ruch Bethesdy nie wywołał takiego poruszenia. Nie dlatego, że ktokolwiek popiera takie zagrania, ale z naszego (a przynajmniej mojego) punktu widzenia - to nie ma na nas absolutnie żadnego wpływu. Gry do recenzji i tak przychodzą albo dzień przed premierą, albo dopiero na premierę. A nierzadko zdarza się, że na jakiś tytuł musimy czekać nawet kilka dni (pomijając przygody z kurierami jak ostatnio mieliśmy z ). Mógłbym nawet napisać, że ruch Bethesdy jest dla mnie dobry, bo te największe serwisy nie mają przewagi względem nas. Ale to byłoby po prostu naiwne i krótkowzroczne. Bo problem leży w prawdziwych motywach stojących za decyzją Bethesdy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wcześniej tego roku wydaliśmy Dooma. Wysłaliśmy kopie recenzenckie na dzień przed premierą, co sprawiło, że ludzie obawiali się o jakość naszej gry. DOOM okazało się komercyjnym sukcesem i zebrało wysokie oceny od krytyków, będąc jednym z najlepiej ocenianych shooterów ostatnich lat. - Bethesda

Nie ulega od pewnego czasu wątpliwości, że pisane recenzje w magazynach growych i serwisach internetowych (tych poważnych, nie mówimy o pewnym dużym serwisie na P gdzie nie potrafią grać w gry) są solą w oku wydawców z kilku powodów. Po pierwsze, mimo wielkiego exodusu weteranów branży i upadku kilku największych serwisów, jeszcze kilku dziennikarzy/recenzentów się ostało i są to osoby, które są w stanie rzetelnie ocenić gry, nie poddając się fanowskiemu zaślepieniu i przede wszystkim - nie dadzą się podejść odpowiednim zabiegom ze strony wydawców. Wiem, że pośród niektórej grupy czytelników panuje przekonanie, że to dziennikarz growy jest największą hieną i łasym na łapówki czy prezenty człowiekiem, ale mogę z pełną szczerością (po zapoznaniu się z wieloma osobami branży) powiedzieć, że to jeden z najbardziej krzywdzących stereotypów. Dobry recenzent nie boi się wyrazić swojego zdania i i umie je uzasadnić, nawet jeśli grozi to potem linczem ze strony zaślepionych fanów jakiejś gry i personalnymi atakami, które wręcz uwielbia się stosować, gdy ktoś nie zgadza się z oceną lub całą recenzją. Bo przecież własne zdanie recenzent może mieć tylko wtedy, gdy odpowiada one czytelnikowi...

Wraz z nadchodzącą premierą Skyrim Special Edition i Dishonored 2, mamy zamiar kontynuować nasz plan wysyłania kopii recenzenckich na dzień przed premierą.

Jim Sterling nagrał ostatnio wideo na temat, który poruszam w tym tekście i powiedział tam całkiem ciekawe słowa. Mianowicie dotarł do informacji, że najwięksi wydawcy gier tworzą sobie listy niepokornych dziennikarzy, nazywając ich niepewnymi. Wydawca nie jest w stanie przewidzieć, jakie zdanie na temat danej produkcji będzie miała ta osoba, więc ogranicza się jej dostęp do materiałów lub dostarcza z opóźnieniem. Dziwnym trafem na takiej liście znajduje się mała grupka ludzi z YouTube'a, która nie boi się krytykować gier, a także osoby piszące do serwisów internetowych. Kogo na tej liście nie ma? Najpopularniejszych osobowości YouTube'a. Nie ma również tych mniej popularnych, ale mających wiernych widzów i poświęcających się jednej serii gier. Dlaczego? Bo taki influenser zachwali wszystko. Oczywiście za odpowiednią gratyfikacją. Pół biedy, gdy taki materiał będzie oznaczony jako sponsorowany. Ale sporo takich osób tego nie robi.

Tu wracamy do Bethesdy. W swoim wpisie na blogu napisano, że brak kopii recenzenckich jest z troski o gracza. By wszyscy byli równi.

Wciąż będziemy pracować z mediami, streamerami i youtuberami - przed i po premierze - gdyż chcemy, by wszyscy, również media, doświadczały naszych gier w tym samym momencie. - Bethesda

Tylko jak się potem okazało - YouTuberzy, którzy w dobrych słowach mówili o grach z seriach The Elder Scrolls lub Fallout, otrzymali kopię MIESIĄC przed premierą. Tak wygląda ta równość? A może to wycinanie niepewnego elementu, który przed premierą wytknąłby błędy i napisał, jaka gra jest naprawdę? I jeszcze dorzucił coś, czego żaden wydawca nie chce słyszeć - nie składajcie preorderów lub nie kupujcie gry na premierę. Ludzie, którzy zajmują się zawodowo grami, nie boją się powiedzieć prawdy. Ktoś, kto pojawił się na YT wyłącznie z pobudek finansowych, ma gdzieś uczciwość i bycie szczerym ze swoim widzem. Dla takiej osoby otrzymanie miesiąc wcześniej gry jest niczym żyła złota, więc oczywiście, że ostatnią rzeczą, o której pomyśli, jest krytyka. Bo wyleci z kręgu uprzywilejowanych.

Przyszłość, jaka przed nami się maluje, jest prosta. Wydawcy nie chcą recenzji przed premierą, nie chcą ich nawet w dniu premiery, bo ryzykują wtedy nie tylko preordery (co dla nich jest łatwą kasą, jeśli takie zamówienie opłacicie z góry), ale premierową sprzedaż i ewentualnie dobry marketing z niej wynikający. Zasłanianie się w takiej sytuacji dobrem graczy jest - mówiąc wprost - obrzydliwe. Wykorzystuje się niechęć pewnej paranoicznej grupy ludzi, która przyklaskuje takim pomysłom rzucając - dobrze tak serwisom growym!. Zupełnie nie widzą, że podcinają gałąź na której sami siedzą. Potem będzie płacz i zgrzytanie zębów, bo gra działa źle, jest krótka, słaba i pełna mikrotransakcji. Ale kto przed tym ostrzeże? Pożal-się-boże influencer, który zna się na tym, co akurat dostanie w prezencie?

Oczywiście jest tutaj kilka wyjątków ze strony deweloperów i wydawców, ale oni praktykują starożytną technikę, o której wielu zapomina. Robią po prostu gry dopracowane, gdzie błąd jest czymś, co pojawia się niezmiernie rzadko. Nie dorzucają tony mikrotransakcji po premierze (pozdrawiamy ) i nie traktują osób kupujących gry w dniu premiery jak betatesterów.

Czy da się trend marginalizowania recenzji odwrócić? Niestety, uważam, że nie. Dotarliśmy do momentu, w którym wywiady z deweloperami nagrywa wydawca gry. Rozgrywkę oglądamy na streamach u wydawcy. Pokazują nam pięknie skrojone kilkanaście minut rozgrywki. Dochodzi nawet do takich absurdów, że zleca się napisanie komuś recenzji, którą wydawca publikuje w swoich serwisach lub na blogu danej produkcji. Oczywiście jak można się domyślać - gra w takim tekście jest wyśmienita. Gracze niestety sami zapędzają się pod ścianę, składając masę preorderów w ciemno i co gorsza - opłacając je z góry. Nie potrafią pogodzić się z krytyką i nie potrafią zrozumieć, że jeśli w recenzji coś się krytykuje, to nie dlatego by się wyżyć czy odegrać, a po to, by kogoś przed problemami przestrzec. I jeśli gracze nie pójdą po rozum do głowy, za kilka lat wszyscy obudzą się z ręką w nocniku...

Źródło: własne
Paweł Musiolik Strona autora
cropper