Felieton: Zalew śmieci w PlayStation Store

Felieton: Zalew śmieci w PlayStation Store

Paweł Musiolik | 29.01.2017, 14:45

Żyjemy w wydawać by się mogło najlepszych czasach, jeśli chodzi o dostępność gier, ich ilość oraz nierzadko - jakość. Jednak na każdy hit od niezależnego dewelopera przypada gdzieś na oko ze 100 gier, które są niczym innym, jak mało interesującym, słabym produktem. Coś, co do tej pory było wyłącznie problemem PC-tów, staje się też problemem konsolowców spod znaku Sony.

Jak możecie się domyślać, felieton zrodził się głównie przez masowe zachwyty internetowej społeczności graczy dwoma tytułami, które ostatnio trafiły na PS4. Mowa oczywiście o Life of Black Tiger i Skylight Freerange 2: Gachduine – bohaterów prześmiewczych wpisów i komentarzy ostatniego tygodnia. I nie, nie zamierzam gier jakkolwiek bronić czy tłumaczyć dewelopera, bo sam uważam, że tak szajsowate tytuły nie powinny być w ogóle szerzej reklamowane. Dlatego zdziwiła mnie aktywność amerykańskiego oddziału Sony, które wrzuciło zwiastuny obu tych produkcji na swój kanał. Ale może gdyby nie ten fakt, to niektórzy ludzie nie wiedzieliby nawet o problemie, który zaczyna być coraz poważniejszy. A wszystko przez to, że Sony chce mieć sklep niczym Steam. Dla wszystkich, bez żadnych barier – a przynajmniej takich, które wcześniej blokowały dostęp wyjątkowo słabym tytułom do konsoli.

Dalsza część tekstu pod wideo

Stwierdzenie, że na konsole do tej pory wychodziły tylko i wyłącznie dobre gry, byłoby wielkim nadużyciem, bo praktycznie od zawsze mieliśmy mniej lub więcej gier fatalnych, począwszy od ery NES-a, przez czasy PlayStation, aż po poprzednią generację. Na początku życia konsolowych gier przeżyliśmy zalew masy tytułów które jawnie kopiowały i rżnęły z innych tytułów, rzadko kiedy oferując przy tym jakąkolwiek jakość. Później problem ten się marginalizował, ale zastąpiły go gry robione masowo na licencjach filmowych, potem przyszedł czas na masę shovelware'u, którego apogeum mieliśmy chyba w czasach PlayStation 2.

Wejście konsol poprzedniej generacji na rynek cyfrowy mogło ten efekt spotęgować, ale go nie zrobiło z dwóch powodów – rosnące koszty tworzenia gier oraz (co najważniejsze) zasady właścicieli platform, które zamykały się  w "musicie znaleźć wydawcę, który wyda waszą grę i weźmie na siebie wszystkie koszty". A trochę ich było – opłacenie certyfikacji, płatność za jakąkolwiek aktualizację oraz opłata dla Sony/Microsoftu. Dodatkowych problemów do przeskoczenia było tyle, że większości się po prostu nie opłacało, co miało swoje dobre i złe strony. Dobra była taka, że dostawaliśmy bardzo mało tragicznych gier, przynajmniej na PlayStation 3 gdyż Sony było wyjątkowo oporne na deweloperów niezależnych. Z drugiej strony, masa PC-towych hitów niezależnych albo wychodziła z ogromnym opóźnieniem, albo nie wychodziła wcale. Microsoft obrał inną taktykę, która co prawda miała wiele ograniczeń (początkowo gry w XBox Live Arcade nie mogły mieć więcej niż 50 MB), ale jednak był kanał poświęcony typowym grom niezależnym. Tam trafiały się perełki, ale większość gier była jednak zapowiedzią tego, co może się stać gdy popuści się kontroli i pozwoli wypuszczać wszystko jak leci. Więc nie ma co ukrywać, że z polityki Sony więcej było szkód niż pożytku dla graczy, więc postanowiono zmienić podejście wraz z początkiem kolejnej generacji.

Czy Sony zrobiło to z dobrego serca? Nic bardziej mylnego. To czysty biznes. Mając na uwadze coraz większe koszty dewelopingu i czas potrzebny na stworzenie gry, Sony wiedziało, że w początkowych latach gier na konsoli będzie zbyt mało, jeśli nie wpuści się deweloperów niezależnych i nie zachęci ich do tworzenia gier na PS4. Dlatego w 2013 roku, gdy zapowiadano najnowszą generację, na scenie pojawił się Jonathan Blow ze swoim The Witness. Wszystko po to, by pokazać zmianę nastawienia Sony i zachęcić kolejnych deweloperów. I to się udało. Dostawaliśmy w kolejnych miesiącach coraz to więcej produkcji niezależnych, które skutecznie wypełniały braki w tytułach AAA. Sony  na kolejnych konferencjach poświęcało miejsce na scenie producentom niezależnych gier, dając sobie czas na ich tworzenie i nie martwiąc się o posuchę.

Jednak im dalej w las, tym mniej czasu i uwagi poświęcano tym produkcjom. Zaczęło się na zmniejszaniu czasu antenowego oraz jakby mniej przykładano uwagi do tego, co pojawia się na PS4. Bramy otwierały się coraz szerzej, co było dobre, bo pojawiało się coraz więcej gier, ale w tym zalewie produkcji przemykało coraz więcej gier słabych, a potem wręcz tragicznych. Tylko tak szczerze nikt tego nie zauważał, bo Sony poświęcało takim grom niewiele uwagi i jeśli ktoś namiętnie nie oglądał wszystkich zwiastunów czy nie śledził uważnie mediów społecznościowych, to o słabych grach miał niewielkie pojęcie.  Taki stan nie mógł trwać wiecznie i wystarczyło, że serwisy podłapały Life of Black Tiger i Skylight Freerange 2: Gachduine, a tysiącom otworzyły się oczy. PS Store od dawna powoli zamienia się w śmietnik pokroju Steama. Pojawiają się gry tak słabe, że szkoda na nie choćby sekundy, coraz częściej pojawiają się gry nieskończone, ochrzczone przez kogoś Early Access (i, o zgrozo, taki ruch znajduje swoich zwolenników i na konsolach). Co z tym zrobić?

Najłatwiej byłoby napisać – wrócić do ery PS3 i ostro pilnować tego, co wychodzi na konsoli. Ale po pierwsze jest to ogromny krok w tył. Po drugie – nie jestem w stanie znaleźć w tym pomyśle pozytywnych aspektów. Opcji na rozwiązanie problemu Sony kilka ma. Przede wszystkim powinniśmy naciskać na to, by PS Store oferowało znacznie więcej oraz miało lepsze opcje przeglądania i zarządzania tym, co chcemy oglądać. Bardziej rozbudowane opcje oznaczania gier, ich oceny i wyszukiwania. Steam oferuje rozbudowane opcje tagowania przez społeczność, kolekcję odkrywania gier, które polecane są na podstawie tego, w co gramy. Dlaczego więc tego nie wprowadzić na PS4? Choć sam jestem sceptycznie nastawiony do takich zagrywek (nie wierzę, że społeczność jest w stanie rozwiązać ten problem, co zresztą pokazuje non stop Steam), ale nie zmienia to faktu, że lepsza taka kontrola niż żadna. Lepszym wyjściem byłoby gdyby Sony bardziej przykładało się do testowania i sprawdzania gier, które ktoś chce wydać na ich platformie, i pilnować, co faktycznie jest reklamowane. Niech wychodzą sobie wszystkie słabe gry, tylko nikt nie musi poświęcać im czasu. Nie musimy oglądać ich zwiastunów, nie musimy o nich czytać jeśli nie chcemy. Sony powinno zagwarantować sobie w procesie akceptacji gry, że nie ma absolutnie żadnego obowiązku w promowaniu gry, której nie uznają za ciekawą. Unikniemy wtedy promowania crapów. A nawet jeśli ktoś w Sony wpadłby na pomysł reklamowania paździerzy pokroju Life of Black Tiger, to wtedy można śmiało dowalić mu karę.

Zamiast marnowania czasu na słabe gry, warto skupić się na tych pokroju Stardew Valley, Axiom Verge, Rocket League i wielu innych, które śmiało mogą robić za modelowy przykład sukcesu indyka w świecie gier AAA. My jako gracze musimy się więc pogodzić z tym, że otwarcie konsolowego ekosystemu sprowadziło do niego masę słabych gier, ale jednocześnie trzeba wymagać na Sony rozbudowania PS Store i poprawy wielu jego aspektów. Bo jeśli korzysta z usług sieciowych Sony od ich startu w 2006 roku ten wie, że minęło ponad 10 lat, a nadal sieciowy sklep Sony jest zrobiony po prostu po linii najmniejszego oporu.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper