Recenzja: xXx: Reaktywacja

Recenzja: xXx: Reaktywacja

Tomasz Alicki | 24.02.2017, 19:56

xXx: Reaktywacja powinno raczej nosić podtytuł “Reanimacja”, bowiem po prawie 12 latach Universal zabrało się za odgrzebywanie trupa. Studio wyciągnęło wtedy duże pieniądze i wydało je w najgłupszy możliwy sposób, rzucając Vin Dieselowi wyzwanie, że nie zrobi większego gniota niż “Szybcy i wściekli 8”. Dominic Toretto może z czystym sumieniem uznać zakład za wygrany.

Od pierwszych zwiastunów i marketingowych zabiegów było widać, że w przypadku xXx: Reaktywacja twórcom zależy na pieniądzach jeszcze bardziej niż zwykle. Właśnie dlatego między Vina Diesela i reszty gwiazd z każdego możliwego kontynentu udało się nawet wcisnąć Neymara, który mówi dwa zdania w pierwszych minutach filmu, ratując świat swoimi piłkarskimi zdolnościami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła jest równie miałka i zbędna jak w większości tego typu filmów. Tym razem Xander Cage poluje na urządzenie kontrolujące wojskowe satelity. Jak zwykle bezsilny i poszukujący nieustraszonej jednostki rząd znajduje gwiazdę Szybkich i wściekłych jeżdżącego na nartach po gęstej dżungli. Odpowiedzialna za sukces operacji Jane (Toni Collette) rekrutuje więc Cage’a, który chwilę później dzwoni po swoich kolegów.

Dbałość o postaci stoi mniej więcej na tym samym poziomie co linia fabularna. Każdy z członków ekipy Cage’a zostaje przedstawiony widzom kilkoma krótkimi faktami, by zaraz potem wszelki słuch o nich zaginął. Wszyscy biorą udział w akcji, czasami rzucają jakiś złośliwy komentarz albo sztampowy tekst pokroju „Teraz zacznie się prawdziwa zabawa”, ale kamera skupia się wyłącznie na trójce głównych bohaterów – Dieslu, Yenie i Padukone. W rezultacie drugi plan kradnie rozgadana agentka NSA.

Tymczasem Xander Cage w środku dżungli z nart przesiada się na deskorolkę, by 20 minut później jeździć motocyklem po oceanie w pogoni za kawałkiem metalowego ustrojstwa. Wszystko po to, żeby utrzymać przy sobie siedzącą w kinie widownię. Na szczęście rozwijająca się coraz szybciej technologia działa na korzyść takich filmów jak xXx: Reaktywacja. Poprzednie dwie części nie imponowały zupełnie niczym i po prostu coraz głośniej błagały o wyłączenie. Teraz można chociaż popatrzeć na wymyślne popisy kaskaderskie oraz pojedynek amerykańskiej siły z azjatycką zwinnością.

Niestety, poza kilkoma widowiskowymi momentami, film nie ma nic do zaoferowania, sprawiając, że największą przyjemność czerpiemy z napisów końcowych, które przychodzą niczym nagroda po niemal dwóch godzinach facepalmów i uczucia żenady. Dialogi są fatalne, żarty nieudane, scenariusz stąpa po wydeptanych ścieżkach, resztki porządnego aktorstwa zapewnia jedynie duet Vina Diesela z Donniem Yenem, a za filmową świadomość reżysera D.J. Caruso mówią jego dotychczasowe “dzieła”.

Jeżeli pogodzimy się już z faktem, że ktoś postanowił odgrzebać tę fatalną serię i xXx: Reaktywacja trafiło do kin, jest kilka rzeczy, na których można zawiesić oko. Widowiskowe akcje, kilka kaskaderskich występów czy nawet sam Vin Diesel dostarczają dokładnie tego, czego można było spodziewać się po wcześniejszych zwiastunach. Spragnieni odmóżdżającej rozrywki w sobotni wieczór mogą więc za jakiś czas rozejrzeć się za filmem Caruso w telewizji i wyłączyć myślenie na kilka błogich chwil.

Ocena: 3

Atuty

Wady


3,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper