Recenzja: Logan: Wolverine

Recenzja: Logan: Wolverine

Tomasz Alicki | 10.03.2017, 14:56

Wolverine na superbohaterskiej emeryturze. Razem z Charlesem Xavierem ukrywa się na południu granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem, dorabiając sobie jako kierowca. Od miesięcy James Mangold z Hugh Jackmanem i Patrickiem Stewartem szykowali nas na zupełnie nowe kino komiksowe. Dotrzymali obietnicy…

Jest rok 2029, od ćwierć wieku nie urodził się żaden nowy mutant, a pogłoski o pozostałych dawno umarły. W tym nowym świecie musi odnaleźć się Wolverine. Pazury nie działają tak jak kiedyś, forma z dawnych czasów zniknęła, a profesorowi Xavierowi bliżej teraz do zamkniętego w izolatce wariata niż osoby godnej wskazywać drogę młodym mutantom. Do tej smutnej, wyciętej niemal ze starego westernu rzeczywistości wkracza Laura – mała, tajemnicza dziewczynka, która kilka chwil później staje się głównym przedmiotem zainteresowań Logana.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na plecach czuć oddech uzbrojonych po zęby poszukiwaczy mutantów. Jedynym wyjściem z niewygodnej sytuacji okazuje się podróż przez całe Stany Zjednoczone. Podróż do lepszego jutra. Ta „wycieczka” z Meksyku aż do upragnionej granicy z Kanadą czyni Logana klasycznym filmem drogi. Mangold postanowił nie tylko sięgnąć do szufladek wcześniej nieotwieranych przez kino superbohaterskie, ale również szukać inspiracji w westernach. W rezultacie na telewizorze w hotelu leci Jeździec Znikąd, momentami w powietrzu unosi się odrobina Mad Maxa, a pierwsza połowa filmu nieustannie przypomina o niedawnym seansie Aż do piekła. Western w Loganie widać nie tylko na zdjęciach, ale nawet w tempie czy tonie, co bezpośrednio przekłada się na panujący klimat.

Trzeba przyznać, że Wolverine wreszcie dostał swój własny dobry film. Po X-Men Geneza: Wolverine i Wolverine z 2013 roku ciężko było o coś gorszego, jednak tym razem Loganowi udało się zawiesić wysoko poprzeczkę nie tylko dla swoich filmów, ale i dla całej branży. James Mangold za drugim podejściem stworzył przede wszystkim film z pomysłem, który realizował konsekwentnie do ostatniej minuty. Wyraźnie brakuje tego w większości produkcji komiksowych, brakowało też w poprzednich historiach o Wolverine’ie, ale na szczęście nie zabrakło tym razem.

Przede wszystkim – aktorstwo. Odchodząc na chwilę na bok od westernowych nawiązań, duet Hugh Jackmana z Patrickiem Stewartem dba o to, żeby koncepcja Mangolda nie legła w gruzach przez odtwórców głównych ról. Panowie mieli oczywiście całe 17 lat na oswojenie się ze swoimi bohaterami, jednak trzeba przyznać, że obaj nie mogli w lepszym stylu zamknąć tego rozdziału w swoich aktorskich karierach. Nawet młoda debiutantka Dafne Keen spisuje się naprawdę imponująco. W pierwszej części zgrabnie buduje swoją tajemniczą i nieufną, ale też niebezpieczną dziewczynkę, by godzinę później wreszcie powiedzieć parę słów i kontynuować przekonujący występ.

Z Hugh Jackmanem oraz Patrickiem Stewartem w rolach głównych i ewidentną przychylnością ze strony studia, James Mangold dostał idealne miejsce do pracy. Logan potwierdza bowiem przekonanie wielu fanów, że słynna litera ‘R’ była jedną z ważniejszych rzeczy, której przy Wolverine’ie brakowało od samych początków. Wreszcie możemy zobaczyć swojego ulubionego bohatera ubrudzonego krwią ofiar, przebijającego na wylot czaszki kolejnych przeciwników. Logan jest brutalny, pełny krwi i przemocy. Ktoś może skrzywić się na widok odpadającej głowy czy nadmiaru krwi, ale oznaczenie wiekowe R wzbiło ten film na zupełnie inny poziom. Dostaliśmy prawdziwą produkcję dla dorosłych, która bez owijania w bawełnę pokazuje robotę superbohatera jako trudną, żmudną i pełną wyrzutów sumienia. Pobojowiska, jakie zostawia za sobą Wolverine, tylko pomagają w zrozumieniu jego zmęczenia.

Jedynym mankamentem Logana jest jego kroczenie reżysera wydeptanymi ścieżkami w gatunku. W kategorii filmu superbohaterskiego Mangoldowi udało się spełnić najodważniejsze fantazje fanów – Wolverine objawia się w Loganie jako strudzony, zmęczony życiem człowiek. Przewijają się przez jego głowę te same myśli, które nachodzą starszych mężczyzn. Hugh Jackman uczłowiecza swoją postać i przekonuje widza, że komiksowym postaciom bliżej do nas niż do pozaziemskich istot. Jednak gdyby zacząć traktować Logana jak zwykły dramat czy kino akcji, film nieco traci na sile. Mangold wędruje znanym doskonale schematem i prowadzi fabułę wedle standardowego kina drogi, zmierzając wyraźnie do sygnalizowanego co kilkanaście minut dramatycznego zwieńczenia. Trafione domysły widzów na szczęście nie psują aż tak wydźwięku całości.

Logan to w rezultacie godne zakończenie roli Hugh Jackmana. Jeżeli faktycznie mamy do czynienia z ostatnim filmem dwójki aktorów, będą mogli z szerokim uśmiechem na ustach wspominać wielki finał swoich superbohaterskich zmagań. Tak jak Patrick Stewart przyznał w jednym z wywiadów, nie będzie lepszego, bardziej emocjonalnego sposobu, żeby pożegnać się z całym uniwersum. Mangold zamknął pewną erę w historii komiksowego kina. Zrobił to w sposób, który sprawi, że będziemy wracać do tego filmu jeszcze przez długie lata.

Ocena: 7

Atuty

Wady


7,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper