Destiny 2 czy może Destiny 1.5? Wrażenia po becie

Destiny 2 czy może Destiny 1.5? Wrażenia po becie

Paweł Musiolik | 22.07.2017, 15:02

Beta Destiny 2 od wczoraj dostępna jest dla każdego, który chce sprawdzić nową grę studia Bungie. Ja korzystając z kodu otrzymanego od Activision betę sprawdziłem od razu, 19. lipca. Czy Destiny 2 to prawdziwa kontynuacja czy może jest tak, jak pisze się w Internecie - Destiny 1.5?

Destiny to jedna z najpopularniejszych gier tej generacji. Tytuł, który mimo wyjątkowo złej prasy po swoim debiucie zebrał wokół siebie gigantyczną i wierną społeczność, która czasami broniła na wyrost ewidentnych braków w zawartości. Ogromne oczekiwania wytworzone przez Bungie przed premierą gry  przełożyły się na bipolarność graczy. Jedni ślepo zakochani w Destiny ścierali się z zażartymi krytykami. Z perspektywy czasu wyszło, że więcej racji mieli ci drudzy. Destiny miało problematyczny deweloping, który ratowano w kilka miesięcy przed premierą. Zawartość uzupełniana była przez mniejsze dodatki i większe rozszerzenia pokroju The Taken King, które sprawiło, że w Destiny wreszcie grało się przyjemnie. Destiny 2 miało nie popełniać tych samych błędów, ale oczekiwanie na grę zaczęliśmy od...rocznego poślizgu. By dopracować grę i nie powtórzyć startu jedynki. Tylko jeśli miałbym oceniać grę po udostępnionej becie, uznałbym, że ktoś w Bungie zrobił sobie ze mnie żart.

Dalsza część tekstu pod wideo

Co najlepsze, nie jestem osamotniony w mojej opinii o Destiny 2 po becie. Nie, nie spodziewałem się wywrócenia rozgrywki o 180 stopni, nawet tego nie chciałem, bo ten aspekt mi przypadł do gustu. Tylko pośród tych wszystkich nowości, którymi się chwalono przy pierwszym pokazie, nie pokazano nam nic. No, prawie nic - w trybie sieciowym możemy zagrać w dwóch trybach 4 na 4, co jest obcięciem liczby graczy o dwie osoby na drużynę. Beta na dzień dobry pozwala nam sprawdzić pierwszą misję fabularną, która pełni rolę wprowadzenia do wydarzeń z którymi będziemy się mierzyć. Jeśli ktoś przespał ostatnie miesiące - Czerwony Legion atakuje Wieżę, podprowadza nam Podróżnika uważając, że tak słaba rasa jak ludzie na niego nie zasługują. I to tyle. Biegamy więc po rozwalonej przez ataki rasy Cabal Wieży, oglądamy scenki, którymi raczy nas Bungie sprawdzając przy okazji w mikrym stopniu jak przebudowano klasy. Zmiany są, ale rewolucyjnymi bym ich nie nazwał. To raczej mały krok do przodu w niektórych aspektach, a w innych - wstecz (brak losowości perków na ekwipunku).

Kończymy misję, przerzucamy się na Strike sprawdzić co przygotowało Bungie. I cóż, Strike to Strike, nie pokazuje absolutnie nic nowego poza lokacją i kilkoma przeciwnikami. Co i tak nie ma większego znaczenia, bo celem jest ich szybkie zabicie by dobiec do bossa jak najszybciej się da. Oczywiście misja pokazuje, że nadal będziemy mieli urozmaicenia w postaci skakania po platformach i unikania środowiskowych pułapek (tutaj ogromnego kombajnu). Boss w Strike'u jest okropną gąbką na naboje, przez co jego ubicie zajęło za dużo czasu. Ale tutaj Bungie uspokaja - to wina starego buildu bety i w nowszych wersjach obrażenia są lepiej skalowane. Musimy im uwierzyć na słowo, bo aktualizacji nie dostaliśmy.

Sprawdziłem na sam koniec tryb sieciowy, którego wielkim fanem w Destiny nie byłem i spędzałem w nim czas na zasadzie - bo gra kazała by zaliczyć zadania i wyzwania. Tutaj mamy zejście z liczby graczy do 4 na drużynę, co nie jest takim złym pomysłem jak mi się wydawało. Osłabienie broni i umiejętności specjalnych (zwłaszcza tych ostatnich) sprawiło, że rywalizacja ma trochę lepiej dobrany balans - rzadko zdarzały mi się sytuacje obecne w poprzedniej odsłonie, gdy wybiegając zza zakrętu ktoś mnie kosił jednym strzałem z...sam nie wiem skąd. Chociaż i tu trochę balans leży, bo Super i granaty ładują się za wolno i całość wygląda trochę tak, jakby Bungie zapomniało, że po zmniejszeniu liczby graczy, trzeba też poruszać odpowiednimi suwakami czy cała reszta była pod to dopasowana. Poza klasycznym trybem Kontroli, jest jeden znacznie bardziej dynamiczny w którym jedna drużyna ma aktywować bomby, druga bronić miejsc w których są, a celem wspólnym jest wyeliminowanie całej drużyny. Każdy z graczy ma jedno życie i może być ożywiony przez innego gracza. Przez co całość jest z jednej strony wymagająca, ale z drugiej mało przyjazna dla nowych, bo nie ma za bardzo kiedy uczyć się mapy i taktyki gry skoro jesteśmy w stanie zginąć od jednego strzału ze snajperki i do końca rundy oglądać akcje oczami innych (nie, towarzysze raczej nie kwapią się do ożywiania poległych).

Beta Destiny 2 daleka jest od sprawienia, że staną się zagorzałym fanem gry. Moja przygoda z serią była od początku trudna. Beta Destiny była znacznie lepsza w moim odczuciu, ale brak zawartości i zerowy end game sprawiły, że wyleczyłem się w 2014 z myśli o kupnie gry. Poczekałem na The Taken King co było dobrym ruchem, bo wtedy grało się znacznie lepiej. Tutaj Bungie same sobie jest winne chłodnego odbioru gry. Beta nie pokazuje nam absolutnie żadnej konkretnej nowości, które mają zostać wprowadzone. Lokacje mają być większe, płynne, bez ekranu wczytywań. Czy dano nam misję patrolowe by to sprawdzić? Nie. Lepiej dać sobie postrzelać z wyjątkowo słabego granatnika, bo to ważniejsze od sprawdzenia świeżych pomysłów. Ciężko mi więc jednoznacznie stwierdzić po tej "becie", czy niezdecydowani powinni szarpnąć się na kupno gry w dniu premiery. Bo nie mam do tego podstaw. Wiem, że fani nie mają takich dylematów i to mnie nie dziwi. Bazowe mechaniki w grze zostały i są po prostu dobre, więc tutaj przynajmniej plus, że niczego poważnego nie zepsuto w imię niepotrzebnej rewolucji. Ale skoro przeprowadza się ewolucję - by zdobyć zaufanie zrażonych, trzeba ją dać wypróbować. A tego niestety w tej becie zabrakło.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny 2.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper