Recenzja: Dunkierka

Recenzja: Dunkierka

Tomasz Alicki | 27.07.2017, 18:43

Od Interstellar minęły już prawie trzy lata. Na szczęście Christopher Nolan nie próżnuje, a jego fani regularnie dostają powodów do ekscytacji. Słynny reżyser powrócił z gatunkiem, z którym wcześniej go nie kojarzyliśmy. Co jednak ważniejsze, Dunkierka będzie kolejnym filmem, który przypomni nam o sobie przy okazji nominacji do Oscarów.

Mistrz narracji zabrał się tym razem za kino wojenne, konkretnie za historię z 1940 roku. Podjęta wtedy udana próba ewakuacji uwięzionych przez Niemców wojsk brytyjskich i francuskich stała się dla reżysera doskonałym materiałem na film. Cała dramaturgia sytuacji tkwiła w ówczesnej sytuacji Wielkiej Brytanii. Francuzi utrzymywali wojska III Rzeszy przed wejściem na plażę, podczas gdy ich sojusznicy próbowali za wszelką cenę ewakuować się z niewygodnej pozycji z powrotem na terytorium swojego kraju.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nolan zastosował w Dunkierce znaną konwencję, którą niektórzy mogą kojarzyć nawet z kilku gier wideo o podobnej tematyce. Mamy bowiem do czynienia z trzema różnymi perspektywami. Na początku podział jest prosty: woda, ląd i powietrze. Od pierwszych minut obserwujemy trójkę bohaterów właśnie w ten sposób. Próbujący wydostać się z plaży Tommy (Fionn Whitehead), płynący z Wielkiej Brytanii na pomoc żołnierzom Dawson (Mark Rylance) oraz Farrier (Tom Hardy), który za sterami Spitfire’a chroni brytyjską armię ewakuujących się statków przed bombardującymi samolotami.

Prosty zabieg daje widzowi możliwość obserwowania historii oczami różnych bohaterów. Farrier leci nad głowami żołnierzy, wykonując swoją militarną powinność. Z kolei Pan Dawson płynnie prosto w kierunku wybuchów i ginących ludzi, nie mając na pokładzie swojego małego jachtu nawet podręcznego pistoletu. Nolan w początkowy podział perspektyw szybko wprowadza wojenny chaos, zestawiając ze sobą osoby reprezentujące zupełnie inne podejście do sprawy. Pojawiają się konflikty, kłótnie i szarpaniny, a reżyserowi udaje się bez zbędnych słów zarysować charakter głównych bohaterów.

Dunkierka to nie jest typowy film wojenny, którego mogliście spodziewać się po krążących w Sieci zwiastunach. Reżyser w bardzo charakterystyczny sposób oddaje głos wojnie. Na ekranie w przeciągu kilku minut przeplatają się ze sobą rozmaite emocje. Z jednej strony prosto w paszczę lwa swoim drewnianym jachtem płynie Dawson, tłumacząc to jako powierzoną mu misję, i obserwujemy ludzi gotowych poświęcić swoje życie dla bezpieczeństwa większości. Z drugiej jednak strony widać strach w oczach żołnierzy, gotowych poświęcić bardzo dużo, żeby żywym przedostać się z powrotem do swojego kraju.

W rezultacie podejście Nolana do jego najnowszej produkcji potrafi momentami utrudniać odbiór. Przede wszystkim scenariusz jest bardzo ubogi w dialog. Początek filmu doskonale nastraja widzów na charakter następnych dwóch godzin. Dookoła głowy Tommy’ego latają pociski, bohater ledwo uchodzi z życiem, a z jego ust słowa padają tylko wtedy, kiedy staje się to niezbędne do przeżycia. Nikt nie rozwodzi się nad swoimi historiami życiowymi, nikt nie tłumaczy swoich motywacji, patrząc na płonące wraki statków. Jedni wyjdą odrobinę zawiedzeni, bez łez w oczach i podwyższonego tętna, a drudzy w tej prostocie odnajdą sedno całej opowieści, realizm oraz interpretację wojny pozbawioną gadatliwych żołnierzy czy unikania kul w zwolnionym tempie.

Słynna nolanowska narracja w Dunkierce objawia się pod postacią audiowizualną. Hans Zimmer powraca w wielkim stylu, dopełniając zdjęć Hoyte’a van Hoytemy odpowiedzialnego między innymi za Spectre, Interstellar czy Ona. Panowie mają nie tylko doświadczenie w pracy przy najlepszych filmach ostatniej dekady, ale również wydają się doskonale między sobą rozumieć. Wspólnie tworzą widowisko, które będzie prawdopodobnie zbierać swoje żniwa przy okazji rozdawania Oscarów za wszelkie techniczne nominacje. Podobna sytuacja tyczy się aktorskiego aspektu Dunkierki. Młodzi żołnierze nie zawiedli, a Tom Hardy, Mark Rylance i Cillian Murphy świetnie odegrali swoje role. Nie było tutaj miejsca na popisy umiejętności, bowiem każda z postaci była równie istotna dla odbioru całego filmu.

Właśnie takie podejście oraz imponujące wykonywanie swoich zadań przez całą obsadę czynią Dunkierkę kompletną. Nolan miał przed oczami nowe kino wojenne i udało mu się zrealizować ten plan z pomocą wybitnych postaci. Fani poprzednich filmów tego reżysera będą pławić się w jego geniuszu, a sympatycy kina wojennego powinni docenić sferę audiowizualną oraz obraz pozbawiony charakterystycznego dla gatunku patosu. Christopher Nolan po raz kolejny zaskoczył nas w dziedzinie, w której nikt nie spodziewał się wielkich nowości.

Ocena: 9/10

Atuty

Wady


9,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper