Mirror's Edge Catalyst - Tanioszka

Mirror's Edge Catalyst - Tanioszka

Jaszczomb | 06.08.2017, 10:00

Mirror’s Edge Catalyst nie zostało przyjęte najlepiej, chociaż zgrabnie rozwija wiele elementów świetnego oryginału. Być może gra nie była do końca warta pełnej ceny premierowej, ale za niecałe 30 zł aż żal jej nie nadrobić!

Gdy rok temu na rynku pojawiło się Mirror’s Edge Catalyst jako reboot poprzedniczki, dziwiliśmy się, że tak młoda seria (a właściwie jedna gra) potrzebowała opowiedzieć swoją historię na nowo. W rzeczywistości minęło osiem lat od premiery oryginału z 2008 roku. Przez ten czas standardy się nieco zmieniły, chociaż niezbyt było to widoczne przy tak oryginalnym pomyśle na rozgrywkę. Raz jeszcze wcieliliśmy się w wygimnastykowaną Faith i dostaliśmy pierwszoosobowy parkour, tyle że teraz pokuszono się o duży otwarty świat – z wszystkimi jego zaletami i wadami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na niekorzyści nowego Mirror’s Edge’a zdecydowanie działało samo istnienie pierwszej części. Prawie dekadę temu pomysł na zręcznościowe przemierzanie miasta na ogromnych wysokościach z widokiem z oczu bohaterki było na tyle świeże, że potrafiliśmy wiele wybaczyć… ale też nie za bardzo było do czego porównać nieszablonowy zamysł na rozgrywkę. „Jedynka” stała się jednak punktem odniesienia przy premierze Catalysta i to miejscami miało negatywne skutki.

Weźmy takie drzewko umiejętności. Faith w pierwszej odsłonie była doświadczoną biegaczką i nie potrzebowała rozwijania żadnej z umiejętności. W zeszłorocznej przygodzie dostaliśmy zaś możliwość odblokowania tak podstawowych (oczywiście „podstawowych” tylko wtedy, jeśli będziemy porównywać do poprzedniczki) możliwości jak odbicie od ściany i obrót o 180 stopni. Bez tego odniesienia, łatwo dałoby się docenić taki zabieg, który pozwala zaplanować rozwój protagonistki i uczyć się wraz z nią. Dostaliśmy zresztą aż trzy drzewka i było z czego wybierać – chociaż z drugiej strony jedno z nich dotyczy samej walki, a ta została wykonana kiepsko i sprawiła, że patrzymy dziś na całość w złym świetle.

W pierwszym Mirror's Edge były sekwencje, w których przejmowaliśmy broń przeciwnika i dostawaliśmy swego rodzaju FPS-a. Nie było to obowiązkowe, ale jak już ktoś się na to zdecydował, niszczyło to całą immersję wejścia w buty bezbronnej, lecz gibkiej Faith. Teraz nie możemy złapać za żaden pistolet czy karabin, a starcia korzystają wyłącznie z walki wręcz. I to odrzuca, bo nie raz jesteśmy zmuszeni do konfrontacji – a sztuczna inteligencja przeciwników jest tragiczna. Gdy zrobimy unik, kontynuują animację ataku, by stać do nas tyłem jeszcze przez parę sekund. Każde popchnięcie ich sprawia zaś, że tylko szukają krawędzi budynku czy barierki, by spaść z nich w przepaść. Źle się to ogląda, ale koniec końców najlepiej przemęczyć się przez te fragmenty i biec dalej. Bo cała reszta jest wykonana świetnie.

Tak jak 9 lat temu, tak i dzisiaj wszystkie przewroty i odbijanie się od ścian w pełnym biegu wyglądają rewelacyjnie. Czuć pęd i z perspektywy pierwszej osoby cały ten parkour spisuje się wyśmienicie. Aż chciałoby się zobaczyć VR-ową wersję gry, chociaż zdaje sobie sprawę, że dla wielu zakończyłoby się to mdłościami. Tak czy inaczej, dostajemy teraz otwarty świat i dróg do celu jest wiele, ale też mamy system pomagający nam dobrać tę najszybszą. No, czasem się to nie udaje, ale szukanie drogi na własną rękę i tak sprawia jeszcze więcej frajdy. Nie pasują mi tylko znajdźki – niby to obowiązkowy element każdego sandboksa, ale tutaj przyglądanie się wszystkim zakątkom planszy nie pasuje do filozofii jak najszybszego przemierzania plansz. Oczywiście znajdźki to tylko dodatek, także nie ma co się przejmować takimi drobnostkami, a dokładając możliwość wyznaczenia i udostępnienia własnej trasy między punktem A i B do sieciowych zmagań – otwarty świat naprawdę ma sens.

Otoczka fabularna szału nie robi. Znajdujemy się w futurystycznym Mieście Szkła, gdzie Konglomerat próbuje kontrolować wszystkich mieszkańców. Faith jest sprinterką, przemykając poza zasięgiem wzroku władzy. Po pobycie w poprawczaku, wychodzi na wolność i próbuje uregulować dług, który wiązał się z kradzieżą, jednak bohaterka połasiła się na coś więcej i rozpętała niemałe zamieszanie. Przy okazji poznawania średnio wciągającej historii, dowiadujemy się też o przeszłości Faith. I chociaż miejscami dialogi nie brzmią naturalnie, trzeba oddać, że gra aktorska jest na niezłym poziomie i przyjemnie słucha się rozmów między postaciami.

Graficznie produkcja stoi na dobrym poziomie, nawet jeśli miejscami tekstury są dość nierówne. Ważne, że na standardowym PlayStation 4 liczba klatek utrzymuje się na poziomie 50-60 klatek, a PlayStation 4 Pro w trybie Boost praktycznie nie schodzi z 60. Zwykle w Tanioszce zajmujemy się nieco starszymi grami, lecz przy obniżce do 39 zł (26,60 zł dla Plusowców), ciężko pominąć tak ciekawą produkcję. Używane egzemplarze w pudełkach nawet nie zeszły tak nisko (~60 zł). I może za pełną cenę gry byśmy nie polecali, ale za takie „grosze” – grzech nie spróbować!

Jaszczomb Strona autora
cropper