Recenzja: Morderstwo w Orient Expressie

Recenzja: Morderstwo w Orient Expressie

Tomasz Alicki | 27.11.2017, 19:13

Po Thorze i Kopciuszku przyszedł czas na diametralną zmianę klimatu. Kenneth Branagh zabiera się za kryminał Agathy Christie, wcielając się jednocześnie w główną rolę – detektywa Herkulesa Poirot. Chociaż pod względem aktorskim Morderstwo w Orient Expressie reprezentuje bardzo wysoki poziom, samemu filmowi sporo brakuje, żeby widz zapamiętał ten seans na dłużej.

Agathy Christie chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, bo jest to autorka, która na zawsze pozostanie jedną z najbardziej kluczowych postaci w historii kryminału. Kenneth Branagh postanowił sięgnąć po bardzo popularną intrygę – morderstwo w ekskluzywnym pociągu. Podczas trzydniowej podróży zasztyletowany zostaje Edward Ratchett (Johnny Depp), szemrany handlarz antykami. Detektyw Poirot postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i podjąć się rozwiązania zagadki znalezienia mordercy pośród trzynastu pasażerów Orient Expressu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Morderstwo w Orient Expressie

Najmocniejszą stroną filmu jest bez wątpienia jego obsada. Johnny Depp co prawda nie ma tu zbyt wielkiej roli, bo to on szybko zostaje zamordowany, ale wśród podejrzanych są między innymi Penelope Cruz, Willem Dafoe, Judi Dench czy Michelle Pfeiffer. Nad popisami aktorskimi drugoplanowych postaci góruje jednak rewelacyjny Kenneth Branagh i jego Hecrules Poirot jest dokładnie taki, jak można go było sobie wcześniej wyobrażać. Dziwny, podkreślający swoje nietypowe nawyki, ale jednocześnie niezwykle inteligentny i spostrzegawczy. Branagh najpierw bawi komentarzami czy zachowaniem, a potem zadziwia niczym Benedict Cumberbatch w Sherlocku, łącząc ze sobą pozornie nieistotne fakty.

Reszta Morderstwa w Orient Expressie jest po prostu… poprawna. Dotyczy to przede wszystkim prowadzenia fabuły. Od kiedy wszyscy dowiadują się o popełnionym morderstwie, a typowa dla takich wieści panika wreszcie mija, rozpoczyna się wyjątkowo nużący etap tego filmu. Druga połowa to praktycznie bieganie od jednego podejrzanego do drugiego, małe odkrycia, krótkie rozmowy i wyczekiwanie wielkiego finału, kiedy Poirot wreszcie wskaże winnego całego zamieszania. Jeżeli ktoś zna już tę historię, występy aktorów będą jedynym interesującym elementem.

Morderstwo w Orient Expressie

Brakuje w tym wszystkim emocji. Morderstwo… sprawia wrażenie bardzo staroświeckiego, teatralnego widowiska. Poirot, razem ze swoim pomocnikiem, biegają pomiędzy kilkoma sceneriami, łącząc ze sobą kolejne wskazówki. Chociaż dbałość o szczegóły w przedstawionym świecie jest bardzo imponująca, nie wpływa to niestety znacząco na odbiór.

Książki Christie oferują coś ponad intrygującą zagadką. W filmie Branagh tego nie ma. Gdzieś na początku rozkręcającej się powoli fabuły Bouc mówi Poirot, że jeżeli nie znajdzie mordercy, policja całą winę zrzuci na czarnoskórego lekarza albo Biniamino Marqueza ze względu na jego pochodzenie. Hector MacQueen (Josh Gad) kontynuuje przez chwilę ten wątek swoimi rasistowskimi komentarzami, ale później intryga zajmuje całe wolne miejsce.

Morderstwo w Orient Expressie sprawia wrażenie bardzo bezpiecznego, kojarzy się z jakimiś starymi filmami, na które czasami trafiamy w telewizji, skacząc po programach. Nie ma tu nic specjalnie denerwującego, co zmusiłoby widza do wyjścia z kina, ale ciężko też mówić o imponujących aspektach mających zachęcić do kupienia biletu. Najlepiej powinni bawić się ci, którzy nie wiedzą, jak kończy się zagadka Orient Expressu.

Ocena: 5/10

Atuty

Wady


5,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper