Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia - recenzja gry

Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia - recenzja gry

Paweł Musiolik | 11.02.2018, 16:15

Konsolowa Dissidia Final Fantasy lekko mnie zawiodła. A jak poradziło sobie wydane na smartfony Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia? Znacznie lepiej. Znalazłem chyba moją ulubioną grę na telefon.

Moja przygoda ze smartfonowymi grami ograniczała się do tej pory do sprawdzenia kilku gier, o których z reguły było głośno. Na dłużej przyciągnęły mnie tylko trzy produkcje, z których jedną było Final Fantasy: Record Keeper. Jeden z pierwszych mobilnych hitów Square Enix bardzo długo gościł na moim smartfonie, ale po ponad roku ciągłej gry, zaczęło mnie nudzić to, co w grze było do zrobienia. Nawał czasowych wydarzeń nastawionych na ludzi mocno inwestujących w produkcję nie zachęcał do odpalania. Dodatkowo, ograniczenie czasu gry przez punkty wytrzymałości potrzebne do każdej akcji było ostatecznym powodem porzucenia tej gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia #1

Od tamtego momentu czekałem na jakiś tytuł z serii Final Fantasy, który mnie wciągnie i nie będzie jednocześnie męczył ograniczeniami. I tak o to pojawia się Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia. Gra, która w Japonii pojawiła się rok temu i została dosyć dobrze przyjęta z uwagi na rozbudowaną zawartość, ładną grafikę i zgrabne wplecenie mechaniki walki z Dissidii w turowy odpowiednik.

Jednak to, co dla mnie jest najważniejsze w Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia, to porzucenie konceptu staminy ograniczającej nasz ruch i wymuszającej na nas albo czekanie określoną liczbę czasu, albo płacenie za odnowienie punktów wytrzymałości by pchnąć dalej to, co gra oferuje. Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia możemy zaliczyć w jednym, wyjątkowo długim posiedzeniu, bawiąc się wszelaką zawartością dodatkową dostępna w tym momencie. Tak na prawdę, to gra nie nakłada na nas żadnych ograniczeń poza 10-krotną możliwością zaliczenia codziennego wydarzenia w którym farmić możemy potrzebne do ulepszania bohaterów zasoby. Rozwój postaci w smartfonowej Dissidii został sensownie przemyślany. Po pierwsze - mamy normalne poziomy, po drugie - zbieramy ekwipunek, który osobno możemy ulepszać. P otrzecie - postać co określoną liczbę poziomów otrzymują bonusowe statystyki, a my dodatkowo specjalnymi kryształami możemy naszych bohaterów wzmacniać. Podobnie zresztą jak summony, które w grze się pojawiają.

Samą rozgrywkę oparto o turowy system walki przypominający najmocniej dziesiątą część Final Fantasy do którego dorzucono znane z Dissidii systemy ataku Bravery i HP. Musimy więc odpowiednio planować ruchy, by wyprzedzając przeciwnika móc obniżyć mu BRV i doprowadzić do statusu bravery break, który jednocześnie naładuje nam nasz poziom BRV. A im większe Bravery, tym więcej zadamy obrażeń atakiem HP. Tu trzeba pamiętać, że po takim ataku, nasze BRV spada do zera i sami narażamy się na przełamanie BRV. W trakcie walk możemy się jednorazowo wesprzeć summonem lub postacią wypożyczaną od naszego znajomego. Jeśli obawiacie się o poziom trudności walk, to te w większości są szybkie i łatwe. Napsuć krwi mogą jedynie niektóre walki z bossem i wysokopoziomowe zadania dodatkowe.

Na szczęście Square nie zdecydowało się zabić gry już na starcie okropną monetyzacją. Paczki z kryształami za które możemy losować osprzęt (bo tutaj postaci zbieramy za zaliczanie fabuły i czasowych zadań, a broń losujemy) kosztują co prawda krocie, ale... nikt nie musi ich kupować. Po pierwsze - gra dosyć hojnie nas nimi obdarowuje, po drugie - nawet przez moment nie kusi nas by wyciągnąć kartę kredytową, po trzecie - tytuł w ogóle nas nie ogranicza jeśli nie chcemy wydawać nawet grosza. Oczywiście jeśli się uprzemy by od razu wymaksować postacie i zależy nam na czasie, to po gotówkę będziemy musieli sięgnąć by nie grindować dziesiątkami godizn, ale jak wspomniałem - w ogóle nie ma takiej potrzeby. Postaci na start mamy 25, a jeśli Square będzie trzymało tempo, to co tydzień pojawi się kolejna w czasowym wydarzeniu.

Dissidia Final Fantasy: Opera Omnia #2

Całość pozytywnej opinii dopełnia oprawa wizualna oraz dźwiękowa. Postacie stworzone są w stylu przypominającym bohaterów Bravely Default z Nintendo 3DS-a, całość działa wyjątkowo płynna (a gra oferuje nam także ustawienie ile mocy żreć będzie gra) i wczytuje się szybko. No i ścieżka dźwiękowa - podobnie jak w dużej Dissidii - miód na uszy fana serii Final Fantasy.

Gra recenzowana była na smartfonie Honor 8.

Plusy:

  • Oprawa wizualna
  • Sporo zawartości na start
  • Zero wymuszania na nasz mikrotransakcji
  • Rezygnacja z systemu punktów wytrzymałości ograniczających nasze ruchy

Minusy:

  • Bardzo drogie paczki z kryształami
Paweł Musiolik Strona autora
cropper