Playtest: Iron Sky: Invasion

Playtest: Iron Sky: Invasion

VergilDH | 31.10.2012, 12:30

Wczoraj miałem przyjemność uczestniczyć w przedpremierowym pokazie gry Iron Sky: Invasion, który odbył się w siedzibie krakowskiej ekipy Reality Pump. Prezentacja była prowadzona przez Mirosława Dymka – prezesa studia, a przy tym niezwykle miłego i wiecznie uśmiechniętego faceta. Kiedy część oficjalna dobiegła końca, położyłem spragnione wrażeń łapska na grywalnej wersji kodu, dzięki czemu już teraz mogę podzielić się z Wami swoimi wstępnymi spostrzeżeniami.Wczoraj miałem przyjemność uczestniczyć w przedpremierowym pokazie gry Iron Sky: Invasion, który odbył się w siedzibie krakowskiej ekipy Reality Pump. Prezentacja była prowadzona przez Mirosława Dymka – prezesa studia, a przy tym niezwykle miłego i wiecznie uśmiechniętego faceta. Kiedy część oficjalna dobiegła końca, położyłem spragnione wrażeń łapska na grywalnej wersji kodu, dzięki czemu już teraz mogę podzielić się z Wami swoimi wstępnymi spostrzeżeniami. Po wielu perypetiach dotarłem na miejsce około godziny 12:00, gdzie zostałem przywitany przez pracowników studia i samego „szefa szefów”, po czym dołączyłem do niewielkiego grona zgromadzonych tam innych przedstawicieli prasy. Jak się okazało, reszta dołączyła do nas odrobinę później, ze względu na te same problemy, z którymi i ja mogłem się uporać (MPK zdecydowanie dało ciała...). Po krótkim wstępie mogliśmy przystąpić do właściwej części tego wydarzenia. Jak już na samym początku zaznaczył prowadzący, właściwy proces developingu rozpoczął się siódmego lipca(!) - wtedy to została podpisana umowa na licencję. Od tego momentu minęło nieco ponad trzy miesiące, a gra weszła już w fazę beta. Jak zaznaczył Mirosław Dymek, nie byłoby to możliwe gdyby nie ponad pięćdziesiąt utalentowanych osób, które dzień i noc czuwają nad tym, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Czym zatem jest Iron Sky: Invasion? Mamy do czynienia z „symulatorem kosmicznym połączonym z wieloskalowym oglądem całej inwazji”. Akcja gry została osadzona w otwartym świecie, czyli przestrzeni dzielącej Ziemię i jej naturalnego satelitę. W trakcie rozgrywki gracz będzie sam wybierał sobie cele – niektóre zadania są zlecane z góry, natomiast inne będziemy wykonywać na własną rękę. Takie rozwiązanie było możliwe dzięki oddaniu do naszej dyspozycji mapy gwiezdnej, na której zobaczymy nie tylko cele misji, lecz również zbliżające się do naszej planety jednostki wroga. Gracze będą więc musieli stale obserwować to co dzieje się w ich najbliższej okolicy i nie dopuścić do tego, by „księżycowi Naziści” dotarli do Ziemi. Jeśli w tym momencie pomyśleliście o tym, że fabuła została tu potraktowana po macoszemu, to już teraz mogę Was uspokoić. Historia opowiedziana w Iron Sky: Invasion będzie uzupełnieniem fabuły filmu – w trakcie rozgrywki będziemy uczestniczyć w wydarzeniach, które albo nie zostały ostatecznie pokazane widzom, albo pojawią się w wersji reżyserskiej, która ma zadebiutować już w grudniu. Jakby tego było mało, na potrzeby gry zatrudniono aktorów, których mogliśmy zobaczyć w filmowym oryginale (Teresa!) - deweloperzy chwalą się, że udało im się nagrać aż 121 cutscenek, które zostały nakręcone w siedzibie firmy TopWare Interactive. Te najważniejsze będą oczywiście pełnić rolę przerywników filmowych, natomiast cała reszta będzie prezentowana na niewielkim ekraniku, by nie odrywać gracza od właściwej rozgrywki. Produkcja sprawia wrażenie dosyć „rozgadanej” - będziemy mieli stały kontakt z innymi pilotami (w których wcieliło się piętnaście osób), a jakby tego było mało nieustannie będziemy bombardowani komunikatami z mapy strategicznej. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku filmu, gra „nie jest do końca poważna”, czego dowodem jest jedna z misji, w trakcie której zadaniem gracza jest nagranie filmu propagandowego dla ubiegającej się o reelekcję Pani Prezydent. Zresztą występujący w filmie aktorzy będą tutaj pełnić rolę zleceniodawców, którzy na różne sposoby zapłacą nam za konkretne przysługi. Jedni wynagrodzą nas pokaźną ilością gotówki, którą spożytkujemy na ulepszenia naszych wehikułów, inni oddadzą w nasze ręce nowe statki, podczas gdy jeszcze inni (wspomniana wcześnie „Madame President”) odwdzięczą się jedynie ciepłym słowem i medalem. Niestety twórcy zrezygnowali z pomysłu dowodzenia innymi statkami, ograniczając się jedynie do kilku momentów w grze. Na podstawie wyników przeprowadzonych przez siebie testów doszli bowiem do wniosku, że rozgrywka stałaby się wtedy zbyt skomplikowana. Koniec końców i tak zostali zmuszeni do stworzenia rozbudowanego tutoriala, zapoznającego graczy ze sterowaniem (które do bardzo łatwych i szczególnie intuicyjnych nie należy) i zasadami zabawy. W zamian zaproponowali nam jednak ciekawe rozwiązanie – choć pozostali piloci są w stanie odeprzeć ataki wroga, nie palą się do walki kiedy nie ma nas w pobliżu. Jeśli jednak dołączymy do konkretnej bitwy, ich morale drastycznie wzrasta i nasi sprzymierzeńcy biorą się do roboty.

 
Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli oglądaliście filmowe Iron Sky, z całą pewnością zwróciliście uwagę na dosyć sporą liczbę modeli statków biorących udział w inwazji. Deweloperzy nie próbowali wymyślać koła na nowo i skorzystali z gotowych maszyn, których projekty zostały im dostarczone przez samych twórców filmu. Jak łatwo można się domyślić, każdy statek nadaje się na inną okazję, toteż przesiadki będą tutaj dość częste. Oczywiście to samo tyczy się pojazdów sterowanych przez przeciwników – o ile z szybkimi „myśliwcami” raczej nie będzie problemu, o tyle chcąc zniszczyć duże jednostki będziemy musieli pokombinować i odkryć ich słabe punkty. Początkowo gra będzie nam podpowiadać, które części pancerza są bardziej podatne na uszkodzenia, jednak z czasem do wszystkiego będziemy musieli dojść sami. Możemy również liczyć na starcia z większymi jednostkami, pełniącymi tutaj rolę bossów – kampania została podzielona na sześć rozdziałów, a każdy z nich zakończy się efektowną walką z jednym z nazistowskich kolosów. Nasze poczynania będą uważnie śledzone przez system gry i zapisywane w specjalnych statystykach, do których dostęp będziemy mieli w każdym momencie zabawy. Możemy tam obejrzeć zdobyte medale (z którymi będą powiązane trofea), zapoznać się z listą statków jakie udało nam się zniszczyć oraz zerknąć na naszą reputację. Ten ostatni czynnik będzie zależał od tego, jak skutecznym pilotem jesteśmy. Sama kampania do pojedynczego gracza ma wystarczyć na 10-12 godzin rozgrywki – czas spędzony przy konsoli będzie zależał od tego ile zadań wykonamy oraz z jakich statków będziemy korzystać. Osiągniętymi przez siebie wynikami będziemy mogli pochwalić się w Sieci. Na koniec warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, w grze nie uświadczymy trybu multiplayer – deweloperzy skupiają się na doszlifowaniu kampanii dla pojedynczego gracza. Mirosław Dymek nieśmiało wspominał o ewentualnych DLC, więc jest jeszcze szansa na sieciowe boje z udziałem znajomych. Po drugie, niezależnie od tego na jakiej platformie będziemy grać, możliwe będzie zapisanie stanu rozgrywki i kontynuowanie jej na innym urządzeniu. Jako, że lista platform docelowych jest długa (PS3, X360, PC, Mac, iUrządzenia, Android), możliwości będzie naprawdę sporo. A teraz sprawa najważniejsza – jak się gra w Iron Sky: Invasion? Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie jakie robi ta produkcja jest rewelacyjne – gracz od razu zostaje wrzucony do przestrzeni kosmicznej, a wrażenie głębi potęguje implementacja trybu 3D. Oczarowany wyglądem tej produkcji rzuciłem się na jedyne stanowisko z podłączoną „Czarnulką” i... po pierwszych kilkunastu sekundach zabawy zawiesiłem konsolę na amen. Chwila przerwy, drugie podejście i tym razem pobawiłem się nieco dłużej, bo kilka minut. Niestety, sprzęt znowu odmówił posłuszeństwa. Kiedy przesiadłem się na jeden z komputerów, innemu udało się jednak zmusić tamtą wersję do działania – cóż, najwyraźniej miał więcej szczęścia ode mnie. Gra wygląda naprawdę ładnie – szczególnie dobre wrażenie robi Ziemia widziana z odległości kilku tysięcy kilometrów. Złego słowa nie można również powiedzieć o wyglądzie statków – modele zostały wykonane z należytą pieczołowitością, a spora ilość ich ruchomych elementów tylko potęguje to wrażenie. Niestety, krótki czas developingu rzuca się w oczy. Już po kilkunastu minutach rozgrywki przekonujemy się bowiem, że przestrzeń kosmiczna jest niesamowicie... pusta, a sama zabawa sprowadza się do latania i strzelania. Błyskawicznie wkradająca się do rozgrywki monotonia ma więc olbrzymie szanse na zabicie tego tytułu. Miejmy nadzieję, że do premiery gry, która ma się odbyć w styczniu przyszłego roku, twórcom uda się nadać jej odrobinę dynamiki. Póki co niestety nie czujemy ani zagrożenia ze strony najeźdźców, ani tego, że sterujemy kosmicznymi fortecami, zdolnymi do rozwijania prędkości liczonej w tysiącach kilometrów na godzinę. Sama walka z przeciwnikami również wypada tutaj dosyć średnio – w tym momencie kompletnie nie czuć siły wystrzeliwanych przez nas pocisków, a same eksplozje nie należą do szczególnie sycących. Żeby nie było, że przez cały czas narzekam, muszę pochwalić twórców za świeże podejście do tematu sterowania. Deweloperzy zdecydowali się na dosyć skomplikowany system, w którym skumulowaną w statku energię przekazujemy na poszczególne części naszego wehikułu. Jeśli przeniesiemy ją na silniki, ten będzie poruszał się szybciej, przetransferowanie jej na broń zaowocuje większą siłą rażenia, natomiast wzmocnienie tarcz sprawi, że przyjmiemy na klatę większą ilość obrażeń. Jeśli dorzucić do tego możliwość skorzystania z osobnego dopalacza oraz fakt, że w stanie nieważkości wystarczy raz się rozpędzić, by utrzymać stałą prędkość, rodzi nam się obraz dosyć złożonej, nieskażonej powszechną „casualizacją” gry. Iron Sky: Invasion budzi obecnie mieszane uczucia. Z jednej strony mamy rozbudowaną mechanikę, interesującą fabułę i mnogość zadań czekających na wykonanie, podczas gdy z drugiej czeka na nas wszechobecna monotonia, puste przestrzenie i brak jakiegokolwiek trybu multiplayer. Na ten moment niczego nie będę oceniał, bo prace nad grą wciąż nie dobiegły końca. Mam jednak nadzieję, że twórcom uda się jeszcze wprowadzić jakieś zmiany i uporać ze wszystkimi wymienionymi przeze mnie wadami, co uczyniłoby ich dzieło naprawdę interesującą produkcją. W przeciwnym wypadku... cóż, może być kiepsko. P.S. W grze nie otrzymamy możliwości stanięcia po stronie Nazistów, ze względu na „paragraf 256 kodeksu karnego”. P.S.2. Nie mogło oczywiście zabraknąć foty pięknej pani, która bardzo ładnie uśmiechała się do zdjęć ;)

VergilDH Strona autora
cropper