Ranker: 8 produkcji Capcomu, które powinny powrócić do życia

Ranker: 8 produkcji Capcomu, które powinny powrócić do życia

Paweł Musiolik | 28.02.2014, 19:00

Poranna plotka jakoby Capcom przymierzał się do odkurzenia trupa jakim bez wątpienia jest seria Dino Crisis natchnęła mnie do stworzenia listy ośmiu gier lub serii, które Japończycy powinni albo odświeżyć, albo wydać kolejną odsłonę danego cyklu. Zestawienie jest subiektywne, oparte głównie na doświadczeniu z grami tego producenta. Kryterium? Dana seria musiała się znajdować w „uśpieniu” przynajmniej od ery PlayStation 2.

Ghosts n' Goblins

Dalsza część tekstu pod wideo

Sir Arthur pierwszy raz pojawił się w grach wideo w 1985 roku na automatach, które wtedy przeżywały niesamowity boom. Rok później Ghosts n' Goblins trafiło na mój pierwszy sprzęt do gier – Commodore 64. W tej wersji najlepiej zapamiętałem muzykę stworzoną przez Marka Cookseya. Technologiczne ograniczenie nie pozwoliło na przeniesienie wszystkich plansz, ale Cmentarz zna prawie każdy. Kolejne plansze – niekoniecznie, z racji niewyobrażalnie wysokiego poziomu trudności. Ostatni raz Arthur swoją grę otrzymał na PSP jako Ultimate Ghosts n' Goblins i tyle cośmy go widzieli. Produkcja idealna do cyfrowej dystrybucji lub na konsole przenośne.

Breath of Fire

Kto uważa się za fana gier jRPG, a nie kojarzy serii Breath of Fire, powinien zakopać się gdzieś na uboczu i przeczekać biczowanie. Może i nie była to seria, która odniosła finansowy sukces, ale zarówno pierwsze trzy części w 2D, a także późniejsze (IV, Dragon Quarter) w trzech wymiarach miały swoje grono wyznawców. Szósta odsłona jest tworzona na systemy iOS i resztę przenośnego sprzętu grającego, który z konsolami ma niewiele wspólnego. Wygląda to źle i nie zapowiada się na nic szczególnego. Zmiany Ryu w smoki to coś, co zapisało mi się w pamięci i chętnie bym to w sensowny sposób odświeżył. A wy?

 

Onimusha

„Najświeższa” i najbardziej rozpoznanawalna seria w tym zestawieniu. Począwszy od pierwszej odsłony, która pierwotnie miała trafić jeszcze na PSOne i mocno opierała się na schemacie znanym z Resident Evil, aż po Onimusha III: Demon Siege w którym jednym z dwóch bohaterów był Jean Reno (ja i tak stawiałem na Samanosuke). Poza odpryskami w postaci Onimusha Tactics (całkiem znośna gra sRPG na GameBoy Advance) i Onimusha Soul (wydane tylko w Japonii), opowieść o Oni, Genmie i wojowniczych samurajach pozostaje odłożona na boczny tor. Miejmy nadzieję, że kiedyś wróci.

Power Stone

Serię przede wszystkim znają posiadacze i fani konsoli Dreamcast, albowiem to na niej pierwotnie pojawiły się dwie produkcje z tego cyklu. Później przeniesiono obie produkcje razem na PSP jako Power Stone Collection, co pozwoliło poznać te dwa tytuły szerszemu gronu użytkowników. Bijatyka, w której udział biorą cztery osoby jednocześnie, z niesamowitymi dopalaczami i ciosami specjalnymi to coś, czego brakuje od dawien dawna. Warto także przypomnieć, że w rodzimej telewizji transmitowano animację opartą na tej produkcji.

 

Rival Schools

Kolejna bijatyka w zestawieniu, ale znacznie bardziej niszowa niż jakikolwiek inny tytuł. W przeciwieństwie do większości gier tego gatunku od Capcomu, Rival Schools (a także wydane wyłącznie w Japonii Private Justice Academy: Hot-Blooded Youthful Diary 2 oraz Project Justice) wykorzystywało schemat czterech przycisków. Czym charakteryzowała się gra, że ją zapamiętałem? Była dynamiczna, pełna wykręconych ataków specjalnych i charyzmatycznych postaci. W pamięci najbardziej zapadł mi Shoma – baseballista z prawdopodobnie najbardziej idiotyczną fryzurą w bijatyce (tak, przebija nawet Paula Phoenixa). Kontynuacja – Project Justice wyszło na Dreamcasta i później po serii ślad zaginął. Od jakiegoś czasu przebąkuje się w Capcomie o wznowieniu Rival Schools, ale na razie są to tylko korytarzowe szmery.

Dino Crisis

„Bohater” dzisiejszego poranka i inicjator tego zestawienia. Trzy odsłony, w których każda diametralnie różniła się od poprzedniej. Pierwsza część była praktycznie Residentem z dinozaurami zamiast trupów. Trudna, nieprzyjemna ale niesamowicie klimatyczna. Przyznajcie szczerze – kogo nie kręci rozwalanie dinozaurów? Dino Crisis 2 postawiło na akcję i, według mnie, produkcji wyszło to na dobre. Biegaliśmy po tajemniczej wyspie, gdzie dinozaury narobiły niezłego burdelu, za kolejne trupy otrzymywaliśmy kredyty, a te znowuż wydawaliśmy na ulepszenia. Dwie postaci (Regina i Dylan) radziły sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Niestety później przyszło Dino Crisis 3, gdzie całość odbywała się w kosmosie. Tak absurdalnego rozwiązania nie ma sensu komentować. Lepiej zapomnieć.

 

Knights of the Round

Cofamy się w czasie do roku 1992. Knights of the Round debiutowało, jak wiele gier w tamtym okresie, na automatach, ale ja grę poznałem kilka lat później na Super Nintendo. Poza klimatem i doborem tematu, rozgrywka przypominała wiele innych chodzonych bijatyk w tamtym czasie. Jednak każdy, kto zagrał w „Rycerzy Okrągłego” był zgodny w zachwytach. Śmiem sądzić, że po niezwykle udanym Dungeons & Dragons: Chronicles of Mystara Capcom jest w stanie poddać liftingowi i ten tytuł. Zagrywałbym w niego jak szalony.

Chip 'n Dale

Na sam koniec zostawiłem sobie produkcję, która z wszystkich NESowych produkcji zapisała mi się w głowie najmocniej. Czy miała coś specjalnego w rozgrywce? Nie. Była dopracowana do granic możliwości? Również nie (wycięto z niej mnóstwo zawartości). Ale mimo wszystko, na fali popularności w naszym kraju Brygady RR, byłem zachwycony (i w sumie nadal jestem) pierwszą częścią o podtytule Rescue Rangers. Patrząc na to, jak dobrze „zrimejkowano” Ducktales, w tym przypadku gorzej być nie powinno. Trzymam kciuki i łudzę się, że kiedyś doczekam odświeżonej wersji tej gry.

A jakie są Wasze propozycje?

Paweł Musiolik Strona autora
cropper