Recenzja: Sacred 3 (PS3)

Recenzja: Sacred 3 (PS3)

Paweł Musiolik | 09.08.2014, 14:09

Za mną kilkanaście godzin spędzonych z trzecią odsłoną serii Sacred. Sięgając pamięcią wstecz, pierwszy kontakt z Sacred Gold wspominam przyjemnie. Dobra odskocznia od wałkowanego na potęgę wtedy Diablo II. Jej kontynuacja nie była już taka udana, choć swoich fanów nadal potrafiła trzymać blisko. A co z niedawno wydaną „trójką”? Cóż, jeśli szukacie tutaj hack n' slasha z elementami RPG jak w poprzednich częściach, to przestańcie to robić. Po ukończeniu gry usiadłem i zadałem sobie proste pytanie – gdzie tu do cholery jakieś elementy RPG?

Tak, Sacred 3 zrywa już prawie definitywnie z korzeniami serii, stając się prostą, radosną i niczym nieskrępowaną wyrzynką z rzutem „z góry”, a i czasami z boku – zależy jak ustawi się kamera. Prościej byłoby nazwać to Sacred Cytadela 2 lub jakkolwiek inaczej, by odciąć się od przeszłości. Tego jednak nie uczyniono i większość graczy będzie miała spory problem zapomnieć o tym, czym kiedyś była seria. Te wspomnienia będą kulą u nogi produkcji, bo jest to całkiem udany kawałek kodu. Niestety – bardzo płytki i oferujący niewiele ponad rytmiczne klepanie krzyżyka na padzie na zmianę z przyciskami odpowiadającymi za umiejętności specjalne. A te są... całe dwie. Do tego musimy dołożyć opcję odblokowania „dusz” oręża, które w teorii dają nam specjalne zdolności. W praktyce? Kompletnie tego nie uświadczyłem i niezależnie, którą z nich wybierałem – grało mi się tak samo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przez jakiś czas gra bardzo dobrze sprawia wrażenia rozbudowanej na tyle, ile się da w tym gatunku. Zbieramy punkty doświadczenia za pokonanych przeciwników, myszkujemy za złotem, za które kupujemy umiejętności specjalne oraz później je ulepszamy, a do tego dochodzą przedmioty wykorzystywane w trakcie walki. Niestety szybko odkrywamy, że te są nam kompletnie zbędne. Z wrogów i zniszczalnych elementów środowiska lecą kule odnawiające nam energię życiową niczym deszcz z nieba w trakcie monsunu. Pasek energii odpowiedzialny za korzystanie z ataków specjalnych napełnia się bardzo szybko w trakcie walki, więc jesteśmy niejako zmuszani do ciągłego parcia przed siebie. Ale i to byłbym w stanie przeżyć, gdyby nie jeden fakt.

Gra porzuciła otwarty świat. Dostajemy zamiast tego mapę z zaznaczonymi punktami, które są kolejnymi lokacjami związanymi z misjami. Czyli musimy po prostu dotrzeć do końca i sklepać bossa. Dorzucono do tego areny, gdzie odpieramy pięć fal przeciwnika i krótkie (bo około pięciominutowe) mapy, na których końcu kryje się skarb. Totalnie obdarcie z rozbudowania, swobody i frajdy płynącej z otwartego świata.

Nie zrozumcie mnie jednak źle – to nie jest słaba gra. To całkiem dobry tytuł, w który gra się przyjemnie, jeśli tylko nie szukamy tutaj niczego rozbudowanego. Ot, odpalimy grę, by samemu lub z kimś radośnie wyrzynać kolejne zastępy wrogów w każdej z lokacji, zajmującej około 30 minut każda. Kanapowa współpraca sprawdza się dobrze i przynosi frajdę nawet w 4 osoby. Chaosu nie da się uniknąć w takim przypadku, zwłaszcza przy większych potyczkach, gdzie nasz towarzysz co chwilę leży trupem, a my mamy 5 sekund by go uratować. Frajda w zamian za przejrzystość. Coś za coś. A współpraca przez Sieć? O dziwo – bez większych kłopotów z połączeniem. Gra działa jak tytuł wymagający ciągłego połączenia z Siecią. Jeśli nie zmienimy ustawienia – w dowolnej chwili może do nas dołączyć losowy gracz. Jego połączenie odbywa się płynnie, bez doczytywania z naszej strony. Podobnie gdy kogoś wyrzuci lub sam postanowi opuścić grę. W przypadku większej ilości graczy automatycznie przeciwnicy są silniejsi. Nie wiem w jaki sposób, ale im więcej graczy – tym gra jest łatwiejsza. Nawet gdy szwankuje komunikacja głosowa (której i tak 90% ludzi nie używa).

Niestety, technicznie gra sprawia problemy. Rzadko kiedy zdarza się by całość trzymała płynne 30 klatek na sekundę. Często gubiona jest płynność dobijająca sporo poniżej progu 20 klatek na sekundę. I to przeszkadza, zwłaszcza gdy staramy się unikać spadających na nas z nieba bomb. Te jednak wybuchają, gra gubi klatki, a my nie jesteśmy w stanie zareagować odpowiednio. O, zamknięte koło nędzy i rozpaczy. Zdarzały się także błędy w detekcji kolizji mojej postaci, niewidzialne ściany na środku lokacji, które znikały po restarcie, blokowanie się na pułapkach, co powodowało śmierć, wskrzeszenie i natychmiastową śmierć raz jeszcze. Największym babolem są jednak niegrywalne dodatkowe misje, które otrzymuje każdy gracz kupujący premierowe wydanie gry. Odpalając którąkolwiek z nich gra zawiesza nam konsolę i pozostaje jej ponowne uruchomienie. Problem szeroki jak Internet, a nie wiadomo co na to deweloper.

Jest jednak sporo rzeczy, które mi przypadły do gustu. W grze wybrano lekkoduszne podejście, sypanie żartami i rozśmieszanie gracza. To nawet się udaje, mimo że celem naszej postaci jest uratowanie Ankarii. Dziwaczne zestawienie, ale jest to miła odmiana od kolejnych, mrocznych i „groźnych” gier wyłącznie dla dorosłych. Mam trochę mieszane odczucie w kwestii wersji językowej. Gra na konsolach nie posiada polskich napisów, a z tego, co się zorientowałem – PC-towi gracze narzekają na odarcie produkcji z anglojęzycznego humoru. Więc chyba pierwszy raz lepiej jest, że nie doczekaliśmy się polonizacji. Godne pochwały są także utwory na ścieżce dźwiękowej do gry oraz jej ogólna stylistyka i grafika. Jak pisałem – jest kolorowo, w pastelowych barwach przez większość gry. Modele ubijanych stworów zgrabnie łączą się z lokacjami i są po prostu dobre.

Dlatego jeśli ktoś szuka prostej, przyjemnej i niezbyt skomplikowanej gry do trybu współpracy, to może spojrzeć na Sacred 3. Warto pamiętać, że mimo opcji kontynuowania gry na wyższych poziomach trudności, czterech (pięciu z DLC) postaci i opcji gry przez Sieć – niewiele jest tutaj do roboty. Nie ma obecnego w tym gatunku lootu, nie zbieramy broni, zbroi i artefaktów. Sacred 3 przy nadchodzącej trzeciej części Diablo wygląda niczym ubogi kuzyn-wesołek z orientalnego kraju. Spędzenia z nim czasu jest przyjemne, ale niezbyt długo. Po jakimś czasie jego żarty stają się monotonne, na jedno kopyto i mamy go dosyć. Ale kilkanaście godzin da się wytrzymać.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sacred 3

Atuty

  • Przyjemny dla oka design
  • Dobra warstwa audio
  • Żartobliwe podejście do historii w grze
  • Prostota w kwestii współpracy lokalnej i sieciowej

Wady

  • Gra jest płytka jak kałuża na Saharze
  • Bugi - te mniejsze i większe
  • Podział na misje zamiast otwartego świata
  • Gdzie te elementy RPG-a?

Gdyby Sacred 3 nie nazywał się trzecim Sacredem, byłoby łatwiej się zachwycać prostotą mechaniki. Ta kojarzy się z odpryskiem z podtytułem Cytadela. I to powinno dać Wam krótki obraz jak wygląda mechanika tej gry.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper