Recenzja: Velocity 2X (PS4)

Recenzja: Velocity 2X (PS4)

Paweł Musiolik | 02.09.2014, 19:00

Velocity 2X jest idealnym przykładem prawidłowego rozwoju studia i gier przez nie produkowanych. Wszystko zaczęło się od Velocity w ofercie PS Minis, które ewoluowało i stało się zachwycającym  na Vicie. Już jutro w sprzedaży pojawi się , będące kolejnym krokiem w stronę tego, jak rozwijać powinny się gry.

Trzon wokół którego zbudowano całą grę, pozostał niezmieniony. Ponownie zasiadamy za sterami kosmicznego statku i musi dolecieć do końca misji, ratując jednocześnie jak najwięcej (a idealnie – wszystkich) ludzi w postaci niebieskich kapsuł, wyrabiając się w limicie czasowym. Ten jest dosyć spory, poza niektórymi misjami, ale by osiągnąć jak najlepszy wynik, musimy się śpieszyć. W praktyce wygląda to tak, że trzymamy wduszony przycisk przyspieszenia i staramy się błyskawicznie przystosowywać do zmiennego układu planszy. Początkowo wyjdzie nam to nie do końca tak, jak byśmy tego chcieli, ale po kilkunastu razach łatwo zapamiętać cały rozkład danej misji i wtedy można już bić rekordy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wracają znane z poprzedniej części gadżety dla statku. Poza przyspieszeniem mamy więc teleportację pojazdu z wykorzystaniem kwadratu na padzie, a trójkątem zostawimy w dowolnym miejscu punkt, do którego możemy się cofnąć w dowolnym momencie. Jest to potrzebne w wielu planszach, kiedy gra stawia przed nami proste zagadki do rozwikłania, zamiast ciągłego pędu przed siebie. Te są niczym innym jak aktywowaniem w odpowiedniej kolejności przycisków. Dostępne jest także działko, którym ostrzelamy pojawiających się czasami przeciwników i, pierwszy raz w tej serii, bossów. Na szczęście mamy tylko trzech takich na całe 50 plansz i faktycznie daje to poczucie, że to nie jest kolejny statek, w który trzeba strzelać przez 4 minuty, by go rozwalić. Futurlab zgrabnie połączyło logiczne zagadki ze strzelaniem i unikaniem dziesiątek pocisków przeciwnika. Dorzucono także bieganie naszą bohaterką wewnątrz statku wroga. Tak, w Velocity 2X wysiądziemy z pojazdu i wybrane miejsca przebędziemy pieszo.

Nie oznacza to jednak, że gra traci na tempie. Nasza bohaterka jest w stanie biegać non stop sprintem, korzystać z teleportu i jako bonus dorzucono nam rzucanie wskaźnikiem respawnu, co wykorzystamy, by dostać się w normalnie niedostępne miejsca. Lokacje te oferują nam trudniejsze już zagadki, w normalnych warunkach niesprawiające problemu, ale gdy nasz mózg przestawia się na tryb „trzeba pędzić przed siebie” i jedyne co funkcjonuje to błyskawiczne reakcje – nie da się wtedy kreatywnie myśleć. Dorzucenie etapów „z buta” jest największą nowością, która nie odstaje niczym od bazowego produktu i nie daje poczucia wrzucenia czegoś na siłę, byleby tylko pojawiło się „cokolwiek nowego”. Dlatego właśnie Velocity 2X jest idealnym przykładem na to, jak powinna się rozwijać seria gier. Wybrać rzecz, wokół której kręci się rozgrywka, i stopniowo ją usprawniać.

Velocity 2X #40

Ukończenie wszystkich 50 plansz zajmuje kilka godzin. Oczywiście możemy je męczyć w nieskończoność, by zdobyć odznakę najwyższego stopnia w każdej z czterech kategorii lub pobić swój wynik w sieciowej rywalizacji. Na szczęście gra jest prosta w opanowaniu i niesamowicie wciąga, co skutkowało wczorajszą wydłużoną sesją z tym tytułem zamiast przygotować tekst wcześniej. „Jeszcze jeden rekord”, „Trzeba powtórzyć planszę, o sekundę za wolno” to niektóre z myśli krążących mi wczoraj po głowie. A to rzadko kiedy się zdarza, gdyż z reguły nie mam ochoty na ponownie przechodzenie tych samych plansz. Ale Velocity 2X jest hołdem dla klasycznych gier arcade, w których to nie historia była ważna, a to, jak się w dany tytuł gra. Nie, żeby fabuły tutaj nie było, ale jest ona kompletnie zbędna, jeśli mam być szczery. Dla mnie pełniła jedynie rolę sensownego tłumaczenia dlaczego nie mam od razu wszystkiego, a kolejne plansze są interaktywnymi samouczkami i dopiero od połowy rozgrywki rośnie poziom trudności.

Wielkim plusem za to jest komiksowy design, zarówno w scenkach jak i bezpośrednio w lokacjach. Niektórzy mogą uznać, że jest zbyt prosty i ubogi, ale pasuje tutaj idealnie. Tak samo jak muzyka. Dubstep nie jest gatunkiem, który jestem w stanie słuchać dłużej niż 4 sekundy, ale tutaj wymieszano go na tyle z elektroniką, że stał się wprowadzającym w trans tłem do lotu mojego pojazdu kosmicznego. Tak powinno się robić warstwę audio.

Velocity 2X dostępne jest także na Vicie i gra się na niej równie dobrze jak w wersję na stacjonarną konsolę Sony. Oczywiście to już kwestia gustu, ale tytuł pasuje jak ulał do przenośnej konsoli. Odpalić, pobić ze dwa rekordy w drodze do domu/pracy i wyłączyć. Ale pamiętajcie – musicie grać w słuchawkach, tylko wtedy odpowiednio się wczujecie. Minus? Jeden. Pewien aspekt gry o którym nie mogę wspomnieć (spoilery, duh) został nie do końca przedstawiony i zrealizowany dobrze.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Velocity 2X

Atuty

  • Oprawa wizualna i warstwa dźwiękowa
  • Prosta rozgrywka, a wciąga jak diabli
  • 50 misji, rankingi sieciowe, bonusowe tryby gry

Wady

  • Pewne funkcje w grze mogłyby zostać ciut lepiej rozwiązane

Spodziewałem się ulepszonej rozgrywki i taką właśnie dostałem. Obojętnie, czy to na PS4, czy na PS Vita, w Velocity 2X trzeba zagrać. Czuć ducha retro podanego w nowoczesnej formie.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper