Recenzja: Sleeping Dogs: Definitive Edition (PS4)

Recenzja: Sleeping Dogs: Definitive Edition (PS4)

Jaszczomb | 12.10.2014, 15:37

Na wydanie zremasterowanej wersji gry trzeba mieć pomysł – może to być naprawienie podstaw rozgrywki, jak było w przypadku Metro 2033 Redux, prezentacja możliwości studia, co zrobiło Naughty Dog w The Last of Us: Remastered, można nawet pokusić się o odświeżanie gry technologią poprawiającą zachowanie włosów. Niech będzie. Ważne, by wynikło z tego cokolwiek.

Wydane dwa lata temu Sleeping Dogs nie było ani tak bogate jak gry serii Grand Theft Auto, ani równie zwariowane co odsłony Saints Row, jednak miało swój unikalny styl i, jako nowemu* IP, można było produkcji wybaczyć te niedociągnięcia. Tym bardziej, że w miarę cicho gra weszła na rynek, przez co dla większości graczy była raczej miłym zaskoczeniem niż przehype’owanym zawodem (jak to było z innymi Dogsami).

Dalsza część tekstu pod wideo

W grze śledzimy historię Weia Shena – tajnego agenta, który z uwagi na swoje pochodzenie i dawne kontakty dostał zadanie przeniknięcia w szeregi triady Sun On Yee, by rozpracować ją od środka. Rozwiązania, które w filmie uznalibyśmy za klisze, w grze sprawdza się znakomicie i łatwo przymknąć oko na przewidywalne twisty fabularne, gdy mamy do czynienia z tak wyrazistymi postaciami przestępczego świata i przyjemną rozgrywką. Motywem przewodnim zaś jest tu zaufanie i lojalność, czyli „ospałe” przymioty tytułowych psów.

Naszą piaskownicą jest Hongkong. Mówiący po kantońsku mieszkańcy, stacje radiowe z chińskimi hitami, lewostronny ruch (do którego nigdy nie można się przyzwyczaić, ale zaliczam na plus!), sprzedawcy „oryginalnych” filmów amerykańskich na DVD – to zupełnie inny świat, znacznie różniący się od sandboksów umiejscawianych na terenie USA.

Póki nie wsiądziemy do auta, rozgrywka potrafi w sobie rozkochać. Przede wszystkim walka - zwykle w grach tego typu po kilku pierwszych misjach dostajemy broń palną i starcia wręcz odchodzą w zapomnienie. Nie tutaj – spluwy nie są wcale tak łatwo dostępne, a system walki wystarczająco urozmaicony, by przytoczyć choćby wyprowadzanie potężnych kopniaków z półobrotu czy sytuację, kiedy chwytamy wroga, prowadzimy do auta i miażdżymy drzwiczkami jego głowę. Brutalność finisherów, szczególnie tych z użyciem otoczenia, bawi niezmiennie nawet po wielu godzinach, a prosty system ataków i kontr (Shen trenował u Bruce'a Lee i Batmana od Rocksteady) to najwyższy poziom wśród gier z otwartym światem.

Mocnym punktem jest też strzelanie. Celownik jest zaledwie okręgiem, w obrębie którego nabój gdzieś trafi. Nie ma tu idealnych strzałów w punkt i ściągania znacznie oddalonych oprychów z pistoletu, bo kucnąłem. Z drugiej strony mamy inne bajery odchodzące już od realizmu, np. gdy przeskakujemy przez osłonę, włącza się chwilowy slow-motion, lecz nic zbytnio przesadzonego, co nie pasowałoby do konwencji gry.

W przerwach od trybu fabularnego jest sporo rzeczy do roboty – tropienie przestępców przez kamery, wykonywanie zleceń dla policji czy pomaganie przypadkowym osobom, a wszystko to (włącznie z misjami głównymi) zwiększa poziom gracza w trzech dziedzinach – Triada, Policja, Reputacja. Kolejne poziomy dają dostęp do osobnych drzewek umiejętności, w których znajdziemy m. in. zwiększoną siłę ciosów, lepszą celność czy dłuższe działanie czasowych buffów (z herbatek, masażów itp.). Dodatkowo zbierane figurki odblokowują nowe style walki, więc mamy wystarczająco dobrą motywację do zainteresowania się zadaniami pobocznymi.

Dobra, ale co nowego?

Do tego miejsca tekst mógłby równie dobrze dotyczyć wersji na PS3. To w końcu ta sama gra, choć odświeżona. Jak daleko więc sięgnęły zmiany? I co ze spartolonym w oryginale modelem jazdy?

Niestety, pokpiono sprawę po całości. Samochody i motory nadal przyczepione są do jezdni, a wszystko prowadzi się tak samo - nie naprawiono żartu, jakim była fizyka pojazdów. Da się to jakoś przeżyć, tym bardziej że od początku miał to być pseudozręcznościowy model - włącznie z przejmowaniem cudzych aut w ruchu i krótką „szarżą” spychającą innych z drogi. Wciąż jednak fala krytyki dotykająca tego aspektu powinna coś zmienić w "ostatecznej" wersji. Dwa lata temu mogliśmy takie coś wybaczyć, teraz to karygodne niedopatrzenie.
United Front Games poszło linią najmniejszego oporu, skupiając się wyłącznie na oprawie graficznej. Widoczność jest większa, tekstury ostrzejsze, zgranie kwestii dialogowych z ruchami ustami bohaterów wypada nieco lepiej – poprawnie odświeżony produkt na miarę PlayStation 3. W żadnym wypadku nie są to zmiany godne obecnej generacji i wydawca musiał chyba mocno naciskać na ekipę, by zdążyć przed remasterem GTA V. Jaki jest sens udostępniania gry na lepszym sprzęcie, jeśli nie wykorzystuje się jego możliwości?

Z drugiej strony mamy nieco lepsze zachowanie świateł, a Hongkong po zmroku i w deszczu wygląda przepięknie, (chociaż w żadnym wypadku nie jest to poziom ostatniego inFamousa). Traci to jednak na znaczeniu, gdy beznadziejny model jazdy nie pozwala ukończyć wyścigu, a wszędobylskie bugi blokują postać w miejscu. Nie ruszono również gubiącego się systemu wskazywania drogi ani przerażenia NPC-ów z byle czego. Chcecie kupić coś od stojącego obok sprzedawcy? Zapomnijcie - kuli się ze strachu, bo podbiegając do niego wpadliśmy na przechodnia i gra musiała zaliczyć jakieś ogromne obrażenia, że wszyscy rozpierzchli się lub chowają pod ścianami.

I gdzie ta „definitywna edycja”? Cóż, dostaliśmy dodatki, w tym dwa fabularne. Year of the Snake pozwala wcielić się w Shena, już jako policjanta w mundurze, i pieścić prądem drobnych przestępców. Lub skuwać kajdankami. Jest to wypełniony akcją deser, stanowiący ciekawe wydłużenie historii po marnej końcówce podstawki. Nightmare in North Point zaś przywołuje duchy poległych postaci i każe nam walczyć ze zbyt wieloma nieumarłymi w wersji Hongkongu z koszmaru sennego. Oba DLC starczą zaledwie na parę godzin zabawy, a obok nich mamy również paczki z dodatkowymi pojazdami, broniami i strojami (w tym wdzianko Agenta 47, Pijanego Mistrza i Adama Jensena).

Ciężko ocenić Sleeping Dogs: Definitive Edition. Z jednej strony to wciąż świetna gra, a z drugiej - przykład zupełnego olania graczy. Takie GOTY na PS3 miałoby sens, a jeśli nie dodajecie niczego specjalnego do swojej konwersji – wyceńcie to chociaż przyzwoicie. Ceny sięgające ponad dwustu złotych to skandal. United Front Games, zamiast zabrać się za konsolowy sequel, to dajecie nam coś takiego i zapowiadacie pecetowe MMO? Mieliście taki potencjał! I pomagaliście przy odświeżaniu Tomb Raidera! Sama gra to mocne 8/10, ale nienaprawiający niczego remaster nie wart jest więcej niż…

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sleeping Dogs

Atuty

  • Wyjątkowy klimat Hongkongu
  • Skupienie na walce wręcz
  • Przyjemne strzelanie
  • Poboczne pierdoły przekładają się na perki
  • Wyraziste postaci w niezłej fabule
  • Nieco lepsze zachowanie światła

Wady

  • Skopany model jazdy
  • Stare błędy
  • Graficznie to nie jest poziom obecnej generacji
  • Cena jak za dużą, nową grę
  • Cienie postaci

Deweloper uwierzył, że nie nauczysz starego psa nowych sztuczek, toteż nie wprowadził niczego nowego ani nie naprawił wcześniejszych niedociągnięć. Grajcie na PS3, szkoda Waszych pieniędzy.

Jaszczomb Strona autora
cropper