Recenzja: Pro Evolution Soccer 2015 (PS4)

Recenzja: Pro Evolution Soccer 2015 (PS4)

Paweł Musiolik | 17.11.2014, 19:00

"Czasem słońce, czasem deszcz". Tytuł jednego z najbardziej znanych bollywoodzkich filmów idealnie oddaje moje ostatnie dni spędzone z Pro Evolution Soccer 2015. Spędzając kilka godzin dziennie, rozgrywając kolejne mecze mówiłem do siebie „cholera, Konami zrobiło tak dobry tytuł jak PES 6”. Później postanowiłem podłączyć się do Sieci i wtedy pozostało przeklinanie pod nosem i wpatrywanie w obracające się kółko symbolizujące łączenie z serwerami Konami. Tak, PES 2015 to gra, którą będziecie w stanie pokochać, znienawidzić, a po chwili pokochać na nowo.

Konami dawno przestało walczyć o pierwsze miejsce w świecie piłkarskim. Japończycy niejako pogodzeni z utraconym prymatem po fatalnej wersji 2008, bardzo i to bardzo powoli zaczęli naprawiać swoje błędy. Ale to dopiero ubiegłoroczne wydanie wskazało nam światełko w tunelu, mimo faktu ogólnego bałaganu w samej grze. To, co rokowało dobrze, czyli zmiany w rozgrywce, poszły w dobrym kierunku, a o oprawę graficzną i jej płynność zadbała nowa konsola wraz z silnikiem obudowanym wokół Fox Engine. Postanowiono skupić się na wiernych fanach i raz jeszcze obiecano powrót do czasów świetności. Tym razem, zaskakująco dla mnie, udało się.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fani piłki nożnej dzielą się ogólnie na dwie grupy – tych, którzy wgryzają się w taktykę, analizują zagrania i jeśli dyskutują, to nie o „karle Messim i Cristiano Żelardo”, a raczej o stylu ich gry. Drugą grupą są po prostu osoby oglądające piłkę dla widowiska sportowego. Taka osoba zna mniejsze lub większe grono piłkarzy, zasady ogarnia, ale nie wgryza się w taktykę, bo i po co. Przekładając to na tegoroczne gry piłkarskie, EA wydając FIFA 15 samo przyznało, że tamtejsze studio interesuje zbliżenie gry do telewizyjnego widowiska właśnie. Konami poszło w drugim kierunku, wydając grę dosyć surową w prezentacji, ale niesamowicie wciągającą w trzonie rozgrywki i zarządzaniu piłkarzami. Mówiąc wprost – w tym roku to PES 2015 jest tytułem dla zapaleńców, a FIFA 15 – dla fanów piłki.

Znacznie poprawiony silnik pozwolił wreszcie na rozbudowanie fizyki oraz kolizji zawodników i ci ruszają się tak jak powinni. Grono graczy obdarzonych Player ID poszło w górę i bez problemu rozpoznacie piłkarskie gwiazdy po ich zagraniach, dryblingu czy strzałach. Ale nie poskąpiono także tym mniej znanym, a nawet anonimowym piłkarzom. Porzucono kajdany, które sprawiały w poprzednich odsłonach, że nie zawsze mieliśmy kontrolę nad tym, co dzieje się na boisku. Teraz 99% akcji można poprowadzić od A do Z, tak jak sobie zaplanowaliśmy. Dodać należy oczywiście pierwiastek losowy. W moim przypadku było to wrzucenie do własnej bramki piłki w trakcie interwencji, a w przypadku rywala – udało mi się w ostatniej minucie „dziubnąć” piłkę bramkarzowi, gdy ta na moment wypadła mu z „koszyczka”.

Zapomnijcie też o przedryblowaniu całego zespołu przeciwnika, sprintowi przez cały mecz i innych zagrań typowych z FIFA 15. Piłkarze męczą się niesamowicie szybko i jeśli będziemy biegać z wduszonym sprintem zamiast starać się ustawić w defensywie, to już na koniec pierwszej połowy nasza drużyna będzie bez sił. Dryblowanie za to opiera się bardziej na balansie ciała i wyczuciu ruchu przeciwnika aniżeli na niekończących się kombinacjach na prawym analogu. Oczywiście można odstawić czary krzycząc „DareToZlatan”, bo nic nie stoi na przeszkodzie włączenia manualnego wykonywania trików. Zresztą w PES-a trzeba na dłuższą metę grać na manualnych ustawieniach w każdym przypadku. Nic nie jest lepszym doznaniem od idealnie zagranej prostopadłej piłki do wychodzącego na czystą pozycję napastnika. Ale by nie było za łatwo, to gdy włączone mamy asysty, prostopadłe zagranie górą (które było zmorą w obronie) zostanie osłabione. Jak? Na dwa sposoby. Pierwszym jest fakt, że bardzo ciężko wyczuć odpowiednią moc takiego zagrania i łatwo przesadzić. Drugim są bramkarze. Tak, po narzekaniu na nich w wersji demo, zdziwiłem się, jaki postęp zaliczyli w pełnej wersji. Nie jest oczywiście bez wad, bo nadal puszczają farfocle (nader często przy strzałach zza pola karnego po ziemi), ale przynajmniej są zdecydowani. Obojętnie czy broni Neuer czy anonimowy kopacz z australijskiego zespołu. Wychodzą zdecydowanie, grają agresywnie na linii, wiedzą jak się ustawić, a czasami zaserwują nam taką interwencję, że szczęka nam opadnie i rzucimy głośnym przekleństwem, dodając standardowe „jakim prawem to nie wpadło!?”. Wszystko to sprawia, że faktycznie chce mi się w tego PES-a grać, a nie tylko odbębnić co trzeba i wrzucić na półkę, oszukując samego siebie, że kiedyś do tego wrócę.

Ale też nie jest idealnie. Konami, mimo wszystko, ma co poprawiać. Pewne ustawienia sterowania powodują dziwnego laga przy oddawaniu strzałów, więc najlepiej grać albo kompletnie na manualnym sterowaniu, o czym wspomniałem, albo początkowo z asystami. Irytuje mnie także wyjątkowa nadwrażliwość i wybiórczość sędziego. Gdy my kogoś nawet lekko odepchniemy – od razu gwiżdże przewinienie i pokazuje żółtą kartkę. Gdy w nas przeciwnik wjedzie tzw. sankami – nic, zero reakcji. Sprawdzałem to grając różnymi zespołami i zawsze jest to samo – aptekarskie sędziowanie nam, puszczanie wszystkiego jak leci przeciwnikowi. Dlatego czasami aż bałem się robić cokolwiek w obrębie pola karnego, bo tam jest gwizdane wszystko. Nawet to, że przeciwnik wbiegnie w nas i zglitchuje się losowo detekcja kolizji. Od razu przypomniało mi to czasy bodajże PES 5, które także cierpiało na aptekarskie sędziowanie, czym skutecznie psuło rozgrywkę. Słówko jeszcze o detekcji kolizji. Niby jest dobrze, ale tutaj potrzeba faktycznej pracy, bo czasami trzech zawodników mojej drużyny potykających się na piłce i o swoje nogi wzajemnie to zdrowa przesada. Zawsze ze starć z przeciwnikami wychodzimy jako przegrani, a gdy coś nie zadziała, to zawodnikowi dodatkowo wyłączy się myślenie, stanie i nie robiąc zupełnie niczego będzie się tylko gapił na piłkę.

I tak się zachwycałem grą, po czym Konami postanowiło włączyć serwery. I zalała mnie krew. Automatycznie gra łączy się z nimi, gdyż, podobnie jak w serii FIFA, za wykonywanie wyzwań otrzymujemy punkty, które lecą do głównej puli przekładającej się na poziom gracza. No ale serwery działają fatalnie, więc na ekranie startowym oglądałem sobie przez 20 minut kręcące się kółeczko. Trzeba rozłączyć się z Siecią, przyjąć komunikat od gry o braku połączenia, wejść w opcje i ustawić automatyczne łączenie się z serwerami na wyłączone. A gdy chcemy skorzystać z Sieci – wtedy łączyć się ręcznie.

Na razie jednak nie da się grać po Siecii w PES 2015 bez nerwów, kilkudziesięciu minut czekania i rwania sobie włosów z głowy. Nie da się i już. Konami niby o problemie wie, niby robią konserwacje serwerów, ale poprawa jest chwilowa i po 2-3 godzinach znowu można oglądać kręcące się w lewym, dolnym rogu kółko. No ale. Zarwałem dwie noce, licząc, że serwery jakoś sobie poradzą, gdy Europa będzie spać. No i miałem rację. Dzięki temu mogę potwierdzić, że da się zagrać mecz bez większych lagów. Jednak Konami nadal nie potrafi zrozumieć, że zakładanie pokoju, by zagrać rankingowy mecz, nie jest wygodne. Zakładamy sobie go z wybranymi ustawieniami i czekamy. Nie możemy nic zrobić dopóty, dopóki ktoś się nie znajdzie. Wszystko jest toporne i przypomina erę PS2, gdzie o Sieci marzyli nieliczni. Trybów gry przez sieć trochę jest, ale nie wszystko udało mi się dogłębnie sprawdzić gdyż... tak, serwery umarły. I po tej śmierci do dziś znajdują się w stanie przedzawałowym. Z tego też powodu myClub liznąłem przez szybę. Ma to być odpowiednik FIFA Ultimate Team, ale zamiast zabawy z paczkami kart, postawiono na rejestrowanie agentów losujących nam zawodnika. Im droższy i lepszy agent, tym większa szansa na lepszego zawodnika. Jeśli chcemy pomóc szczęściu, to albo płacimy prawdziwą kasą, albo zebranymi w innych trybach punktami GP. Niestety, potrzebne są serwery, a te, jak już pisałem, wolą po prostu co chwilę umierać.

Najgorsze jest jednak to, że nawet jeśli nie gramy przez Sieć, a na przykład tłuczemy w Master League będąc do Internetu podłączonym, to gra kilkukrotnie w trakcie meczy zamiera na około sekundę. Wyobraźcie sobie jak bardzo jest to irytujące, gdy chcemy dryblować, podać, strzelić...zrobić cokolwiek. Co zaskakujące – problem występuje zupełnie losowo i rozmawiając z kilkoma znajomymi – poza mną tylko dwie osoby to napotkały. Zresztą ciężko nie odnieść wrażenia, że i tak PES 2015 trochę się pośpieszył. Aktualizacje na żywo startują 20 listopada i dopiero po tym dniu dostaniemy aktualizowane na bieżąco statystyki zawodników, ruchy w drużynie i formę zespołu. Na ten moment nie wiem jak dobrze/źle to działa. Zobaczymy później.

PES 2015 ma w sobie taką magię, że chce się w niego grać, grać i jeszcze raz grać. Nawet menu jest schludne, oparte na kafelkach, z najczęściej wykorzystywanymi trybami gry zmieniającymi się automatycznie zależnie od tego, w co gramy. Muzyka licencjonowana dla mnie początkowo była kompletnie zbędna, ale doceniłem ją, gdy musiałem czekać na połączenie z Siecią. Nie lubię szeroko pojętej niezależnej muzyki rockowo-rozrywkowej, ale z Bastille da się wytrzymać. No ale ja nie o tym miałem. Tak, PES wrócił do formy i gdyby tylko nie te nieszczęsne serwery, mielibyśmy zdecydowanego zwycięzcę w tegorocznym pojedynku. A tak mamy tylko minimalną przewagę w ogólnych kategoriach. FIFA wygrywa przystępnością i trybem online, PES zgarnia dla siebie całe mięso, które kochane jest przez fanatyków piłki. Przeciwników nie przekonam, ale niezdecydowanych mogę zachęcić – tej edycji naprawdę warto dać szansę, bo Konami wreszcie, po tylu latach, spełniło swoje obietnice i dało nadzieję na powrót do formy z ery PS2.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Pro Evolution Soccer 2015

Atuty

  • Wrócił stary, dobry PES
  • W trakcie meczu czujemy, że mamy wpływ na grę
  • Oprawa graficzna (oświetlenie!)
  • Znacząca część piłkarzy ma świetnie zrobione twarze
  • Licencja na Ligę Mistrzów, Ligę Europy i pozostałe egzotyczne rozgrywki
  • Animacje zawodników

Wady

  • Połączenie sieciowe raz działa, raz nie działa. Częściej to drugie
  • Problemy z detekcją kolizji zawodników
  • Nadwrażliwy i stronniczy sędzia
  • Znowu brak licencji, ale tym razem niewiele z tym zrobimy
  • Gdy jesteśmy połączeni z Siecią, a gramy offline, gra zalicza freezy na około sekundę kilka razy w meczu

Gdyby zapomnieć o ostatnich latach, wyjąć całą generację PS3, to można uznać, że Konami po PES6 stworzyło kolejny świetny tytuł. Ale to PES 2015 i dopiero teraz dostaliśmy bardzo dobrą piłkę.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper