Recenzja: Secret Ponchos (PS4)

Recenzja: Secret Ponchos (PS4)

Jaszczomb | 15.12.2014, 15:13

Diablo na Dzikim Zachodzie? W końcu gra z grudniowej oferty Plusa, więc można sprawdzić... no, może nie przez pierwszy tydzień, bo była niegrywalna. Ale już wszystko gra i w kwestii sieciowych PvP mamy tu perełkę!

Po ujawnieniu pierwszego zwiastuna gry, wielu z miejsca zakochało się z Secret Ponchos, nie wiedząc tak naprawdę, czym jest. W Internecie panowało przeświadczenie, że dostaniemy Diablo z rewolwerami w klimatach Dzikiego Zachodu. Gdy padało „PvP only”, rzedły miny emotikonek. Wciąż jednak produkcja broniła się ciekawym designem, a w pamięci graczy był znakomity spin-off Call of Juarez: Gunslinger. Chcieliśmy pojedynków w samo południe, nawet jeśli miałyby to być sieciowe potyczki między sobą.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wtedy nadeszła premiera i gra znalazła się w grudniowej ofercie PlayStation Plus. Twórcy świetnie to przemyśleli – na pewno Sony w tym celu sypnęło kasą, a nabywcy otrzymali pewność, że będzie z kim grać. I wszystko mogło się udać, gdyby nie jeden malutki problem – tytuł przez pierwsze dni po prostu nie działał. Ale zostawmy na razie ukochane przez każdego gracza problemy gier sieciowych. Oto czym Secret Ponchos jest dzisiaj (i powinno być od prawie dwóch tygodni).

Celem jest ustanowienie jak najwyższej nagrody za swoją głowę. Żeby na listach gończych z naszą podobizną widniało coraz więcej dolarów, musimy się jednak postarać – tutaj wchodzą ustawki z innymi wyjętymi spod prawa zabójcami. Trybów jest kilka – klasyczny deathmatch dla ośmiu graczy, pojedynki drużynowe 1v1, 2v2 i 4v4 oraz tryb dominacji, czyli team deathmatch, gdzie liczy się określona przewaga w zabójstwach. Mamy również trening i opcję gry na dzielonym ekranie dla dwóch osób. Tak niewielki i mało oryginalny wybór to wciąż wielka uczta dla tych, którzy próbowali grać w pierwszym tygodniu po premierze – wybranie większości trybów kończyło się usunięciem postaci, więc ich nie ruszano.

Na ekranie tytułowym i w lobby stale widniało ostrzeżenie „granie pojedynków 1v1 oraz 2v2 grozi uszkodzeniem zapisanego stanu postaci. Pracujemy nad łatką i naprawimy błędy tak szybko, jak to tylko możliwe”. Oficjalnie twórcy polecali ograniczyć się do zwyczajnego Free-for-All dla ośmiu śmiałków, ale i tam z matchmakingiem nie było różowo i wyszukiwanie przeciwników trwało często dobre 6-8 minut. Ile trwa jedno starcie? Dokładnie 240 sekund, czyli cztery minutki. Teraz rozumiecie, jak skandaliczne były to proporcje.

W kwestii postaci mamy piątkę grywalnych bohaterów – uzbrojoną w szpadę i płachtę matadorkę, wielkiego tanka z mnóstwem życia i potężną strzelbą, szybkiego rudzielca dzierżącego dwa rewolwery, odzianego w ponczo fantoma z shogunem i biczem oraz brodatego rewolwerowca z długolufowym działem. Każdą z postaci gra się zupełnie inaczej, lecz mnogość dostępnych od początku umiejętności i rewelacyjne wyważenie każdej z nich robią niesamowite wrażenie, chociaż zauważalne jest to dopiero po kilku godzinach zabawy.

Do gry bowiem bardzo łatwo się zniechęcić. Jeśli odpalaliście Secret Ponchos od razu po premierze, w jedynym działającym Free-for-All pełno było fantomów i rudzielców, bo w takim trybie i tamtejszym chaosie gra się nimi najłatwiej. Pierwsze chwile z szybkim chłopaczkiem o czerwonych włosach polegały na lataniu po mapie i dobijaniu osłabionych postaci, co pozwalało mi kończyć nawet z wynikiem 12-0. Problemy z połączeniem, zamęt na mapach i połowa graczy kradnąca innym zabójstwa ryżym szubrawcem. Kto by w ogóle chciał wracać do tego tytułu po takim wstępie?

Obecnie poprawnie działają już wszystkie tryby i na spokojnie można przetestować wybranego bohatera w różnych sytuacjach. Tank nie jest zbyt zwinny i nie umie robić uników, lecz jego strzelbą można wycelować, co chwilę trwa, lecz zapewnia ogromny zasięg, powalając wroga po celnym strzale. Jako jedyny posiada także apteczkę, więc jest niezastąpiony w pojedynkach 1v1. Nie mówiąc już o jego szarży zakończonej nabiciem przeciwnika na bagnet broni i wystrzeleniem jego bezwładnego ciała w dal. Świetna sprawa.

Większość graczy jednak nie zagłębia się we wszystkie możliwości postaci, bo i gra nie wyjaśnia wszystkiego wprost. Dostajemy jedynie ogólny rozkład przycisków, pod d-padem ukryła się plansza z umiejętnościami, a przycisk przylegania do osłony wydaje się być wspomniany od niechcenia, chociaż w rzeczywistości to najważniejszy element starć. Pozwala on zniknąć z pola widzenia, nie wyświetlać naszego położenia na ekranie reszty graczy i tak ukryta postać nie dość, że o wiele szybciej regeneruje wytrzymałość, to także przeładowanie trwa znacznie krócej. Nie wspominając nawet, że tych osłon jest kilka rodzajów. Czy gra o tym informuje? Wcale, chyba że liczycie losowe rady wyświetlane w menu na dole ekranu… albo oficjalne forum gry.

Najwięcej więc uczymy się obserwując grę innych. I nagle pozornie bezużyteczna postać staje się niepowstrzymaną bestią. Jak już pisałem, zbalansowanie bohaterów to małe mistrzostwo świata i w pierwszej dziesiątce graczy znajduje się każda z klas. Im wyższą mamy rangę, tym starcia bardziej ekscytujące, bo i gracze są bardziej zaprawieni. Nie dostrzegacie zalet wybranego zabójcy? Włączcie tryb Practice i sprawdźcie jego możliwości. Albo zmieńcie postać, na pewno znajdziecie odpowiadający Wam styl gry.

Takie to nieszczęście Secret Ponchos – znakomita produkcja odpychająca problemami sieciowymi. Zdarza się lag, zdarza się, że jeden z graczy lata po całej mapie i nie ima się naszych pocisków. Obecnie występuje to jednak bardzo rzadko. Nie mogę jednak pominąć tego, iż po premierze zwyczajnie nie dało się grać - takie sytuacje w grach wyłącznie sieciowych nie mogą mieć miejsca. Nie ma tu też wystarczająco dużo zawartości, by zatracić się w grze na długie tygodnie, choć póki co zróżnicowanie postaci kusi, by wypróbować każdą z nich. Po prostu (teraz już) solidna twin-stickowa onlajnówka.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Secret Ponchos

Atuty

  • Zbalansowane i różnorodne postacie
  • Dynamiczne starcia (o ile działają)
  • Taktyczna głębia w pozornie zwykłym twin-stick shooterze

Wady

  • Błędy pierwszego tygodnia
  • Nie najlepszy matchmaking
  • Przydało by się więcej map

Bardzo przyjemna strzelanka na Dzikim Zachodzie z rewelacyjnie zaprojektowanymi postaciami. Nie obyło się bez wpadek, lecz wystarczy parę godzin, by dojrzeć w niej głębię.

Jaszczomb Strona autora
cropper