Recenzja: Evolve (PS4)

Recenzja: Evolve (PS4)

Marek Kłos | 15.02.2015, 17:43

Nowa gra twórców serii Left 4 Dead, która ominęła konsole marki PlayStation, już w momencie zapowiedzi przykuła moją uwagę. Pomysł na niestandardową, asymetryczną rozgrywkę wieloosobową w świecie przyszłości opanowanym przez kosmiczne kreatury rozpalał moją wyobraźnię. Z nieskrywaną ekscytacją śledziłem zapowiedzi nowych łowców oraz potworów, którymi przyjdzie nam pokierować. Klika dni temu w moje ręce wpadła w końcu pełna wersja gry, więc czym prędzej zacząłem zabawę.

Historyjka będąca tłem naszych zmagań jest, lekko mówiąc, błaha. Oto w odległej przyszłości na planecie Sheer pojawiają się niezwykle agresywni przedstawiciele fauny. Zarząd kolonii podejmuje decyzję o ewakuacji, a my, jako zgrana ekipa wojowniczych weteranów, wyruszamy rozwiązać problem w sposób siłowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

To, co od pierwszych materiałów bardzo mnie w Evolve urzekło, to design postaci łowców. Ich bronie wraz z umiejętnościami, projekty samych potworów oraz planeta, na której mieliśmy walczyć. Po odpaleniu gry nic się w mojej opinii nie zmieniło. Produkcja Turtle Rock wygląda i brzmi naprawdę dobrze. Dwanaście dostępnych postaci oraz trzy potwory (choć nie wszystkimi możemy grać od początku) pozwalają każdemu znaleźć coś dla siebie, zarówno pod względem wyglądu, jak i umiejętności.

Gra wita nas niedługim samouczkiem dla łowców i potwora. Dodatkowo w każdym momencie możemy obejrzeć filmiki, w przejrzysty sposób objaśniające podstawowe oraz zaawansowane taktyki dla każdej postaci. Znajdziemy też materiały dotyczące trybów rozgrywki.

Podział klas jest tu dość typowy z jednym wyjątkiem. Do dyspozycji mamy więc m. in. Assaulta, który jest standardowym tankiem, będącym w stanie zadać największe obrażenia oraz przyjąć ich więcej niż pozostali członkowie ekipy. Na początku możemy wybrać jedynie Markova, który dzierży w dłoniach zadający porządne obrażenia Lighting Gun oraz Assault Rifle, sprawdzające się dobrze w każdej sytuacji. W naszym arsenale znajdują się także miny oraz umiejętność specjalna, wspólna dla wszystkich bohaterów tej klasy – Personal Shield, która po aktywowaniu, przez krótki czas chroni naszego wojaka przed obrażeniami.

Kolejną klasą jest Medic. Pierwsze starcia upłyną nam na kierowaniu poczynaniami Val. Naszymi priorytetami są tutaj naturalnie leczenie oraz wskrzeszanie towarzyszy za pomocą Medguna. Zadawanie obrażeń jest tutaj ostatecznością, a karabin snajperski służy raczej do oznaczania na cielsku potwora słabych punktów, niż wyrządzania szkód. Warto też oznaczyć bestie, nim ta zechce uciec z pola walki. Specjalną umiejętnością tej klasy jest fala energii, która natychmiastowo regeneruje część zdrowia wszystkich będących w zasięgu postaci.

Mamy również Supporta. Hank, którym zaczynamy posiada drugą po klasie Assault najmocniejszą broń. Dodatkowo dzięki Energy Shield potrafi sprawić, by wybrany gracz był przez jakiś czas odporny na zadawane mu obrażenia. Jest w stanie przywołać także atak orbitalny, zabierający olbrzymią ilość życia, jednak wymaga przewidywania, gdyż jego zasięg jest ograniczony, a sam atak spadnie na powierzchnię planety Sheer z opóźnieniem. Umiejętnością wspólną wszystkich Supportów jest za to urządzenie maskujące, które ukrywa łowców w swoim zasięgu.

Na koniec przeglądu klas myśliwych zostawiłem sobie, w moim przekonaniu, najciekawszą z nich - Trappera. Jego zadaniem jest spowolnienie i uwięzienie przeciwka. Dostępna od startu Maggie posiada umieszczane na ziemi harpuny, utrudniające przeciwnikowi ruch. Posiada ona towarzysza – Daisy, która wygląda jak skrzyżowanie psa z aligatorem. Jej rolą jest tropienie potwora oraz leczenie rannych towarzyszy. Kiedy w końcu bestia znajdzie się blisko, każdy z Trapperów powinien uruchomić swoją najważniejszą umiejętność – Mobile Arena. Jest to kopuła energii niepozwalająca przez pewien czas uciec tropionej kreaturze z jej wnętrza.

Każdy z przedstawicieli klas różni się między sobą, lecz ich zadanie w grze pozostaje takie samo. Niestety odblokowanie kolejnych myśliwych wiążę się z dość pokaźnym grindem, który prowadzi do zachwiania balansu rozgrywki. Gracze, którzy skupili się na jednej profesji, mają ogromną przewagę nad początkującymi, starającymi się grać wszystkimi po trochu. Wraz z postępami odblokowujemy perki, które mogą przyspieszyć regenerację plecaków odrzutowych, zwiększyć zadawanie obrażeń etc., oraz zdobywamy poziomy mistrzostwa w posługiwaniu się naszymi spluwami, co wpływa na ich celność, czas przeładowania i tym podobne.

Granie w drużynie łowców wymaga ścisłej współpracy. Dlatego też samotne zwiedzanie niebezpiecznej planety jest ostatnią rzeczą, jaką powinniśmy robić. Oprócz naszych głównych przeciwników (bądź podopiecznych), składająca się z 12 map planeta Sheer jest upstrzona innymi niebezpieczeństwami. Tutaj każda roślina, zwierzę lub podejrzane, zielone bajorko stanowią zagrożenie dla pojedynczego gracza.

Z drugiej strony czeka nas zabawa w kosmiczną bestię. Do wyboru twórcy jak na razie oddali trzy paskudy. Pierwszą jest potężny Goliath, który najlepiej sprawdza się w zwarciu. Kolejny to przypominający samego Cthulhu Kraken wyspecjalizowany w atakach dystansowych. Trzecią bestią jest za to bardzo zwinny i najmniej odporny Wraith, który przemieszcza się po mapach z podziwu godną finezją. Każda z nich dzięki zabijaniu i jedzeniu przeróżnych stworzeń może ewoluować, co zwiększa nie tylko wymiary stwora, ale także jego wytrzymałość, pancerz czy efektywność ataków oraz odblokowuje specjalne umiejętności.

Evolve posiada możliwość grania samemu przeciw postaciom sterowym przez SI. Do naszej dyspozycji oddanych zostało kilka trybów, które możemy rozegrać pojedynczo lub w składającej się z pięciu misji minikampanii. Oprócz standardowego polowania, gdzie zadaniem monstra jest zabicie łowców, lub ewoluowanie do będącej w stanie zniszczyć reaktor fazy trzeciej, dostępne są także tryby Nest, Rescue oraz Defend. W pierwszym, priorytetem myśliwych jest zniszczenie losowo rozmieszczonych na mapie jaj oraz sługusów potwora. Ten zaś musi bronić kokonów przez okres 10 minut. W trybie Rescue nasi dzielni wojacy muszą zlokalizować, uleczyć oraz odprowadzić w bezpieczne miejsce rannych kolonistów, natomiast zadaniem potwora jest ich eliminacja. Jeśli jedna ze stron zabije lub ocali pięciu poszkodowanych – wygrywa. Defend to z kolei obrona generatorów przez łowców przed maksymalnie rozwiniętym potworem i jego pomocnikami.

Warto też zaznaczyć, że SI stoi na naprawdę dobrym poziomie i podczas mojej przygody z trybem solo, mimo możliwości przełączania się pomiędzy członkami drużyny, sterowany przez konsolę potwór bardzo często spuszczał nam manto. Jeżeli nie idzie nam zbyt dobrze, konsola automatycznie balansuje rozgrywkę, tak by w kolejnym starciu grało nam się łatwiej.

Jednak przegrana potyczka niesie ze sobą także konsekwencje. Gdy przykładowo wygra potwór, na kolejnej mapie możemy napotkać na niespodzianki w postaci zbiorników wodnych pełnych krwiożerczych „piranii”, albo teleportów pozwalających przenosić się potworowi w obrębie mapy. Działa to też w drugą stronę i jeśli wygra drużyna myśliwych, na kolejnej mapie pojawią się na przykład wieżyczki strażnicze.

Te same tryby dostępne są także podczas zabawy wieloosobowej. Przed meczem musimy zaznaczyć kolejność od najbardziej do najmniej odpowiadającej nam roli, a gra postara się wrzucić nas w skórę tej właśnie klasy.

No dobra, a jak się w to gra? Tu bywa różnie. Zdarzały mi się potyczki, w których jako drużyna łowców natrafialiśmy na przeciwnika grającego sprytnie i stracie miało miejsce dopiero, gdy ten był już w trzeciej fazie ewolucji. Natomiast sporo batalii zaczynało się i kończyło praktycznie w punkcie startowym, gdzie któraś ze stron zawodziła.

Tu leży moim zdaniem największy problem Evolve. Szarpiąc w ekipie, która już chwilę pograła, wygrywaliśmy praktycznie każdy mecz w mgnieniu oka. Problemem bywał właściwie tylko z Wraith, którego trafienie jest niemałym wyzwaniem. Z kolei jako potwór, naprawę nieczęsto udawało mi się pokonać zgrany zespół.
Tempo rozgrywki także nie jest tym, co przypadło mi do gustu. Zazwyczaj mozolnie przemierzamy mapę, patrząc jedynie na znaczniki ptaków, które zaalarmowane przez obecność potwora podrywały się do lotu. A gdy dojdzie do walki, gra przyspiesza tak bardzo, że dość trudno zorientować się, co się dokładnie dzieje. Strzela i przemieszcza się po Sheer jednak bardzo przyjemnie. Grafika jest naprawdę dobra, a gra chodzi płynnie nawet podczas porządnych zadym.  Niestety muszę też wspomnieć o niewielkich problemach technicznych, które objawiały się sporadycznym wyrzucaniem z gry.

Jako potwór musimy być sprytni. Otwarta walka w pierwszym stadium ewolucji raczej szybko skończy się porażką. Grać należy więc ostrożnie, jak najczęściej używając skradania, które powoduje, że nie zostawiamy śladów i pozwala na atak znienacka. Gdy już się najemy, warto zająć się oddalonymi od swojej ekipy graczami, szczególnie medykiem. Do tego jednak należy porządnie poznać mapy oraz miejsca, w które możemy zwabić naszą „zwierzynę”.

Niestety, mimo iż w konfrontacji z kosmicznym stworem możemy poczuć się jak w trakcie naprawdę dobrze zrealizowanej walki z bossem, tak w przypadku wcielania się w kreaturę nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ciosy, którymi atakowałem te małe paski energii szwendające się gdzieś daleko w dole, nie oddają mocy, jaką posiadałem. Nie czułem, że robię im krzywdę. Przy zwykłym ataku pod R2 odpala się animacja machania odnóżami, jednak ta jakby nie miała nic wspólnego z potężnymi ciosami, które powinienem zadawać. W przypadku umiejętności i ataków specjalnych jest jednak znacznie lepiej

Map, jak wspomniałem, jest dwanaście i choć są fajnie zaprojektowane oraz posiadają swój klimat, to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że większość z nich jest w jakimś stopniu do siebie podobna. Nie ma tu też za bardzo czasu na zwiedzanie. W pogoni, bądź podczas ucieczki nie mamy czasu przyjrzeć się tym wszystkim fascynującym okazom przyrody, gdyż najważniejszymi informacjami są ikonki wskazujące obecność bestii lub myśliwych.

Pośród wielu stoczonych przeze mnie walk po obu stronach konfliktu, tych naprawdę emocjonujących i zapadających w pamięć było niewiele. Fakt, gdy już wszystkie tryby wskoczyły na swoje miejsce, bawiłem się po prostu wybornie, jednak nie było tego dużo, a większość z nich kończyła się zdecydowanie zbyt szybko, zazwyczaj śmiercią potwora. Być może jest to kwestia głębszego poznania mechaniki, jednak granie z przypadkowymi użytkownikami nie sprawia spodziewanej satysfakcji. Natomiast w zgranej ekipie gra potrafi zabłysnąć jak mało która. Jeżeli więc Evolve kupi także kilku Waszych przyjaciół, to bez wątpienia będziecie się bawić wybornie. Samotny gracz jednak nie znajdzie tu wiele frajdy. Brakuje też zwykłej kampanii fabularnej, która w moim przekonaniu świetnie wpasowałby się w stylistykę i historię świata gry.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Evolve

Atuty

  • Design
  • Współpraca w obrębie zgranej ekipy
  • Projekty mapy
  • Klimat polowania

Wady

  • Brak standardowego trybu kampanii
  • Podstawowe ataki potworów „zawieszone” w powietrzu
  • Pogoń za znacznikami
  • Zbyt duże tempo starć i zbyt wolne podchodów

By cieszyć się pełnowartościowym produktem, nie ukrywajmy - potrzebujecie zgranej ekipy. Samemu nie ma sensu grać. Mimo wszystko - brakuje także pełnoprawnej kampanii w klimacie gry. Pasowałaby tutaj bardzo dobrze.

Marek Kłos Strona autora
cropper