Recenzja: Bombing Busters (PS4)

Recenzja: Bombing Busters (PS4)

Jaszczomb | 11.07.2015, 13:53

Małe studia nie mają szczęścia do klonowania Bombermana. Rok temu dostaliśmy wybrakowane (dziś już grywalne jako ), a teraz swoich sił spróbował deweloper, który tworzył dotychczas głównie minigierki na handheldy. Co nie zagrało tym razem?

Rok temu na Wii U ukazało się Bombing Bastards. Bombowe bękarty nie były niczym rewolucyjnym – ot, zapożyczyły zasady rozgrywki od starusieńkiego Bombermana, rzucając gracza na planszę-szachownicę i każąc mu pokonać przeciwnika podkładanymi materiałami wybuchowymi. Gra była jednak na swój sposób wyjątkowa, gdyż to nie tryb wieloosobowy grał tu pierwsze skrzypce. Daniem głównym była walka z kontrolowanymi przez SI potworkami, a po kilku planszach stawaliśmy twarzą w twarz z bossem. Co do multi – było, wyłącznie lokalne i z jednym tylko trybem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak to z przenosinami na konsole Sony bywa, i tym razem otrzymaliśmy wydaną wcześniej grę w rozszerzonej wersji. A że łatwiej zagrać przez Sieć niż trafić ze znajomym na jedną kanapę, dodano opcję multiplayera przez Internet, do ośmiu graczy naraz! Z tym równie dobrze mogłoby tego sieciowego trybu nie być, bo zwyczajnie nie działa. Także tyle z tej „ulepszonej” wersji, która pozbyła się nawet kuszącego „Bastards” w tytule. Przyjazne dzieciakom Nintendo przepuściło "bękarta", a Sony nie chciało? Co to się porobiło… Ale na niedziałające multi jeszcze ponarzekam. Na razie zobaczmy, co swojego wniósł deweloper do wałkowanej od lat formuły.

Szału nie ma. Pięć światów po pięć plansz i z bossem na samym końcu. Walki z takimi smokami czy elektrycznymi dinozaurami ograniczają się do podstawiania bomb na pustych planszach i uciekaniu przez atakami obszarowymi wroga, co niekoniecznie sprawi, że kiedykolwiek wrócicie do zaliczonego raz starcia tego typu. W kwestii zwykłych poziomów, te dalej bazują na dokładnie takiej samej planszy, zaś nieznacznie zmienia się rozkład potworków i bloków do zniszczenia. 

Urozmaicono to odmiennymi światami, a te rzeczywiście mają co pokazać – od zamieci śnieżnych przesuwających nasze bomby na poziomach zimowych, po erupcje lawy na ognistej planecie. Dodatkowo nieustannie dodawane są nowe rodzaje potworów, pułapki i inne urządzenia zmieniające nieco zasady. Co ciekawe, potworki mają różne poziomy SI i niektóre wejdą bezwiednie w pole rażenia naszej bomby, inne zaś skryją się przed nim i ruszą w naszą stronę przy najbliższej okazji. Ale bomb nie stawiają.

I to właśnie czyni tutejszego Bombermana bardziej grą logiczną niż zręcznościową. Załamujące się pod nogami pola wymuszają przemyślane poruszanie się i stawianie bomb. Trzeba zapędzać w pułapki, korzystać z power-upów i uważać na co mądrzejsze jednostki. Tyle że traktowanie tej produkcji jako gry logicznej szybko doprowadzi Was do frustracji. W sumie to jakbyście nie traktowali Bombing Busters, obcowanie z tym tytułem wywołuje niekontrolowane wiązanki o niezbyt cenzuralnym wydźwięku.

Ta gra jest trudna. Mimo plansz na planie szachownicy, nie poruszamy się po kratkach, a mamy swobodę ruchu. Jeśli kryjecie się przed wybuchem tuż obok, za przeszkodą, wystarczy kilka pikseli Waszego bohatera poza nią, by natychmiast stracił swoje jedyne życie. Trzeba więc stale kontrolować, gdzie dokładnie znajduje się nasza postać i czy możemy ją jeszcze o ten milimetr przesunąć.

Do rzucenia padem o ścianę sprowokuje Was też fakt, iż każdy najmniejszy błąd prowadzi do restartu poziomu. Power-upów jest sporo (chociaż same standardowe – większy zasięg rażenia, więcej bomb naraz, kopanie i rzucanie nimi, zdalne odpalanie itp.) i gdy wyczyścimy już większą część planszy, każdy nasz atak jest niebezpieczny, najczęściej dla nas samych. Do tego teleporty, jednostki strzelające czy losowe wydarzenia na mapce - wszystko to sprawia, że giniemy nad wyraz często. A zaczynanie poziomu od nowa to kolejne kilkadziesiąt sekund poświęconych na mozolne przebijanie się przez pierwsze bloki i zbieranie ulepszeń. Nierówne tempo zupełnie nie sprzyja wysokiemu poziomowi trudności.

Ale dla wielu Bomberman będzie zawsze pozycją stricte multiplayerową. Taki tryb też się tu znalazł. Ale nie myślcie, że zmienicie coś oprócz liczby graczy, czasu gry i wymaganej ilości zwycięstw. Opcje potyczek z innymi graczami lub botami są wyjątkowo ubogie. I niezależnie od tego, czy walczy ze sobą para osób czy ósemka graczy, wielkość plansz nie ulega zmianie. No, można ustawić, by polegli uczestnicy razili bombami z krawędzi mapy, tyle że ani to nowe, ani przyjemne przy większej liczbie osób. Tak więc grając w kilka osób stajemy przed decyzją - chaos czy nuda oczekiwania na kolejną rundę?

Wracając do trybu sieciowego – cóż, nie działa. Próbowałem u trzech różnych dostawców, odpowiednie porty odblokowane (w jednym wypadku gra sama podpowiedziała które), ale nie mogłem stworzyć ani dołączyć do żadnej gry. Jeśli w ogóle jakaś była. Mało tego, namówiłem znajomego do nabycia gry i próbowaliśmy się odnaleźć wpisując IP )bo to jedyna opcja) – bez powodzenia. Kolejny klon Bombermana bez działającego multi.

Ostatecznie za kwotę 29 zł otrzymujemy wyłącznie lokalny, ubogi tryb wieloosobowy oraz ciekawe podejście do singla, które wielu zniechęci wysokim poziomem trudności. Sytuacji nie ratuje kolorowa grafika rodem ze smartfonów, a dość przyjemna ścieżka dźwiękowa, stanowiąca elektroniczne wersje znanych utworów domeny publicznej, szybko zaczyna się kojarzyć z frustracją po niesprawiedliwych utratach życia. Hardcore’owy fan gatunku pewnie znajdzie tutaj parę godzin zabawy, ale nie nastawiajcie się, że Bombing Busters sprawdzi się jako gra imprezowa.

Źródło: własne

Atuty

  • Masochistom może spodobać się poziom trudności singla
  • Urozmaicanie plansz zdarzeniami losowymi

Wady

  • Sieciowe multi oparte o szukanie graczy po IP…
  • …które i tak nie działa
  • Ubogi tryb wieloosobowy
  • Stanowczo zbyt łatwo zginąć przez przypadek
  • Nudni bossowie

Wymagająca i wybrakowana produkcja, która bawić będzie co najwyżej hardcore’owców w singlu. Ubogie multi lokalne nudzi, a sieciowe zwyczajnie nie działa.

3,5
Jaszczomb Strona autora
cropper