Recenzja: Day of the Tentacle: Special Edition (PS4)

Recenzja: Day of the Tentacle: Special Edition (PS4)

Łukasz Ciesielski | 27.03.2016, 09:00

Kilkanaście lat temu gry przygodowe świeciły triumfy, z biegiem czasu jednak ich popularność drastycznie spadła. Double Fine Productions kontynuuje swoją dobrą passę wydawania starych, kultowych tytułów w odświeżonej formie. Przekonajmy się, jak dziś wypada .

W czasach, gdy byłem jeszcze dzieciakiem i nie miałem swojego PC, często grałem u kuzynki w takie tytuły jak Ace Ventura, Hokus Pokus Różowa Pantera czy seria Broken Sword. To one spowodowały, że do dnia dzisiejszego uwielbiam gry typu point ‘n’ click - czyli potocznie przygodówki. Kiedy dowiedziałem się, że Tim Schafer planuje odświeżyć Day of the Tentacle, bardzo się ucieszyłem gdyż nigdy nie miałem okazji zagrać w tę produkcję od początku do końca.

Dalsza część tekstu pod wideo

jest w rzeczywistości kontynuacją wydanej w 1987 roku gry Maniac Mansion, gdzie po raz pierwszy przedstawione zostały tytułowe macki. Wspominam o tym nie bez powodu, ponieważ twórcy postanowili ukryć w odświeżonej wersji Dnia Macki całą grę sprzed prawie 30 lat (możemy swobodnie przełączać między oryginalną i odnowioną wersją). Dla fanów przygodówek takich jak ja to doskonała wiadomość - można samemu doświadczyć, jak na przestrzeni lat zmienił się ten wspaniały gatunek.

Historia omawianego tytułu toczy się wokół złej fioletowej macki, która w wyniku kontaktu z chemikaliami wykształciła małe rączki i z ich pomocą chce zawładnąć światem. Niedługo po rozpoczęciu przygody Bernarda, Hoagie’ego i Laverne, poznałem realia, w których na czele stoją wrogo nastawione macki, a wynika to z tego, że wspomniana trójka bohaterów zostaje przeniesiona w czasie - Hoagie trafia do przeszłości, gdzie poznaje między innymi Benjamina Franklina, Bernard zostaje w teraźniejszości, a Laverne wyniosło dwieście lat w przyszłość. Wymyślając coś tak niedorzecznego, Schafer wpadł na kolejny genialny pomysł. Umożliwił protagonistom kontaktowanie się ze sobą i przekazywanie sobie przedmiotów za pomocą kapsuł, w których odbyli podróż w czasie - a te przypominają przenośne toalety. To tylko jeden z przykładów humoru, jaki twórcy serwują w swojej produkcji, a jest on esencją wykreowanego świata i przejawia się zarówno w przedmiotach, jak i dialogach czy czynnościach do wykonania, by ruszyć historię do przodu.

Jak to w grach przygodowych bywa, konieczna jest obecność różnych zagadek. na tym tle wypada znakomicie. Nie ma tutaj znanych z innych gier łamigłówek polegających na wykonaniu masy niedorzecznych kombinacji, by iść dalej z fabułą. Każda niecodzienna akcja znajduje swoje wytłumaczenie w prawach tamtejszego świata. Tak więc zamrożenie chomika w teraźniejszości, by w przyszłości wsadzić go do mikrofali i mieć z niego pożytek, nie jest aż tak głupim pomysłem. Tak samo jak podsunięcie Betsy Ross planów na uszycie flagi Stanów Zjednoczonych w kształcie tytułowej macki, żeby po czterystu latach zrobić z niej przebranie dla Laverne. Oczywiście tych przykładów jest mnóstwo i każdy kolejny zdaje się być jeszcze bardziej zabawny od poprzedniego. Na minus, lekko na siłę, wspomnę o niewielkiej ilości lokacji. Braki te nie są jednak odczuwalne dzięki możliwości dowolnej zmiany pomiędzy bohaterami, a co za tym idzie – całego otoczenia.

Podobnie jak w przypadku Grim Fandango, Double Fine postanowiło zaimplementować możliwość zmiany wyświetlanego obrazu pomiędzy oryginałem oraz odświeżoną wersją. Byłem ogromnie zaskoczony tym, jak Dzień Macki się zestarzał, gdyż zapamiętałem ten tytuł dokładnie tak, jak wygląda remaster. Grafikę można zmieniać w trakcie gry za pomocą panelu dotykowego na padzie. Nikt nie powinien mieć absolutnie żadnego problemu w dostrzeżeniu zmian. Mówiąc krótko - ludzie odpowiedzialni za odświeżenie wykonali swoja pracę wzorowo, a kreskówkowa oprawa graficzna nie zestarzeje się już tak bardzo. W gra się przyjemnie, sterowanie jest bardzo proste i przystępne dla posiadaczy DualShocka 4, a przebudowany interfejs nie przeszkadza w chłonięciu frajdy niczym nieintuicyjnym.

Ponieważ w tytuł ten można grać na wiele sposobów, jego przejście potrafi zająć nawet osiem godzin. Z takim wynikiem skończyłem pierwsze podejście. Przy drugiej próbie, gdy już wiedziałem co, gdzie i kiedy należy zrobić, uporałem się w nieco ponad trzy godziny. Mimo tego, humor Tima Schafera wciąż powodował, że nieraz się zaśmiałem ze znanych już żartów. Po ograniu , i czekam na kolejne - odświeżone i nowe - dzieła tego studia.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Day of the Tentacle: Remastered

Atuty

  • Zabawna historia
  • Znakomity humor
  • Doskonałe odświeżenie
  • Kreskówkowa grafika
  • Zawarta oryginalna wersja
  • Płynna zmiana stylu graficznego
  • Niska cena

Wady

  • Mała liczba lokacji

Każdy fan gatunku point ‘n’ click powinien czym prędzej ograć ten tytuł niezależnie od tego, ile lat ma na karku. Cena 63 złotych nie jest zbyt wygórowana za tak wspaniałą zabawę.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper