Recenzja: Homefront: The Revolution (PS4)

Recenzja: Homefront: The Revolution (PS4)

Adam Grochocki | 31.05.2016, 12:56

Należę do grupy osób, którym pierwszy się podobał. Nie zachwycał fabułą ani grafiką, ale abstrahując od logiki, fajnie przedstawił obraz Stanów Zjednoczonych, niemalże całkowicie podbitych przez Koreę Północną. Liczyłem, że pokaże to w dużo większej skali i dorzuci kilka nowych pomysłów. I chyba się przeliczyłem.

Revolution to ani sequel, ani prequel, ani nawet remake. To raczej nowe spojrzenie na koreańską okupację USA. Gra przedstawia alternatywną historię, w której rozwój technologiczny zawdzięczamy ojczyźnie okrągłego pana z dziwnym przedziałkiem na głowie. Stamtąd pochodzi nowoczesna broń, laptopy, smartfony, tablety i każdy inny elektroniczny gadżet, jaki zawala nasze półki. Ba, intro pokazuje nawet ubranego w czarny golf koreańskiego Steve’a Jobsa!

Dalsza część tekstu pod wideo

Niestety filmowy wstęp to jedyne, co dobrego można powiedzieć o fabule. Zaczynamy od niesamowicie brutalnej i dramatycznej sceny, ale z każdą kolejną minutą jest coraz bardziej miałko. Główny bohater Brady zbiera kolejne zlecenia i nie zadając żadnych pytań, wykonuje je do co joty. „Idź tam i zabij tego cywila, bo coś na mnie ma” - spoko, „Brady, musisz zniszczyć ten opancerzony wóz, którego nikt nie potrafił zniszczyć” - spoko… Nie ma tutaj miejsca na moralne rozterki, zapadające w pamięć twisty fabularne czy momenty w stylu poprzedniej produkcji. W grze, która zamierzała stawiać na emocje, umieszczenie niemego bohatera jest po prostu nieporozumienie.

Rozgrywkę można podsumować jako połączenie pomysłów z Far Cry, oraz . Niestety nie mamy do czynienia z całkowicie otwartym światem, jaki był w wymienionych produkcjach. Twórcy wpadli na pomysł, aby podzielić mapę na odgrodzone od siebie sektory. Możemy się pomiędzy nimi przenosić i do woli je zwiedzać, ale nie jest to jeden wielki świat, który żyje. Umotywowano to innym przeznaczeniem każdej ze stref, ale w rzeczywistości, poza nieco innym krajobrazem, niczym się od siebie nie różnią. Niezależnie od tego, czy to pilnie strzeżony budynek dowództwa w centrum bogatej dzielnicy czy rozwalona stodoła na zniszczonych przedmieściach, zagęszczenie po zęby uzbrojonych żołnierzy i ciężkiego sprzętu jest takie samo. I chyba tylko najeźdźcy wiedzą, po co ogradzać wielkim murem stary kościół pośrodku niczego…

Zadania główne są proste, krótkie i pozbawione jakiekolwiek dramaturgii. Zdecydowana większość kończy się niezbyt satysfakcjonującą strzelaniną, ponieważ nie mamy innych możliwości. Zabrakło systemu skradania, który dodałby emocji i lepiej pokazałby dysproporcje pomiędzy pochowanymi w tunelach rebeliantami i wyposażonymi w nowoczesny sprzęt Koreańczykami.

Nie lepiej wygląda lista zadań dodatkowych. Oprócz czyszczenia map z ikonek, w kryjówkach mamy kilka kontraktów do wypełnienia, które bardziej przypominają wymagania poszczególnych trofeów niż zadania. Zabić Mołotowem dziesięciu przeciwników, zrobić zdjęcia dziesięciu żołnierzy, zniszczyć pięć pojazdów etc. Żadnych wątków pobocznych czy wzbogacania historii - wyłącznie tylko proste polecenia.

Poprzez wykonywanie ciągle tych samych działań dywersyjnych w każdym sektorze, możemy zmobilizować mieszkańców do ataku na rozmieszczone w dzielnicach punkty o bardzo dużym znaczeniu. Gdy już nastawiamy się na rozwałkę podobną do zdobywania fortec w , to gra szybko sprowadza na ziemię, ponieważ większość fortyfikacji zdobyć można dosłownie w kilka sekund, sprytnie przebiegając do wyznaczonego punktu i przekręcając zawór lub wciskając przycisk…

Sektory podzielono na mniejsze obszary, które wzorem inFamous wyzwalamy przez zdobywanie wież radiowych i strategicznie rozmieszczonych budynków. Plusikiem są tutaj wspomniane wieże, a raczej budynki ze stacjami radiowymi. Aby się do nich dostać, nierzadko musimy pokombinować ze wspinaczką i wykorzystywaniem dostępnych gadżetów. Jest pomysłowo i z chęcią zbacza się z drogi do głównego celu, aby sprawdzić się w nowej łamigłówce.

Crafting zerżnięto z , ponieważ składniki do ulepszania i tworzenia przedmiotów porozrzucano w wielu pomieszczeniach w postaci przedmiotów codziennego użytku. Ze starych komputerów wyciągniemy dyski twarde oraz pamięć, a z łazienek i garaży chemikalia lub paliwo. Zdobyte przedmioty dają możliwość tworzenia koktajli mołotowa, ładunków wybuchowych czy też urządzeń hakujących. Dużo możliwości nie ma, ale te, które są, sprawują się świetnie.

Rebelianci wykorzystują broń dużo niższej jakości niż wrogowie i nie mając dostępu do szerokiego wachlarza siły ognia, muszą kombinować z przeróbkami broni. Broń krótką możemy przerobić na szybkostrzelne uzi, karabin maszynowy na granatnik, a granaty na bomby zbliżeniowe lub zdalnie detonowane ładunki. Do tego jest możliwość montowania dodatków dla każdej z broni, więc trudno przyczepić się do oferowanego arsenału.

hula, a raczej „hula” na silniku CryEngine. Niezbyt piękne otoczenie nieco rekompensują bogate w szczegóły pomieszczenia i sprawnie zrealizowane scenki przerywnikowe. Nie jestem wielkim estetą, grafika nie jest dla mnie wyznacznikiem jakości gry, ale poważnie zastanawiam się, kto dał zielone światło na wypuszczenie tak niezoptymalizowanego tytułu. Jeśli zwiedzanie nie sprawia konsoli problemu i mamy w miarę stabilne 30 klatek na sekundę, to podczas większych strzelanin wartość ta spada do około 20. Ale to nie jest najgorsze, o nie. Każdy automatyczny zapis gry, wyjście ze sklepu, czy menu craftingu powoduje zamrożenie ekranu na cztery czy pięć sekund. Nie zwolnienie, nie wczytywanie, a po prostu kilkusekundowa zwiecha. Po setnym razie idzie się przyzwyczaić i można w tym czasie strzelić sobie łyk herbaty lub czegoś mocniejszego, ale irytacja pozostaje. A jeśli i to Was nie rusza, to patch 1.03 może ot tak zepsuć zapisane stany gry. Taki żarcik czy zemsta Kim Dzong Ila?

zawodzi na całej linii. Każdy fan sandboksów pewnie uśmiechnął się, gdy napisałem, że gra garściami czerpie z wielkich hitów, ale diabeł tkwi w szczegółach. Nie ma tutaj widowiskowości , nie ma radosnej dowolności ostatnich odsłon serii Far Cry ani nawet kropelki adrenaliny, jaką litrami serwowało . Kompletnie nieudana rewolucja.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Homefront: The Revolution

Atuty

  • Crafting i modyfikacje broni
  • Pomysłowe zdobywanie stacji radiowych

Wady

  • Koszmarna wydajność
  • Słabiutka fabuła
  • Otwarty świat, który nie jest otwarty
  • Beznadziejne zadania dodatkowe

Ambicje przerosły twórców i w efekcie dostaliśmy słabą, bardzo niezoptymalizowaną grę.

Adam Grochocki Strona autora

Jak zwykle to samo pytanie. O której grze chciał(a)byś przeczytać w kolejnym odcinku? Głosy liczymy do środy 16.09.2015.

Biomechanical Toy
49%
Midnight Wanderers (część pakietu Three Wonders)
49%
Sunset Riders
49%
Pokaż wyniki Głosów: 49
cropper