Recenzja: Batman - The Telltale Series (PS4)

Recenzja: Batman - The Telltale Series (PS4)

Adam Grochocki | 25.12.2016, 11:00

Przez ostatnie pięć miesięcy śledziliśmy autorską wizję Batmana od studia Telltale. Mieliśmy dostać oryginalną opowieść, niebazującą na komiksach ani filmach o Mrocznym Rycerzu. Recenzje pojedynczych odcinków znajdziecie na naszej stronie, a jeśli chcecie dowiedzieć się jak wygląda całość, to zapraszam do rozwinięcia.

Telltale postanowiło zrobić coś, na co nie zdecydowało się żadne studio tworzące gry z Mrocznym Rycerzem. Nawet studio Rocksteady odpowiedzialne za serię Arkham uznało, że nie interesuje nas osoba znajdująca się pod maską i na dobrą sprawę gracze nigdy nie poznali tam Bruce’a Wayne’a. Tę lukę postanowiło wypełnić Telltale. Bruce nie jest tutaj beztroskim miliarderem-playboyem, a zaangażowanym działaczem społecznym. Odziedziczona przez niego fortuna służy mieszkańcom Gotham, owocem czego są powstające nowe miejsca użyteczności publicznej i ciągłe zwiększanie bezpieczeństwa mieszkańców. Ponadto Bruce postanawia wesprzeć finansowo kampanię prokuratora Harvey’ego Denta, który ubiega się o fotel burmistrza Gotham. Wszystko bierze w łeb, gdy na jaw wychodzi przeszłość zamordowanego ojca głównego bohatera. Mafijne powiązania i pomnażanie bogactwa poprzez ciemne interesy położyły się cieniem na dziedzicu, który z miejsca stał się najbardziej znienawidzoną osobą w Gotham.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wątek Bruce’a przez połowę sezonu prowadzony był bardzo dobrze, później niestety było już gorzej. Scenariusz rozjechał się w czwartym odcinku, a zupełnie zawalono go w finale. Dostaliśmy fabularne dziury, niezrozumiałe pomysły i zapychacze, by tylko zaimponować zwiastunami kolejnych epizodów (Joker). Bardzo duże rozczarowanie, ponieważ początki wskazywały na trzęsieni ziemi, a skończyło się ledwie na tąpnięciu.

Im dalej w las, tym częściej do głosu dochodził Batman. W przypadku Nietoperza nie mieliśmy podstaw, żeby oczekiwać mocnych zmian względem utartego w uniwersum schematu. Pojawia się nowy przeciwnik w postaci Lady Arkham i jej popleczników zwanych Dziećmi Arkham, co uważam za bardzo dobry pomysł. Nowego wroga nie ogranicza konwencja i można popuścić wodze fantazji. Tożsamość wroga jest dużym zaskoczeniem dla osób obeznanych z uniwersum i za to duży plus. Niestety kulminacja tego wątku również rozczarowuje i razi brakiem pomysłów na oryginalne czy satysfakcjonujące rozwiązanie.

To, co Batman od Telltale robi dobrze od początku do końca, to zabawa znanymi postaciami. Stali bywalcy DC doczekali się zupełnie nowych wcieleń. Pozbyto się śmiesznych ciuszków, spiczastych nosów i dwukolorowych garniturów, a w to miejsce dostaliśmy mocno urealnione wersje zarówno przeciwników, jak i sprzymierzeńców Batmana. Mało tego, oprócz zmian wyglądu, większość z nich otrzymała zupełnie nowe role w tej układance, inną przeszłość i inne charaktery. Tutaj nie ma do czego się przyczepić.

Kwestie techniczne Batmana były obiektem dyskusji graczy bez względu na platformę, na jakiej grali. Nowy silnik graficzny sprawił, że gra wygląda dużo lepiej niż Gra o Tron czy , ale borykał się z podobnymi problemami. Sam, oprócz cyklicznego zwalniania animacji, nie spotkałem się z wieloma błędami, a w zasadzie pamiętam tylko jeden glitch, przez który Harvey Dent przez pięć minut był przeźroczysty. Dopiero w finale gra dwukrotnie się zawiesiła i pomógł jedynie wymuszony restart konsoli. Jak na możliwości Telltale, widać technologiczny postęp, aczkolwiek dalej są to lata świetlne za takim . Aha, głosu tytułowej postaci użyczył Troy Baker, który chyba nasłuchał się Christiana Bale’a z filmowej trylogii Nolana. Chłopak się mocno stara, ale jego Bruce i charczący Batman nie umywają się do szalenie charakterystycznego Kevina Conroya – głosu Nietoperza w filmach animowanych i grach Rocksteady.

Naturalnie wszystkie pięć odcinków to bardziej interaktywny serial niż gra. W każdym z półtoragodzinnych epizodów większość czasu spędzamy śledząc dialogi i wybierając nic nieznaczące kwestie, a akcja i inne mechaniki są tylko na doczepkę. Należy jednak oddać, że Telltale starało się urozmaicić formułę, wrzucając kilka nowinek, których próżno szukać w innych grach studia. Śledztwa w miejscach, gdzie dokonano brutalnych zbrodni, okraszono prostym systemem łączenia znalezionych wskazówek, który bawi za pierwszym czy drugim razem, ale przy kolejnych spotkaniach okazuje się, że to banał nieprzyjmujący rozwiązań innych niż te jedyne słuszne, założone przez twórców. To samo mogę powiedzieć o planowaniu ataku, gdzie wybieramy kolejność i sposób eliminacji wrogów. To bardziej ładna ciekawostka niż system z realnym wpływem na rozgrywkę. Nie powiem złego słowa o scenach akcji wymagających wciskania określonych przycisków (QTE). Walka, oprócz kosmetyki, nie zmieniła się od czasu pierwszego sezonu The Walking Dead, ale wynagrodzono to nam widowiskowością tychże sekwencji.

Batman od Telltale to gra bardzo nierówna, o czym niejednokrotnie pisałem przy okazji recenzji poszczególnych odcinków. Świetnie zapowiadające się wątki Bruce’a Wayne’a i Lady Arkham tracą pazur z każdym kolejnym epizodem, by kompletnie stępić się w finale. Ponadto z każdym odcinkiem twórcy coraz chętniej korzystali z klisz i wzorowali się na komiksach, filmach oraz animacjach, przez co opowieść straciła na oryginalności. Niemniej nowe spojrzenie na znane postaci, widowiskowe sekwencje akcji i ciężki klimat sprawiają, że spędzonego czasu nie sposób nazwać straconym.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Batman: The Telltale Series

Atuty

  • Odważne twisty w pierwszych odcinkach
  • Pomysłowe wykorzystanie znanych postaci
  • Dużo Bruce’a Wayne’a
  • Brutalne i mroczne Gotham
  • Alfred!

Wady

  • Rozczarowujące konkluzje najważniejszych wątków
  • Problemy techniczne
  • Mało znaczących wyborów

Batman od Telltale niczym Dwie-Twarze – ma swoje lepsze i gorsze oblicze.

Adam Grochocki Strona autora
cropper