Recenzja: Zheros (PS4)

Recenzja: Zheros (PS4)

Kacper Mądry | 05.05.2017, 14:05

Jeżeli brakuje Wam prostych i przyjemnych side-scrollerów, z którymi miło spędzicie kilka godzin, tłukąc wrogów sympatycznymi bohaterami, to… omijajcie Zheros z daleka.

Zaznaczę już na początku - nie ukończyłem Zheros. Chociaż raczej powinienem tutaj powiedzieć – Zheros nie pozwoliło mi siebie ukończyć. Przez ostatni rok zdarzało mi się recenzować produkcje wyjątkowo słabe i tytułom tym brakowało kilku poprawek w rozgrywce lub optymalizacji. Były też produkcje dobre technologicznie, ale zanudzające fabułą. W Zheros wygląda to tak, że prawie wszystko jest złe. Włącznie z obrazkiem wyświetlanym w menu konsoli.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zastanawiałem się, od czego zacząć opis tego cuda. Wydaje mi się, że najlepiej będzie, gdy opowiem Wam o produkcji w taki sam sposób, jak ja ją poznawałem… i z każdą chwilą nienawidziłem coraz bardziej. To, co pierwsze rzuca się w oczy, to fatalne tłumaczenie na język polski. Ewidentnie użyto tutaj jednego z tłumaczy online. Zdania często nie mają sensu lub brzmią po prostu komicznie, a dość długie jak na taką produkcję ekrany ładowania pozwalają przez ten czas ponabijać się z kolejnych fatalnie przetłumaczonych „podpowiedzi”. Następnie pojawiają się problemy z poruszaniem się po menu. Myślałem, że gra się zacięła, ale okazało się, że to tylko brak obsługi krzyżaka. Dodatkowo, próbując wybrać jakąś opcję, może się ona przestawić kilka razy, zanim się „opanuje”.

Przejdźmy do samej „gry”. Główny antagonista atakuje jedną z planet. My, jako kosmiczna policja, przybywamy z pomocą mieszkańcom i spuszczamy manto wszystkim złym sługusom, którzy starają się przejąć nad nią kontrolę. Tyle. Idź i walcz. Wybierz jedną z trzech odblokowanych na początku gry postaci i baw się dobrze. Twórcy przygotowali kilka kombinacji ataków pięściami oraz specjalny atak pistoletem, który zużywa energię zdobywaną z innych wrogów. Między misjami mamy też możliwość ulepszania siły swojej postaci lub jej uzbrojenia. Niestety spora liczba możliwych kombinacji ataków nie przydaje się do niczego, ponieważ i tak najskuteczniejszym sposobem walki z przeciwnikami okazuje się ciągłe wciskanie jednego przycisku. Gotowi na kilka godzin wciskania „kwadratu” i poruszania lewą gałką? Dobrze, że przynajmniej ciekawe i różnorodne lokacje rekompensują te tragiczne rozwiązania projektowe… a gdzież by tam! Lokacje potrafią być identyczne i w kółko trafiamy do etapów z tym samym tłem. Poziom wykonania lokacji również nie robi wrażenia i bardziej pasuje do standardów smartfonów. Twórcy Zheros starali się ukryć postrzępione krawędzie lokacji używając dużej ilości słabego rozmywania, ale skończyło się to w ten sposób, że teraz nie dość, iż otoczenie jest wykonane bardzo słabo, to jeszcze w większości rozmyte.

Grając w Zheros, dotarłem do drugiego rodzaju poziomów. Z grubsza polegają one na tym samym co poprzednie, czyli „przyj przed siebie i obijaj mechaniczne twarze”, z tą różnicą, że tutaj mamy ograniczenie czasowe. Ten etap sprawił, że naprawdę przestałem wierzyć, iż uda mi się jeszcze przekonać do tej wspaniałej produkcji. Po pierwsze – etap różnił się tym, iż w większości otaczała mnie maź. Maź, która spowodowała, że klatki na sekundę poleciały na łeb na szyje i gra rwała animację jak szalona. Po drugie – etap ten był bardziej zręcznościowy, co ujawniło fatalnie wykonany mechanizm skoku postaci. W przypadku innych gier postać leci parabolą i pozwala to precyzyjnie określić długość skoku, jednak tutaj lot jest w pewnym momencie przerywany, a postać spada pionowo w dół. Jest to przy tym tak niefortunny moment, że ciężko mi było przeskoczyć z jednej platformy na drugą, ponieważ wszystko odbywało się zbyt nienaturalnie i nie dał się wyczuć, czy dolecimy do docelowego miejsca. Po trzecie – w grze występują przeciwnicy, których pociski należy odbić tuż przed tym, jak do nas dolecą (coś jak odbijanie mieczem świetlnym blasterów z LEGO Star Wars). Oczywiście, jak możecie się domyślać, jest to wyjątkowo trudne, gdy FPS-y potrafią zejść do pojedynczych cyfr.

W przejściu tego jakże beznadziejnego etapu poprosiłem o pomoc dziewczynę – w końcu gra oferuje kooperację. Szkoda tylko, że nie można dołączyć w każdej chwili drugą postacią. Aby zagrać w dwie osoby, należy utworzyć nowy zapis i zacząć grę od początku. Przechodzenie gry w co-opie wykazało dwie rzeczy – liczba wrogów ani poziom trudności się nie zmieniły (co podważa sens tworzenia oddzielnego zapisu), a płynność jest jeszcze gorsza. Postanowiłem jednak, że nie dam się tak łatwo i ukończę Zheros. Po dniu przerwy ponownie uruchomiłem tytuł i co na mnie czekało? Uszkodzony zapis. Gra wyświetlała informację o zaliczeniu etapów, wyniki, czas itd., ale żadnego zapisu nie dało się odpalić. Jedyne, co mogłem w tym momencie zrobić, to zacząć przygodę od początku, licząc na to, iż tym razem nic się nie uszkodzi. Ta sytuacja przelała jednak czarę goryczy. Gier nie wypuszcza się w takim stanie. Ta produkcja to żart i brak szacunku do odbiorcy. Denerwująca muzyka z menu głównego oraz proste dźwięki ukazujące olanie tej warstwy przez twórców tylko pogarsza to, jak patrzę od dziś na Rimlight Studios. Ostatecznym gwoździem do trumny było to, co zobaczyłem, gdy zjedziemy w dół w menu głównym na kafelku z grą. Autorzy nie zmienili występującego tam tła i wyświetla się nazwa silnika. Silnika Unity… Przynajmniej wyjaśniła się sprawa fatalnej płynności…

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Zheros

Atuty

  • Uruchamia się

Wady

  • Brzydka grafika
  • Żenujące udźwiękowienie
  • Nie bawi
  • Fatalna optymalizacja
  • Tragiczne tłumaczenie

Zheros to gra, którą MOŻE ukończymy, jeśli nie przeszkadza nam brzydka grafika, słabe udźwiękowienie, nudna rozgrywka czy fatalna optymalizacja.

Kacper Mądry Strona autora
cropper