Recenzja: The Walking Dead: The Telltale Series - A New Frontier (PS4)

Recenzja: The Walking Dead: The Telltale Series - A New Frontier (PS4)

Adam Grochocki | 09.06.2017, 15:59

Za nami trzeci sezon gry The Walking Dead. Studio Telltale postanowiło nie zmieniać formuły, którą zapoczątkowała obsypana prestiżowymi nagrodami historia Lee i Clementine. Czy trzecie spotkanie ze światem Żywych Trupów bawi równie dobrze? Oto recenzja całego sezonu.

Drugi sezon mógł zakończyć się na kilka różnych sposobów, a twórcy mówili aż o 42 punktach startu dla serii trzeciej, biorąc pod uwagę wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała marketingową gadkę, w efekcie czego każdy doświadczył tego samego, a jedynie kilka dialogów i retrospekcje odwoływały się do przeszłości. Ponadto żadna z postaci, które pozostały przy życiu, nie pojawia się w trakcie aktualnych wydarzeń i mogliśmy je zobaczyć jedynie podczas nudnawych wspomnień.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pójście na łatwiznę umożliwił twórcom Javi – nowy bohater i zarazem nasz protagonista. Clementine, podobnie jak w pierwszym sezonie, stała się postacią drugoplanową. Nastolatka doświadczyła w swoim życiu dużo więcej niż Javi, przez co staje się poniekąd doradcą chłopaka walczącego o byt swojej rodziny. W niektórych epizodach mamy możliwość przez kilka minut posterować Clementine, gdy dziewczyna przypomina sobie wydarzenia z ostatnich kilku lat. Dowiadujemy się, jak trafiła do nowej społeczności, co stało się z jej towarzyszami oraz czego nauczyła się w ostatnim czasie. Wątek zgrabnie się rozwija na przestrzeni kolejnych epizodów i sam w sobie jest bardzo dobry, ale ja liczyłem na coś zupełnie innego. Miałem nadzieję, że Clementine stanie się Rickiem Grimesem gier komputerowych, a nie tylko towarzyszką nowego głównego bohatera.

Sam protagonista New Frontier nie jest postacią specjalnie interesującą. Dobrze zapowiadający się bejsbolista przez własną głupotę stracił szansę na karierę, a jego własny brat David uważa Javiego za zadufanego w sobie, nieodpowiedzialnego dupka. Podczas wybuchu epidemii bracia zostają rozdzieleni, a nasz bohater musi zapewnić bezpieczeństwo żonie i dzieciom Davida. To właśnie obraz rozbitej, w pewnym sensie dysfunkcyjnej rodziny jest motorem napędowym pierwszych odcinków. Gdy do tej nieco nieporadnej gromadki dołącza Clementine, sytuacja nabiera rozpędu, a wydarzenia trzymają w napięciu. I tak jest przez pierwsze dwa odcinki wydane pod koniec zeszłego roku. W dalszej części sezonu wszystko zaczyna się zacierać przez scenariuszowe luki, tracimy więź z bohaterem i w zasadzie jedynie obserwujemy ciąg dalszy jego walki o przetrwanie. Identyfikacja z Javim i poczucie odpowiedzialności za podjęte decyzje były do tej pory bardzo mocnym punktem serii. W trzecim sezonie nie udało się tego powtórzyć.

Na taki stan rzeczy bardzo duży wpływ ma doświadczenie graczy. Każdy, kto choć raz próbował ponownie przejść grę Telltale, szybko zdał sobie sprawę, że ważne wybory bardzo często są iluzoryczne. Jeśli ktoś nas polubi, to pomoże nam w sytuacji zagrożenia. Jeśli natomiast nie lubi, to nie pomoże, a nasza postać znajdzie inny sposób na poradzenie sobie z sytuacją. Nawet tak ważne decyzje jak wybór osoby, która ma przeżyć lub umrzeć, ostatecznie kończą się podobnie. Przerabialiśmy to już w poprzednich sezonach The Walking Dead, przerabialiśmy w Grze o Tron, przerabiamy teraz i zapewne będziemy przerabiać jeszcze przez długi czas.

Twórcy przedstawiają zupełnie nową społeczność posługującą się nazwą New Frontier. Charakteryzująca się oryginalnym, niespotykanym w uniwersum The Walking Dead systemem zarządzania, grupa ta jest jednym z jaśniejszych punktów trzeciego sezonu. Niestety twórcy jedynie w trzecim odcinku przedstawili nam ich bliżej, a wątek zakończyli (bądź zawiesili do kolejnego sezonu) w kulminacji epizodu czwartego. To z kolei sprawiło, że trzeci sezon nie doczekał się antagonisty ani konkretnego celu. Bohaterowie gdzieś jadą, gdzieś idą, walczą z zombie, walczą z ludźmi, po drodze ktoś ginie i w zasadzie nic z tego nie wynika. Ekipa Telltale opanowała sztukę tworzenia cliffhangerów, które w końcówkach odcinków są bardzo dobre i nierzadko szokujące. Taki zabieg sprawia, że dobre dziesięć minut epizodu skutecznie walczy o wybaczenie siedemdziesięciu minut nudy. Sprytne, ale powoli przestajemy się na to nabierać.

Cieszy natomiast poprawa jakości grafiki. Odświeżony silnik napędzał już przygodowego Batmana i mimo że przeczytałem o jego wydajności dziesiątki niepochlebnych komentarzy, sam może ze dwa razy trafiłem na problem, który przeszkadzałby w rozgrywce. W trzecim sezonie The Walking Dead jest jeszcze lepiej. Gra wygląda ładniej, twarze postaci są o wiele bardziej dopracowane, a forsowana do tej pory komiksowa kreska nabrała troszkę lepszych proporcji i szczegółowości. To samo tyczy się szwendaczy. Jest ich więcej, znacznie się od siebie różnią, a twórcy mogą popisać się wyobraźnią co do wyglądu chodzących i rozkładających się kup mięsa.

Trzeci sezon The Walking Dead: New Frontier można uznać za rozczarowanie. Obiecująca podwójna premiera przekonała mnie do zakupu całego sezonu, który z każdym kolejnym odcinkiem tracił na jakości. Dostajemy słaby główny wątek, bezbarwnego bohatera i zaskakująco dużo dłużyzn jak na trwające 90 minut odcinki. Wygląda na to, że czwarty sezon pozwoli nam znów pokierować Clementine, ostatnią deską ratunku serii.

Źródło: własne

Atuty

  • Bohaterowie drugoplanowi
  • Clementine
  • Trochę widowiskowych scen akcji

Wady

  • Niezbyt interesująca fabuła
  • Nijaki Javi
  • Dłużyzny
  • W większości niepotrzebne retrospekcje

Wykorzystywanie schematów i odcinanie kuponów od popularności marki – tak można scharakteryzować trzeci sezon The Walking Dead.

5,0
Adam Grochocki Strona autora
cropper