Recenzja: Dead by Daylight (PS4)

Recenzja: Dead by Daylight (PS4)

Tomasz Alicki | 26.06.2017, 19:28

PlayerUnknown’s Battlegrounds zostało zapowiedziane podczas tegorocznych targów E3, Black Desert Online niedługo zawita na PS4, a od kilku dobrych lat konsola jest kolejnym krokiem rozwoju dla gier, które odniosły sukces na innych platformach. Najświeższym przykładem tej tendencji jest Dead by Daylight. Behaviour Interactive postanowiło zamienić nasze najmroczniejsze koszmary w grę wieloosobową.

Miłośnicy Outlasta i serii Resident Evil, którym oczy zabłysły na wieść o nowym horrorze, powinni przystopować nieco ze swoim entuzjazmem. Dead by Daylight to tytuł posiadający wyłącznie tryb wieloosobowy. Zamysł co prawda zapewnia możliwość grania samemu, ale wciąż przeciwko nam stanie grupa innych właścicieli konsol. Twórcy nie przewidzieli też żadnego fabularnego wyjaśnienia całej rozgrywki. Za rozpoczęcie przygody ma nam posłużyć krótki filmik przed włączeniem głównego menu oraz krótkie, ale treściwe poradniki tłumaczące cel gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dead by Daylight reprezentuje rzadki gatunek asymetrycznego multiplayera, którego najbardziej popularnym przykładem jest Evolve. Tam czwórka łowców stawała przeciwko wielkiemu, kontrolowanemu przez gracza potworowi. Bestia musiała najpierw wycofać się i zdobyć kilka poziomów, jedząc pobliską zwierzynę, by wreszcie uderzyć znienacka w niczego nieświadomą, uzbrojoną grupę pozostałych graczy. Ci od początku starali się tropić potwora, nie pozwalając mu się wzmocnić i próbując złapać go przy pomocy dostępnego sprzętu.

Tutaj sytuacja wygląda trochę inaczej. Po raz kolejny jeden zabójca staje przeciwko czterem uciekinierom i zadanie samotnika jest bardzo proste – musi znaleźć ukrywających się po mapie graczy, powiesić ich na swoich hakach i zabić, zanim zdążą uciec. Nieco bardziej skomplikowana robota leży po stronie bezbronnej czwórki. Na każdej mapie rozstawione są dwie bramy i siedem generatorów. Jeżeli graczom uda się naprawić pięć z nich, można zacząć otwierać bramy, za którymi czeka upragniona wolność. Uciekinierzy muszą na tyle umiejętnie poruszać się po mapie, żeby nie tylko uciec spojrzeniu zabójcy, ale również naprawić generatory, w panice trafiając QTE i przeżywając do momentu otwarcia bram.

Brzmi strasznie, prawda? „Uciekający mają jakiś pistolet?”, „Można jakoś pokonać zabójcę?” – spytacie. Z pozoru rozgrywka jest dosyć jednostronna. W końcu jedna strona ma po prostu ukrywać się i uciekać przed potworem, który w swoim ręku trzyma piłę, topór czy nóż. Na szczęście każda ze stron tego konfliktu zostaje nie tylko wyposażona w umiejętności oraz przedmioty pomagające w zwycięstwie, ale nawet same mapy pozwalają zdobyć przewagę nad przeciwnikiem.

Przede wszystkim, zabójca operuje z perspektywy pierwszej osoby, a uciekający z mapy zawodnicy widzą swoich bohaterów zza pleców. Ta pozornie niewielka zmiana daje czwórce graczy ogromne pole manewru. Wykorzystywanie kamery ma w obu przypadkach bardzo duże znaczenie. Każdy z zabójców działa podobnych zasadach – muszą wytropić przeciwnika po śladach zostawianych na mapie oraz robionym hałasie i uderzyć go dwukrotnie, żeby powalić go na ziemię. Wtedy ofiara nie może już używać swoich umiejętności, czołga się i pozostaje jej jedynie wyrywanie się z rąk zabójcy, kiedy ten niesie ją na hak. Jeżeli pozostała trójka nie uratuje wiszącego na haku kolegi, ten umiera, kończąc swoją grę w tym meczu, i może już tylko obserwować resztę przerażonych graczy. Polujący na uciekinierów ma nad nimi jeszcze jedną, znaczącą przewagę – haki oraz generatory podświetlają się na jego mapie.

Idealnym scenariuszem dla starających się przerwać graczy jest po prostu ciągłe ukrywanie się przed zabójcą. W dostrzeżeniu go na mrocznych, ciemnych mapach pomaga tzw. „terror radius”. Im bliżej nas znajduje się przeciwnik, tym głośniejszy dźwięk bijącego serca. Cisza najczęściej oznacza spokój oraz możliwość wykonywania przybliżających nas do zwycięstwa czynności. Kiedy tak się zdarzy, że zabójca nas zobaczy i zacznie gonić, nie oznacza to automatycznie przegranej. Ucieczkę mogą zapewnić nam dwie rzeczy – skuteczne wykorzystanie różnych perspektyw i schowanie się za kamieniem, szafą czy jedną ze ścian lub ogłuszenie zabójcy poprzez wykorzystanie elementów otoczenia. Jeżeli zagrodzimy szybszemu od nas killerowi drogę kawałkiem drewna, traci nas on na chwilę z pola widzenia i daje to możliwość ukrycia śladów naszej obecności w jego okolicy.

Uciekinierzy oraz zabójcy mają swoich przedstawicieli – do wyboru sześciu killerów i siedmiu ocalałych. W przypadku tych pierwszych, postaci różnią się od siebie nie tylko wyglądem, ale też samym sposobem grania. Hillbilly może swoją piłą mechaniczną powalać przeciwników jednym zamachem, Trapper rozstawia pułapki w kluczowych miejscach mapy, a Nurse potrafi zaskakiwać teleportem prosto na plecy naprawiającego generator ocalałego. Z kolei walczący o swoje życie gracze mają aż siedem bohaterów do wyboru. Każdy z nich ma szansę na nauczenie się trzech unikalnych dla siebie umiejętności.

Każda kolejna potyczka w Dead by Daylight przynosi coraz większe korzyści. Jak to zazwyczaj bywa, wszystko kręci się wokół pieniędzy. Za zakończony pojedynek pomiędzy czwórką uciekinierów a przerażającym zabójcą każdy z graczy dostaje liczbę punktów krwi, czyli wewnętrznej waluty w wysokości adekwatnej do jego aktywności podczas gry. Pieniądze pozwalają nam na korzystanie z drzewka umiejętności. Z każdym kolejnym wykupionym drzewkiem, zyskujemy nowy poziom postaci oraz możliwość odblokowania rzadszych umiejętności.

Każdy z graczy może wyposażyć swoją postać w jeden przedmiot (z ewentualnymi dodatkami) oraz cztery różne perki. Zabójca może dzięki temu ulepszyć swoją broń, szybciej powalać graczy czy sprawniej ich znajdować, a jego przeciwnicy kolejnymi umiejętnościami zapewniają sobie jeszcze lepsze ukrycie lub też sposoby na oślepienie killera i zniszczenie jego haków. Drzewka dbają o balans w grze, nagradzając za godziny zainwestowane w grę oraz zapewniając graczom chęć rozgrywania kolejnych partii w oczekiwaniu na pożądane perki.

Pamiętam, jak nieco ponad rok temu kupowałem Dead by Daylight w ramach wczesnego dostępu. Postaci było znacznie mniej, wszyscy uważali killerów za niemożliwych do pokonania, a znalezienie gry z grupą znajomych graniczyło z cudem. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że PlayStation 4 doczekało się pełnoprawnej premiery. Wciąż możemy napotkać okazjonalne bugi, a momentami gra potrafi mocno gubić klatki, kiedy na ekranie dzieje się zbyt dużo, ale na dłuższą metę nie wpływa to na rozgrywkę.

Po moich ponad dwustu godzinach spędzonych w grze oraz kolejnych meczach rozegranych w ramach konsolowej premiery, za najmocniejszy aspekt Dead by Daylight wciąż uważam klimat. Pierwsze godziny, bez perków czy przedmiotów i z killerem wędrującym gdzieś wokół naprawianego generatora, to doświadczenie wręcz niemożliwe do opisania. Behaviour Interactive udało się ziścić plany wspominane podczas wywiadów przy okazji premiery. Ucieczki przed zabójcą z piłą mechaniczną, panicznie zrzucane deski z nadzieją na ogłuszenie i kucanie za drzewem, modląc się o przetrwanie, przypominają koszmary, które potrafią później zniechęcić do spania.

Ponad rok budowania aktywnej społeczności, kilkadziesiąt tysięcy pozytywnych ocen na Steamie i regularne aktualizacje pozwoliły twórcom wejść na poziom konsol i wypuścić pełny, grywalny tytuł, zapewniający graczom zawartość na długie godziny. Możecie wejść na imprezę z kolegami, stworzyć lobby i dzięki odpowiedniej komunikacji uciec od zabójcy albo po prostu wejść w jego skórę, żeby zapolować na niewiniątka. Dead by Daylight skrywa tonę sekretów i drobnych mechanik, które regularnie zmieniają grę oraz wprowadzają odrobinę nowości z każdym patchem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dead by Daylight

Atuty

  • Klimat
  • Świetne ze znajomymi
  • Świeży, ciekawy multiplayer

Wady

  • Okazjonalne błędy
  • Spadki klatek
  • Po dłuższym czasie sprowadza się do grindu

Dead by Daylight to kawał solidnego, emocjonującego multiplayera. Początki mogą wprowadzić w przerażenie i konsternację, ale satysfakcja z kolejnych odkrywanych sekretów oraz pierwsze ucieczki motywują jak nic innego.

Tomasz Alicki Strona autora
cropper