Recenzja: Super Cloudbuilt (PS4)

Recenzja: Super Cloudbuilt (PS4)

Kacper Mądry | 27.07.2017, 09:33

Ogrywanie jednego poziomu przez godzinę, by potem zaliczyć go w minutę? Witajcie w świecie Super Cloudbuilt.

Super Cloudbuilt jest jedną z najtrudniejszych gier, z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Produkcja ta wyciska z nas siódme poty oraz wystawia naszą cierpliwość na najcięższą próbę. Nie jest jednak tak, iż to umiejętnie zaprojektowane poziomy sprawiają nam trudność, ponieważ wysoki poziom gry wynika z kilku elementów, które razem tworzą produkcję przeznaczoną wyłącznie dla ludzi o stalowych nerwach. Czym jest najnowsza gra od Coilworks? Super Cloudbuilt to dość mocno przebudowana wersja gry Cloudbuilt. Tak jak w oryginalne, tak i tutaj przyjdzie nam biegać oraz skakać po ścianach. Wszystko to odbywa się na planszach zawieszonych wysoko nad ziemią, więc każdy nasz upadek równa się śmierci. Omawiany tytuł to zatem gra platformowo-zręcznościowa, w której musimy dostać się z punktu A do punktu B.

Dalsza część tekstu pod wideo

Schemat rozgrywki wydaje się być prosty. Twórcy oddają nam, wypełnioną znajdźkami, otwartą planszę, po której swobodnie biegamy, okazjonalnie eliminując wrogów – kolejna po Mirror’s Edge produkcja, w której damską postacią czerpiemy radość z parkourowego sterowania. Otóż nie. Pierwszym problemem gry jest to, w jaki sposób autorzy poprowadzili fabułę. Nasza bohaterka budzi się jako duch i nie wie, gdzie się znajduje ani kim jest. Szybko odkrywamy pomieszczenie, w którym znajduje się nasze ciało oraz drzwi prowadzące do następnych plansz. Demi uważa, że tylko przechodząc wszystkie poziomy uda się jej zdobyć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Niestety, po każdej planszy słyszymy w kółko tę samą wypowiedź mówioną innymi słowami, którą można streścić do „gdzie ja jestem, muszę się tego dowiedzieć” i tak w kółko. Zaliczając etapy, dowiadujemy się tylko, że musimy dalej zaliczać kolejne poziomy. Nie przynosi to żadnej satysfakcji, a sprawę komplikuje sam pomysł na rozgrywkę.

Super Cloudbuilt jest frustrujące. Najlepiej zrozumiecie, o co mi chodzi, gdy opowiem, jak wygląda przejście typowego poziomu w grze. Każdy poziom różni się stylistyką oraz tym, w jaki sposób będziemy musieli go pokonać. Czasem jesteśmy zmuszeni do szybkiego przeskakiwania ze ściany na ścianę, czasem musimy wykonać pionowy bieg po ogromnej konstrukcji, unikając ostrzału wroga. Zazwyczaj pierwsze kilka podejść szybko kończy się śmiercią, co sprawia, że trzeba zacząć cały poziom od początku. Po kilku próbach udaje nam się dotrzeć do punktu kontrolnego, który odnawia część naszego życia, ale za chwilę giniemy przez to, iż nasza bohaterka ma w zwyczaju nie łapać się krawędzi. Gdy już uporamy się z pierwszymi fragmentami mapy, docieramy do punktu, gdzie nie wiemy, w którą stronę iść. Powinniśmy dotrzeć do żółtego snopa światła, ale możliwe, że akurat będzie on przysłonięty przez jakiś fragment planszy. Szukając poprawnej drogi, oczywiście ponownie zdążymy kilka razy zginąć i musimy zaczynać od początku. Już zdenerwowani, raz jeszcze staramy się zaliczyć dany etap i nagle pojawia się sytuacja, którą bez problemu zaliczylibyśmy z wykorzystaniem myszki, ale pad nie daje nam takiej precyzji, co ponownie przekłada się na żmudne powtarzanie planszy, jednocześnie powstrzymując ochotę na sprawdzenie, czy kontroler rzeczywiście potrafi się wbić w telewizor, jak demonstrują to filmiki w Internecie. W końcu, wymęczeni przechodzeniem planszy, która zajęła nam ostatecznie półtorej minuty, docieramy do końca i mamy dość. Żadnej ekscytacji, żadnego poczucia radości z zaliczania poziomu. Cały nasz wysiłek opiera się na przebiegnięciu kawałka planszy, by następnie zatrzymać się i szukać dalszej drogi. Brak tutaj możliwości nieprzerywanego biegu, który sprawiał tyle zabawy w Mirror’s Edge.

Jeśli jednak jesteśmy osobą, która kocha takie wyzwania, czeka na nas tryb rankingowy, w którym liczy się tylko i wyłącznie to, jak szybko uda się nam dotrzeć do końca poziomu. Gdy już osiągniemy satysfakcjonujący nas czas, możemy przejść do trybu Rush, w którym standardowe plansze są urozmaicone poprzez dodatkowe utrudnienia jak np. gęstą mgłę. Od strony technicznej grze nie można niczego zarzucić. Produkcja jest płynna, a ponadto pozwala dostosować swój styl graficzny. Gdy znudzi nam grafika stylizowana na to, co znamy z Gravity Rush, możemy włączyć efekt sprawiający, że Super Cloudbuilt wygląda jak gra rysowana za pomocą długopisu w zeszycie. Efektów jest wiele i warto wybrać sobie taki, jaki nam najbardziej odpowiada, ponieważ niektóre z nich sprawiają, iż gra jest bardziej przejrzysta, ułatwiając jej przechodzenie. Wszelkie odgłosy czy muzyka z kolei nie wyróżniają się niczym specjalnym, ale też nie drażnią.

Super Cloudbuilt jest grą miałką fabularnie i piekielnie trudną przez to, jak łatwo jest tutaj zginąć, nawet gdy staramy się robić wszystko dobrze. Sprawia to, iż raczej będzie to produkcja uwielbiana przez osoby uprawiające speedruny niż graczy szukający przyjemnej rozgrywki z ciekawą historią.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Super Cloudbuilt

Atuty

  • Wielkość plansz
  • Możliwość dostosowania wyglądu gry
  • Sprytnie ukryte znajdźki

Wady

  • Więcej tu stoimy niż biegamy
  • Frustruje
  • Szwankująca detekcja kolizji

Super Cloudbuilt to tytuł dla najwytrwalszych graczy. Pozostali szybko się zniechęcą ze względu na to, jak trudna jest to produkcja.

Kacper Mądry Strona autora
cropper