Recenzja: Accel World VS Sword Art Online: Millennium Twilight (PS4)

Recenzja: Accel World VS Sword Art Online: Millennium Twilight (PS4)

Patryk Dzięglewicz | 01.08.2017, 13:00

Accel World vs. Sword Art Online to crossover dwóch popularnych w Kraju Kwitnącej Wiśni uniwersów stworzonych ręką japońskiego pisarza Rekiego Kawahary. Pomysł w sumie nie taki nowy, bo przebąkiwano o nim już w 2012 roku, ale dopiero teraz odważono się go zrealizować. Niełatwo jest jednak pogodzić ze sobą dwa kompletnie różne światy.

Accel World vs. Sword Art Online jest japońskim RPG-iem akcji, którego akcja ponownie toczy się w świecie wirtualnej rzeczywistości ALO – czyli tak, jak wydane dwa lata temu Lost Song, pozwalające graczom wcielać się we wróżki. Wirtualna gra doczekała się dodatku Svart Alfheim, gdzie Kirito, Asuna oraz Yui spędzają sobie rodzinnie czas, spacerując, latając i gawędząc, a przy okazji ubijając potwory. Nagle Yui zostaje porwana i zamknięta w tajemniczej wieży przez dziwną istotę nazywającą siebie Persona Vabel. Wtedy też cała gra ulega przemianie, bowiem w świecie fantasy wyrastają postapokaliptyczne ruiny wielkich metropolii. Chcąc ocalić dziewczynkę, nasza obsada znana z gier/nowelek SAO musi zawiązać sojusz z przybyszami z innej gry VR, Accel World, czyli pochodzącymi z odległej o ponad dwadzieścia lat przyszłości. Jak ich przywódczyni o motylich skrzydłach Lotta (Kuroyukihime) zapisze się w życiu i uczuciach Kirito?

Dalsza część tekstu pod wideo

Nieciekawy początek zostaje zrekompensowany przez dalsze przykuwające naszą uwagę wydarzenia, po czym znów napięcie spada i tak cała sinusoida lepszych i gorszych momentów przewija się przez całą grę. Duży wpływ na odbiór opowieści ma liczne grono bohaterów – zarówno z SAO, jak i Accel World. O ile ci z pierwszego uniwersum dają się lubić i trzymają fason, tak przybysze z Accel w większości rozczarowują i często psują klimat. Trudno przecież pogodzić chłopaka (Silver Crown) zmieniającego się świnkę oraz pojawiające się coraz młodsze dziewczynki (Niko, Utai) z tutejszą ciężką otoczką. Na szczęście honor całej grupy ratuje sama Kuroyukihime, która wydaje się być dojrzalsza niż Kirito i spółka. W każdym razie fabuła jest naprawdę dziwna, gdzie epickie, podkręcające adrenalinę wydarzenia mieszają się momentami mającymi w zamierzeniu bawić, ale średnio im to wychodzi. Ostatecznie historia wychodzi na lekki plus, ale czuć, że postacie z odmiennych światów niezbyt do siebie pasują

W sprawach wizualnych tytuł również wywołuje skrajne emocje. Zacznijmy od negatywnej rzeczy – regresu grafiki w stosunku do wydanego nie tak dawno SAO: Hollow Realization. Z drugiej strony pewnym wyjaśnieniem jest fakt, że za grę ponownie odpowiada deweloper od Lost Song, który znów zafundował nam tę samą, z lekka tylko poprawioną oprawę. W każdym razie produkcja pod względem technicznym wygląda nieświeżo – zarówno modele postaci, jak i środowisko nie grzeszą rozbudowanymi teksturami. Z drugiej strony styl fantasy zmieszany z sci-fi posiada swój urok i ciężką atmosferę. Główne miasto w Svart Alfheim, Ryne, po przemianie wygląda jak żywcem wyrwane z Phantasy Star, co osobiście mi się spodobało. Przypomina opisane w piątym tomie nowelki SAO futurystyczne Glocken, na co zwraca uwagę jedna z bohaterek. Mała rzecz, a cieszy. Mapy lokacji rozmiarowo są całkiem spore i wypełnione potworami, więc jest się gdzie wylatać i wyhasać – szkoda tylko, iż mamy ich stosunkowo mało, a poza tym sprawiają wrażenie, jakby zostały zaprojektowane według jednego szablonu. Nie licząc pełnego neonów, świetlistego Ryne, otoczenie utrzymane zostało w lekko zielonkawo-szarawej tonacji, co jednak dobrze pasuje do profilu produkcji. Ścieżka dźwiękowa również została zróżnicowana. W zależności od sytuacji usłyszymy różne rytmy – od wesołych i szybkich, przez poważniejsze, symfoniczne melodie, na ciężkich rockowych brzmieniach kończąc. Ponownie zabrakło angielskiego dubbingu, ale oryginalne japońskie głosy są wystarczająco dobre, by nie narzekać.

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to ta wbrew pozorom nie jest skomplikowana. Składa się z serii zadań rozrzuconych po mapach świata gry, troszkę na wzór dungeon crawlerów – podlatujemy do takiego punktu, posuwamy fabułę naprzód, wykonujemy potrzebne zadanie, wracamy do miasta i tak w kółko. Nic oryginalnego, chociaż ziewania nie wywołuje, a zawsze jeszcze można posiłkować się zleceniami dodatkowymi bądź zdobywać tytuły, dzięki którym wyżynanie mobków na mapie ma jakiś sens. Gorzej jest ze sterowaniem, zwłaszcza jeśli chodzi o latanie, gdzie próg wejścia bywa dość wysoki. Weterani Lost Song szybko się odnajdą, lecz nowicjuszy w świecie ALO czeka ciężka przeprawa. Przyśpieszanie, zmiana kierunku, zawisanie w powietrzu, a do tego walka wymagająca opanowania wszystkich przycisków i krzyżaka pada plus skróty dla umiejętności bojowych – dostajemy niezbyt intuicyjne to sterowanie. Mimo to, gdy już nauczymy się swobodnie kontrolować postać, zabawa okazuje się nagle dość łatwa.

Widowiskowe i rajcujące walki z gigantycznymi bossami zaczynają sprawiać mniejszy problem, kiedy uświadomimy sobie, iż bezładne walenie w przyciski również jest skuteczną techniką. Wprawdzie postacie z obu uniwersów mają swoje unikalne zdolności, lecz zasadniczo kontrola nad nimi jest podobna. Elementów RPG też nie dostaliśmy specjalnie wiele. Owszem, bohaterowie zdobywają doświadczenie i awansują na wyższe poziomy, ale na skuteczność w boju ma to niewielkie przełożenie. Już bardziej liczy się rozwój technik bojowych, które im częściej używane, tym stają się skuteczniejsze. Punkty BP z Accela wprowadzają małe zamieszanie, bowiem zdobywamy je w hurtowych ilościach, a można za nie zrobić wszystko, nawet nadmiernie podnieść poziom postaci, co niszczy balans rozgrywki. Zabawa przez Sieć również została potraktowana po macoszemu, bowiem na razie dostępne są tylko pojedynki pomiędzy graczami (PvP).

Accel World vs. Sword Art Online stworzono wyłącznie z myślą o fanach wymienionych uniwersów, więc krąg odbiorców, zwłaszcza jeśli chodzi o Accel World, jest u nas raczej marginalny. Ogólnie rzecz biorąc, dostali oni dobrą produkcję, lecz nie sposób przymknąć oko na kilka irytujących problemów oraz w sumie trącącą już myszką oprawę graficzną. Z drugiej strony tak niecodzienne połączenie dwóch odmiennych klimatów przykuwa uwagę, więc wielbiciele obu światów mogą się o ten tytuł pokusić – ale wyłącznie oni.

Źródło: własne

Atuty

  • Fabuła jako całość nawet znośna
  • Oryginalny klimat
  • Plejada znanych bohaterów z obu uniwersów
  • Walki z ogromnymi bossami nawet wciągają
  • Frajda z latania (po opanowaniu sterowania)

Wady

  • Oprawa graficzna trąci myszką
  • Mało intuicyjne sterowanie dla kogoś kto nie grał w Lost Song
  • Część postaci nie bardzo pasuje do atmosfery opowieści
  • Niewiele map do odwiedzenia
  • Punkty BP (Burst Points) zaburzają nieco balans rozgrywki

jRPG akcji opowiadający o tym, co się dzieje, gdy łączą się ze sobą dwa tak odmienne wirtualne światy – futurystyczne Accel World oraz baśniowe Alfheim Online (należący do uniwersum SAO). Wyszło nieco karkołomnie, ale fanom i tak się spodoba. Niestety, tylko im.

6,5
Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper