Recenzja: Destiny 2 (PS4)

Recenzja: Destiny 2 (PS4)

Paweł Musiolik | 11.09.2017, 15:23

Powiedzieć, że Destiny 2 to najbardziej oczekiwana premiera tego roku, to jak nie powiedzieć nic. Destiny jechało na rozpędzonej marketingiem gigantycznej fali oczekiwań, ale niestety – w momencie premiery nie dowiozło. Gra z powodu problematycznego procesu tworzenia była po prostu biedna w zawartość. Destiny 2 na szczęście błędu poprzednika nie popełnia.

Recenzowanie gier, które reprezentowane są m.in. przez Destiny 2, to dosyć niewdzięczne zadanie. Tekst, który czytacie dzisiaj, za pół roku będzie trochę nieaktualny. Za rok – straci praktycznie na wartości, gdy Bungie zrealizuje część swoich planów popremierowego wsparcia. Dodatkowo wierni fani Destiny wsiąkliby w grę niezależnie od tego, jaka by ona nie była, skoro w poprzedniczce po premierze byli w stanie spędzać dziesiątki godzin, mimo kompletnego braku sensownej zawartości i praktycznie zerowej fabuły. Sam z Destiny spędziłem, jak na moje standardy gier sieciowych, dosyć dużo czasu. Zaczynałem jednak (rozsądnie) od The Taken King, więc miałem już przed sobą rok rozwoju gry o nową (i świetną) zawartość. Recenzując Destiny 2 mam okazję zacząć przygodę z tytułem od zera i... na szczęście czuję się prawie tak jak przy kontakcie z The Taken King.

Dalsza część tekstu pod wideo

Destiny 2 już od początku oferuje nam na tyle dużo różnorodnej zawartości, że poza misjami fabularnymi wreszcie mamy co w wykreowanym przez Bungie świecie robić. Podobnie jak w Destiny, z orbity wybieramy się na jedną z czterech planet, gdzie możemy swobodnie się poruszać. W Destiny 2 lokacje jednak znacząco się rozrosły – nie tylko w skali makro, ale i mikro, oferując miejsca z unikatowym designem i przeładowane detalami nadającymi charakteru lokacji. Większe miejscówki wypełniono zadaniami pobocznymi, które możemy aktywować w dowolnym momencie bez powrotu na orbitę (wreszcie!), kilkoma rodzajami patroli (szybkie i krótkie misje z mniej zadowalającymi nagrodami), do tego dorzucono przebudowane wydarzenia publiczne. W Destiny były one po prostu olewane – zbyt łatwe i bez konkretnych nagród nikogo nie potrafiły przyciągnąć. W Destiny 2 postarano się o większe zróżnicowanie, a także lepsze nagrody, jeśli uda nam się uaktywnić wersję Heroiczną, a ta z reguły wymaga od nas jakichś dodatkowych czynności. Publiczne wydarzenia rotują w kilku miejscach mapy, więc mamy wrażenie, że w świecie non stop się coś dzieje.

Bungie zaspokoiło także osoby, które w grach z mniej lub bardziej otwartym światem lubią się poszwendać w poszukiwaniu skarbów. W grze pojawiają się miniwersje dungeonów, w których, po krótkiej eksploracji i walce z bossem, możemy otworzyć skrzynkę z losowo przyznawanym skarbem. Takich lokacji jest mnóstwo na każdej z map, do tego nie są jednorazowego wykonania, więc nigdy nie poczujemy się, że w grze nie ma nic do roboty – przynajmniej jeśli chodzi o zabawę PvE.

Oczywiście Destiny nie byłoby sobą, gdyby na mapach nie poukrywano wielu interesujących sekretów, które tym razem, poza samym faktem bycia czymś ukrytym, sprzedają nam skrawki historii świata oraz tego, co na nas może czekać w najbliższej przyszłości. Ruch ten jest reakcją na krytykę systemu kart Grimoire w poprzedniej części, na co zrzucono wtedy ciężar opowiadania o świecie gry. Teraz wszystko mamy wewnątrz, przez co zrezygnowano z kart. Nie jest to coś wyjątkowo bolesnego, chociaż razem z nim straciliśmy dostęp do rozbudowanych statystyk naszej rozgrywki oraz drobnych bonusów pokroju większych szans na zdobywanie lepszych przedmiotów z danej rasy wrogów, jeśli zabiliśmy ich X w trakcie gry. Destiny 2 jest zresztą wypełnione takimi decyzjami designerskimi. Coś, co w Destiny nie do końca funkcjonowało dobrze, w Destiny 2 z reguły wyleciało, zamiast zostać poprawionym. Dobrym przykładem są zmiany w umiejętnościach i dodatkowych perkach ekwipunku.

Nie oszukujmy się – Destiny nie było jakimś rozbudowanym tytułem, jeśli chodzi o dowolność w tworzeniu własnych buildów Strażników. Wybieraliśmy jedną z trzech umiejętności w danej kategorii w jednej z trzech podklas. Kluczem było wzajemne uzupełnianie się drużyny ogniowej. Jak jest w Destiny 2? Generalnie – bardzo podobnie. Granaty i skoki zostały jak są, doszła za to opcja postawienia małej lub większej bariery energetycznej, a także wybór jednej z dwóch ścieżek rozwoju. Te oferują po cztery umiejętności wykorzystujące różne style gry. Żadna ze ścieżek nie jest stała, więc możemy między nimi się przełączać. Bungie więc uznało, że nie będzie nic poprawiać i kombinować. Zamieszano więc i efekt końcowy jest siłą rzeczy podobny. Większe zmiany dotknęły dodatkowych perków w ekwipunku. Te... wyleciały, przynajmniej w takim stylu jak do tej pory. Wcześniej mieliśmy jakiś wpływ na to, którymi cechami będzie wyróżniała się broń czy część zbroi. Tutaj wszystko jest z góry predefiniowane, więc dany – dajmy na to – karabin będzie oferował ten sam zestaw zdolności niezależnie od tego, kto go używa. By to zrekompensować, oddano nam opcję instalowania wybranych modyfikacji, ale tutaj też – tylko jedna na broń. Czy to gorsze rozwiązanie? Niekoniecznie. Ale na pewno łatwiejsze, bo nikt w Bungie nie musiał się przesadnie męczyć z balansem w zmniejszonym liczbowo PvP.

Tak, PvP się skurczyło do ośmiu osób, co spotykało się z ciągłą krytyką. Po zagraniu w betę sam nie do końca wiedziałem, co o tej decyzji sądzić. Po kolejnych kilku godzinach z pełną wersją wiem tyle, że ten ruch wymusił tworzenie zgranych drużyn ogniowych. Jeden słabszy gracz i praktycznie zawsze dostaniemy po tyłkach. Ciężko uciec od wrażenia, że ten ruch podyktowany był wejściem Destiny 2 na PC-ty i chęcią ekspansji na luźno związany z esportem rynek, gdzie 4 na 4 zapewniać ma większe emocje. Bo tak w teorii i czasami praktyce jest. Starcia są bardziej intensywne, często krótsze, co naturalnie wzmaga zainteresowanie potencjalnego widza. W multiplayerze, poza mniejszą liczbą graczy, pojawia się także nowy tryb z rozbrajaniem bomb, ale tak jak w becie mi nie leżał, tak samo jest teraz. Rundy w nim po prostu są zbyt krótkie, a jeśli mam grać z innymi, to jednak wolę poświęcić temu jednorazowo więcej czasu. To, co się nie zmieniło, to na szczęście design map, które są wyjątkowo dobre. Może nie oferują takich widoków jak te z Destiny, ale nie jest źle i wszystko przed nami. Chociaż szkoda, że Bungie (a może Activision?) znowu podjęło decyzję, że kolejne mapy do PvP zamknięte zostaną za płatnymi dodatkami.

Fabuła. Jej brak (a raczej tragiczne przedstawienie) było najmocniej krytykowane zaraz po zerowej zawartości post game "jedynki". Bungie poprawiło sporo wraz z wydaniem The Taken King i Rise of Iron, ale jednak jakiś cień obaw w mojej głowie przed premierą siedział. Studio raczej mnie nie zawiodło, ale też daleki jestem od zachwytów puszczanych w tym kierunku. Generalnie – gdy porównałem sobie Destiny 2 i The Taken King, to właśnie dodatek do pierwszej części wygląda lepiej pod tym względem. Winny jest totalnie nijaki antagonista. Ghaul, przywódca Czerwonego Legionu rasy Cabal, przedstawiany był od początku jako ten, który złamie Strażników. Niepokonany, wzbudzający strach u swoich wrogów... ta, jasne. Ghaul nazywany jest od początku kosmicznym ziemniakiem, co ma sens nie tylko z powodu wyglądu. Jego charyzma równa się charyzmie gotowanego ziemniaka, co jest ogromnym zawodem po ciekawie poprowadzonym początku gry. Tąpnięcie, utrata Światła, marne perspektywy z setkami, jeśli nie tysiącami martwych Strażników... wszystko po to, by w trzeciej misji od razu wrócić (przynajmniej częściowo) do stanu sprzed ataku. Mam nadzieję, że jednak kolejne wątki zostaną lepiej rozwinięte. Podobnie jak montaż scenek przerywnikowych z rozgrywką, bo czasami miałem wrażenie, jakby czegoś brakowało i oglądałem pocięty przez amatora montaż. Co wpływa trochę negatywnie na odbiór nawet dobrej historii. Podobnie zresztą jak polska wersja gry. Samo tłumaczenie nie jest złe, zdarzają się – owszem – psujące sens tłumaczenia, ale udało się zachować odpowiedni styl i poczucie humoru. Gorzej wypadają jednak polskie głosy, które najwyżej wzbijają się ponad przeciętność. Warto jednak zaznaczyć, że polska wersja jest i osoby nieznające angielskiego nie poczują się zagubione.

Przy wielu zmianach, na szczęście nieruszone pozostają podstawy. Nadal mamy do czynienia z lżejszą wersją MMOFPS-a, który stawia przede wszystkim na grę ze znajomymi, nie zapominając jednak o samotnikach bez towarzystwa do grania. Gunplay (czyli strzelanie) pozostał niezmieniony i nadal jest świetny w każdym jego aspekcie. Nawet roszady w samej broni się... bronią. Zrezygnowano z podziału "broń zwykła, dodatkowa i ciężka" na rzecz kinetycznej, energetycznej (idealnej na przeciwników z tarczami) oraz ciężkiej. Doszły nowe rodzaje (granatnik, który jest znacznie lepszy niż w becie, czy karabin fuzyjny) i wpasowały się w całość idealnie. Bieganie za patrolami i wydarzeniami publicznymi, zaliczanie kolejnych Szturmów i żmudne grindowanie w celu wbicia jak największego poziomu Światła nadal wciąga i bawi. Martwiłem się też trochę o ścieżkę dźwiękową (ta z Destiny i kolejnych dodatków niesamowicie przypadła mi do gustu), ale po kilku godzinach odetchnąłem z ulgą. Kompozycje są inne, bardziej zróżnicowane, ale równie dobre.

Jak wspomniałem, weteranów nie muszę przekonywać – oni i tak zagrają. A nowicjusze? Mogą spokojnie próbować – zawartości im nie braknie aż do pierwszego dodatku, który planowany jest na grudzień.

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o obecnościach mikrotransakcji, które co prawda w wielkim stopniu nie wpływają na rozgrywkę (kosmetyka i modyfikacje, które i tak dostajemy podczas normalnej gry), ale, jako zażartego przeciwnika, oburza mnie sam fakt dołączenia ich do gry, za którą płacimy pełną cenę. Dlatego lądują one w minusie (ale bez wpływu na ocenę końcową).

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny 2.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Destiny 2

Atuty

  • Bardzo przyjemny system strzelania
  • Spore lokacje, w których wreszcie jest co robić
  • Dosyć dobrze zróżnicowane misje główne i poboczne
  • Oprawa wizualna
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Polski dubbing wypada średnio
  • Wyrzucenie kilku elementów obecnych w Destiny
  • Bezpłciowy antagonista
  • Mikrotransakcje

Destiny 2 nie zawodzi. Bungie rozwinęło swój pomysł, oferując już na starcie sporo zawartości, która nie powinna nas za szybko znudzić. Niezmienione strzelanie, piękne widoki i ścieżka dźwiękowa – gra warta jest polecenia.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper