Recenzja: Call of Duty: Infinite Warfare (PS4) - Retribution DLC

Recenzja: Call of Duty: Infinite Warfare (PS4) - Retribution DLC

Tomasz Alicki | 18.09.2017, 20:01

Era plecaków odrzutowych w Call of Duty powoli dobiega końca. Niektórzy przenieśli się na Destiny 2 i tam szukają szczęścia w PvP, a inni zostali przy Infinite Warfare, żeby dobić jeszcze jeden prestiż. Ostatecznym pożegnaniem z futurystycznym klimatem miało być finałowe czwarte DLC „Retribution”. Infinity Ward podjęło próbę widowiskowego zakończenia tegorocznego CoD-a…

Nowy dodatek pod względem swojej zawartości nie różni się od swoich poprzedników. Dostaliśmy cztery mapy do trybu sieciowego oraz scenariusz do trybu Zombie. Podobnie jak w innych DLC, jedna z map multiplayera jest odświeżoną wersją lokacji z wcześniejszych odsłon serii – tym razem padło na Warhawk z Call of Duty: Ghosts. Ponadto tryb Zombie zalicza swój fabularny finał. Bohaterowie przeżyli już naprawdę wiele przygód, a na potrzeby ostatniej misji przenoszą się w przestrzeń kosmiczną.

Dalsza część tekstu pod wideo

Retribution” rozpocząłem od mapy Altitude, gdzie po raz kolejny lądujemy na unoszącej się nad Ziemią budowli. Infinity Ward wrzuca gracza prosto do ekskluzywnego centrum handlowego. Wąskie przejścia wśród neonowych szyldów czynią tę lokację bardzo efektywną na krótkim dystansie i momentalnie Altitude skojarzyło mi się z Turistą. Charaktery obu map może odrobinę się od siebie różnią, ale estetycznie mamy do czynienia z podobnym klimatem. Przez sterylne pomieszczenia miejscami przebija się widok skał i wodospadów. Jeżeli chodzi o grywalność, Altitude idealnie nada się dla fanów ciągłego biegania oraz flankowania z SMG w dłoni.

Kolejną lokacją jest znacznie większe Depot 22. Zbudowana wokół znanego fanom Call of Duty schematu trzech linii, mapa oferuje bardzo ciekawy rodzaj rozgrywki. Przez większość czasu będziemy mieli bowiem sufit nad głową. Twórcy umieścili swoich fanów w ostatnim bezpiecznym schronieniu na samym krańcu świata. Z jednej strony możemy biegać po jadącym pociągu, a z drugiej – obserwować odlatujący statek. Przestrzenie są bardzo duże i sporo tu miejsca na wykorzystanie swoich umiejętności wall-runningu.

Ostatnią oryginalną mapą jest Carnage. Postapokaliptyczny tor wyścigowy klimatem mocno odróżnia się od sterylnego Altitude. Lokacja reprezentuje dokładnie taki styl, o jakim pisze Infinity Ward na stronie gry – „doskonałe miejsce na kolejny film z Tomem Hardym”. Carnage przypomina pomieszanie Mad Maksa z Falloutem. Po mapie porozstawiane zostały samochody, a aktywne pułapki dodają trochę adrenaliny.

Remaster Warhawk z Call of Duty: Ghosts w Infinite Warfare nazywa się Heartland. Małe amerykańskie miasteczko powraca i patrząc po meczach publicznych, na których testowałem całe DLC, gracze bardzo pozytywnie odebrali tę odświeżoną mapę. Ostatecznie Wasze nastawienie do Heartland będzie zależało od tego, na ile cieszyliście się oryginałem. Infinity Ward postawiło bowiem na bardzo wierny remaster. Mapa nie tylko bardzo przypomina Warhawk estetyką, ale również sposobem gry. Jeżeli doceniliście klasyczne trzy linie i otwarty środek w Ghosts, tutaj też będziecie zadowoleni.

Nowe mapy zawsze sprawiają sporo przyjemności, wprowadzając różnorodność do multiplayera, jednak sporo graczy od razu kieruje się w stronę trybu Zombie. Piąty scenariusz serwuje prawdziwą gratkę dla weteranów PvE, znacznie podnosząc poziom trudności. Nasi bohaterowie lecą w kosmos, gdzie czekają na nich starożytne potwory, które niektórzy mogą kojarzyć z trybu Extinction w Call of Duty: Ghosts.

Naszej przygody z nieumarłymi wyjątkowo nie zaczynamy z pistoletem w dłoni. Tym razem trafiamy do bazy kosmicznej wyposażeni w karabin OSA. Dziury w ścianach, z których do tej pory zawsze wychodziły zombie, teraz pozostają nietknięte. Początkowo zadaniem graczy jest przebić się przez falę szybkich, krwiożerczych psów, starając się jednocześnie przywrócić prąd. Potem rozgrywka nieco się uspokaja, wraca do normy i pozwala odetchnąć po emocjonującym początku. The Beast from Beyond wprowadza bardzo dużo nowego do trybu Zombie, odwracając niektóre elementy dotychczasowych scenariuszy do góry nogami. Jak zwykle czeka nas mnóstwo easter-eggów, potężnych przeciwników do pokonania i hord rywali pędzących, by sprawdzić nasze umiejętności współpracy.

Oryginalność bez wątpienia nie jest dużym atutem „Retribution”. Oprócz oczywistego powrotu do przeszłości z remasterem Warhawk, reszcie map towarzyszy podobne uczucie. Wszystkie sprawiają wrażenie podobnych do tego, co widzieliśmy już wcześniej. Jedne opierają się na znanych postapokaliptycznych schematach, inne korzystają ze stereotypu sterylnej przyszłości. Na szczęście rozgrywka miejscami nadrabia braki w kwestii klimatu, czyniąc całość bardzo przyjemnym dodatkiem. Wisienką na torcie jak zwykle jest tryb Zombie, który dostarcza sporo nowego, przełamując utarte schematy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Call of Duty: Infinite Warfare

Atuty

  • Nowy scenariusz zombie
  • Różnorodność i grywalność map

Wady

  • Rutynę przełamuje jedynie mapa Zombie

Solidne zakończenie rocznej historii Infinite Warfare. Dostajemy trzy nowe mapy, jeden remaster oraz świetny tryb Zombie. Przerabianą już dziesiątki razy estetykę nadrabia odpowiednie zaprojektowanie lokacji i różnorodna rozgrywka.

Tomasz Alicki Strona autora
cropper