Recenzja: Dishonored: Death of the Outsider (PS4)

Recenzja: Dishonored: Death of the Outsider (PS4)

Jaszczomb | 23.09.2017, 16:17

Dishonored: Death of the Outsider przygotowało dla nas zupełnie nową postać z własnym zestawem mocy i gadżetów, a wszystko to na podobnych założeniach co Dishonored 2, które dostało u nas dychę. Czy można było zepsuć ten dodatek?

Dishonored 2 otrzymało u nas perfekcyjne 10/10 i ze świecą szukać podobnej perełki. Ta dość wymagająca skradanka zachwycała rewelacyjnymi projektami poziomów, pozwalającymi na dowolny styl gry. I chociaż deweloper oddał nam bogaty zestaw mocy (zarówno tych zabójczych, jak i tych dla pacyfistów), całość można było spokojnie przejść bez nich – i wciąż mieliśmy co najmniej kilka ścieżek do każdego celu. Podobnie zresztą było w pierwszej części, ale mówimy o dużych grach, dających czas na spokojne poznanie wszystkich umiejętności i rozwój postaci. Jak to wszystko sprawdza się w znacznie krótszym samodzielnym dodatku Death of the Outsider?

Dalsza część tekstu pod wideo

Nowa historia zajęła się Billie Lurk, którą możecie kojarzyć jako kapitan Groźnej Wręgi, czyli tajemniczą Meagan Foster z D2. Unikając zbyt dużych spoilerów, była to uczennica zabójcy Dauda, która po wielu wydarzeniach czuje, że jest mu coś winna. Ratunek byłego mistrza prowadzi jednak do nieprawdopodobnej misji – zabicia boga Odmieńca. Tego samego, który dał każdemu z bohaterów wyjątkowe moce Pustki. Co prawda fabuła niespecjalnie porywa, ale jako lepsze spojrzenie na postacie Billie, Dauda i Odmieńca warto przeżyć tę opowieść. Muszę przy tym zaznaczyć, że akcja dzieje się po wydarzeniach z D2, lecz nasze wcześniejsze wybory nie mają większego znaczenia, uznając tamtejsze zakończenie niskiego chaosu za kanoniczne.

W Dishonored 2 po premierze doszedł tryb Nowej Gry+, gdzie możemy korzystać z zestawów mocy obu postaci. Tutaj również jest taka opcja, lecz działa nieco inaczej. Po ukończeniu gry, możemy przejść ją od nowa, z tym że trzy moce Billie zostaną zamienione na znane z „dwójki” Mignięcie, Mroczny Wzrok i Domino.

Death of the Outsider podzielone zostało na pięć misji rozgrywających się na znacznie mniejszych planszach niż w podstawce. Lokacje wciąż są dopieszczone do granic i oferują wiele możliwości załatwienia swoich spraw, lecz dwie misje korzystają z tej samej miejscówki w różnych porach, a inna przenosi nas do fragmentu planszy z D2 (królewskie konserwatorium z misji z wiedźmami). Ciężko uznać to za wadę, gdyż pozornie drobne zmiany na mapie zmuszają do zupełnie innego podejścia, a całe konserwatorium zostało przejęte przez rewidentów i dostarcza zupełnie nowych wrażeń, lecz nie zmienia to faktu, iż nie są to tak rozległe plansze, jakie pamiętamy z głównych odsłon serii. Brakuje tu też rozmachu „dwójki” w stylu pałacu Jindosha czy podróży w czasie u Stiltona – szykujcie się raczej na typowe ulice Karnaki ze złożonym skokiem na bank i efektowną Pustką pod koniec przygody.

Siła dodatku leży w nowej grywalnej bohaterce, a dokładnie w jej wachlarzu mocy i gadżetów. Tym razem mamy zaledwie kilka umiejętności i dostajemy je naraz, bez powolnego rozwijania ich runami. Co więcej, nie ma już eliksirów odnawiających manę i ta dość szybko samoistnie powraca do pełna. Pozwala to na większą wolność z wykorzystywaniu (tym razem mniej zabójczych) mocy, nie martwiąc się o limitowany zasób niebieskich miksturek. Billie korzysta z teleportacji z wcześniejszym wyznaczeniem miejsca (co pozwala zaplanować szybką ewakuację), przywdziania twarzy nieprzytomnego NPC-a (bezkarne bieganie aż do wykrycia ciała/końca many) oraz możliwości duchowego przelotu po mapie, gdzie podświetlają się wrogowie i przedmioty do podniesienia. Wszystko to brzmi jak drobne wariacje znanych już mocy i tak właśnie jest, lecz te małe zmiany pozwalają na bardziej taktyczne podejście.

Tym razem jesteśmy też w stanie podsłuchać szepty szczurów, które czasem rzucą jakąś podpowiedzią, tyle że wszystkie te ostrzeżenia czy ukryte lokacje i tak łatwo odnaleźć samemu, szczególnie z duchowym rekonesansem. Powraca tworzenie kościanych amuletów… które odblokowuje się bez żadnego komunikatu gdzieś pod koniec gry. Dziwna sprawa. Oprócz mocy, dostajemy także parę gadżetów. Przyciągająca przeciwników mina hakowa jest przezabawna, łapiąc i ciągnąc w mgnieniu oka bezwładne ciało zaskoczonego wroga (i podciągając je cichaczem pod sufit!). Pacyfistyczne podejście ułatwia również granat ogłuszający, chociaż przyczepienie miny tego rodzaju do butelki i rzut takim czymś sprawdzał się równie dobrze w D2. Krótko mówiąc – Billie gra się nieco inaczej, ale na każdym kroku widać wiele podobieństw do „dwójki”. Świetne rozwiązanie dla dodatku.

Osobny akapit należy się jednak zupełnie nowej mechanice – kontraktom. Dotychczas każda rozległa plansza w Dishonored oddawała nam cel misji i spory teren do szukania łupów czy poznawania historii świata poprzez listy, notki i książki. Teraz do tego wszystkiego dochodzą specjalne zlecenia od mieszkańców – np. upozorowanie wypadku pewnego denerwującego mima czy spalenie zwłok ukochanego pieska. Zmusza to oczywiście do dodatkowej eksploracji, ale też gotówka przyda się na całą masę ulepszeń do kupienia na czarnym rynku. Jeśli wydłużać misje, to tylko i wyłącznie w taki sposób! No… i trofeami, bo dodatek zawiera zestaw 31 pucharków z platyną na czele.

Death of the Outsider znakomicie rozwija podstawkę, oddając nam więcej tego samego, lecz z wystarczającymi zmianami, by poczuć różnice. Zaliczywszy raz jeszcze Dishonored 2 w ubiegłym tygodniu, zauważyłem tutaj wiele powtarzających się kwestii strażników i cywilów oraz z jakiegoś powodu wolniejsze doczytywanie się tekstur, a i polscy aktorzy głosowi irytują nieco bardziej niż w „dwójce” – szczególnie Daud ze średnią imitacją Bogusława Lindy. W kwestii wykonania jest to jednak standardowy wysoki poziom Arkane Studios i obowiązkowy dodatek dla każdego fana serii.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dishonored: Death of the Outsider

Atuty

  • Znane, a jednak nieco inne umiejętności i bronie
  • Świetny design poziomów
  • Kontrakty

Wady

  • W kwestii fabuły szału brak
  • Miejscami tekstury doczytują się wolniej

Dishonored: Death of the Outsider to jeszcze więcej idealnego Dishonored 2, a przy tym ma wystarczająco zmian i świeżych pomysłów, by zagrać w to od razu po „dwójce” i nie czuć zmęczenia tematem.

Jaszczomb Strona autora
cropper