Recenzja: Jydge (PS4)

Recenzja: Jydge (PS4)

Damian Frycz | 09.10.2017, 14:26

Studio 10tons, skupione na wypuszczaniu multiplatformowych produkcji indie, oddało w ręce graczy nowy tytuł – JYDGE. Spoglądając na wcześniejsze Crimsonland i Neon Chrome, można zauważyć, że każdy kolejny top-down shooter finlandzkiego dewelopera charakteryzuje się inną (przypuszczam, że w zamyśle lepszą) mechaniką rozgrywki. Dlaczego więc JYDGE nie zostanie uhonorowane oceną 9 i nie stanie dumnie obok Hotline Miami?

Odpowiedź jest prosta – bo to nadal nie ta liga. Odnoszę wrażenie, że twórcy szukają przepisu na hit, który w końcu do reszty pochłonie graczy i będzie spędzał im sen z powiek dopóty, dopóki na ekranie nie ukażą się napisy końcowe. JYDGE nie wywarło jednak na mnie tak dobrego wrażenia, choć nie ukrywam, że zawiera parę rozwiązań, które przypadły mi do gustu. Ciekawa oprawa graficzna podkreślająca klimat sci-fi, atrakcyjna rozgrywka i system zarządzania postacią pozwalający do woli modyfikować broń oraz wyposażać naszego obrońcę prawa w co bardziej przydatne ulepszenia to miód na moje (skołatane innymi aspektami gry) serce.

Dalsza część tekstu pod wideo

W związku ze wzrostem przestępczości w Edenbyrgu, policja zdecydowała się na zastosowanie szczególnych środków i postanowiła oczyścić miasto, wykorzystując do tego tytułowych Jydge’ów (Syndziów?). Uzbrojeni w młotek (a raczej młot) sędziowski, pełniący jednocześnie funkcję karabinu i broni do walki wręcz, mamy wymierzać sprawiedliwość panoszącemu się w Edenbyrgu bezprawiu. Brzmi… co najmniej kuriozalnie. Krótkie przerywniki pomiędzy kolejnymi aktami, przedstawione w postaci wiadomości nadawanych przez Channel Neon, nie odkrywają przed nami zbyt wiele. W zasadzie gdyby ich nie było, gra dużo by nie straciła. Skoro twórcy zdecydowali się na okraszenie swojej produkcji jakąś historią, to mogli ją nieco bardziej rozbudować, bo w obecnej postaci odczuć można brak szerszego kontekstu.

Skoro wspomniałem o tym, że JYDGE jest podzielone na akty, warto dodać w tym temacie kilka słów. Każdy akt zawiera określoną liczbę poziomów. Te mogą zostać rozegrane dopiero wtedy, gdy we wcześniejszych levelach zdobędziemy odpowiednią liczbę medali przyznawanych za zrealizowanie konkretnych celów. Poza głównym celem, którego wykonanie jest wymagane do ukończenia misji (np. uratowanie zakładników czy zlikwidowanie ważniejszych recydywistów), medale dostajemy za wyzwania poboczne, takie jak uniknięcie obrażeń, otwarcie każdej skrzyni z pieniędzmi czy pozbycie się wszystkich przeciwników.

Poszło Wam dobrze i myślicie, że zdobyliście wszystkie medale w akcie? Ależ oczywiście, że nie. W pewnym momencie ukończone poziomy zostają poszerzone o tryb Hardcore, a następnie Grim. Ich wygląd pozostaje taki sam, zmieniają się natomiast wyzwania oraz liczba i rozstawienie przeciwników. Dość szybko okazuje się, że takie rozwiązanie powoduje frustrację, ponieważ gra wymusza na nas wielokrotne przechodzenie tych samych plansz na coraz wyższych poziomach trudności, by móc w końcu uzyskać dostęp do kolejnych… i tak w kółko.

Największym atutem gry jest liczba i różnorodność wszelkiego rodzaju ulepszeń, przy pomocy których jesteśmy w stanie w kilka chwil całkowicie zmienić naszego bohatera. Początkowo większego wyboru nie mamy, jednak wraz ze zdobywanymi medalami odblokowujemy kolejne modyfikacje, które następnie możemy wykupić za zdobyte podczas gry pieniądze. Nie odpowiadają Wam pociski plazmowe i rakiety? Nie ma problemu. Spróbujcie wystrzelać wrogów za pomocą laserów, powstrzymując ich przed natarciem granatami ogłuszającymi. Wolicie walkę wręcz? Możecie tak dobrać modyfikacje broni i postaci, by stworzyć żywy taran, torujący sobie młotem drogę do zwycięstwa. Do sterowania nie mam większych zastrzeżeń – jest łatwe do opanowania i świetnie zdaje egzamin nawet wtedy, gdy na ekranie dużo się dzieje.

Po cichu liczyłem na to, że JYDGE zaplusuje też trybem lokalnej kooperacji. Wykonywanie misji i zdobywanie kolejnych medali wspólnymi siłami wydawało się całkiem przyjemną alternatywą dla potrafiącego zmęczyć singla. Jednak i tu czekał mnie zawód. W pewnym momencie, ogrywając tytuł wraz ze znajomym, zdałem sobie sprawę, że jesteśmy zmuszeni używać dokładnie tego samego uzbrojenia i ulepszeń. Deweloperzy nie przewidzieli możliwości osobnego modyfikowania postaci (a jeśli taka możliwość istnieje, to jest schowana tak głęboko, że nie udało nam się do niej dokopać). Jest to bardzo ograniczające rozwiązanie, które zmusza do kompromisów. Te z kolei często sprawiają, że finalny zestaw nie do końca odpowiada tak jednej, jak i drugiej stronie, co znacznie utrudnia rozgrywkę.

JYDGE można spokojnie nazwać nowym wcieleniem Neon Chrome’a. Oprawa graficzna jest niemal identyczna, natomiast proceduralne generowanie poziomów poszło w odstawkę na rzecz imponującej liczby bardzo dobrze zaprojektowanych plansz. Z przykrością odnotowałem, że ścieżka dźwiękowa nie została tym razem przygotowana przez Jonathana Geera. Ta, którą znajdziecie w grze, jest nieco mniej klimatyczna. Podsumowując, jeżeli od wcześniejszej produkcji odpychały Was elementy roguelike’owe, natomiast cała reszta Wam odpowiadała, to nowa gra studia 10tons powinna przypaść Wam do gustu.

Źródło: własne

Atuty

  • Design poziomów
  • Modyfikacje uzbrojenia
  • Szeroki wachlarz ulepszeń
  • Zniszczalne środowisko
  • Możliwość grania w kooperacji…

Wady

  • …ale tylko z identycznym zestawem modyfikacji
  • Niemalże nieistniejąca fabuła
  • Wymuszanie ponownego przechodzenia poziomów
  • Powtarzalne zadania
  • Gorsza niż w Neon Chrome oprawa audio

Fani top-down shooterów zdecydowanie spędzą z JYDGE długie godziny. To całkiem dobry tytuł, którego raczej nie ukończycie za jednym posiedzeniem. Do Hotline Miami trochę mu jednak brakuje, dlatego reszcie graczy polecam zastanowić się nad zakupem przy okazji wyprzedaży.

6,5
Damian Frycz Strona autora
cropper