Recenzja: Śródziemie: Cień Wojny (PS4)

Recenzja: Śródziemie: Cień Wojny (PS4)

Jaszczomb | 17.10.2017, 22:54

Śródziemie: Cień Wojny, kontynuacja jednej z największych niespodzianek tej generacji, powraca w rewelacyjnej formie. Pozostaje tylko pytanie, w jak dużym stopniu mikrotransakcje zepsuły tę wspaniałą przygodę Taliona…

Śródziemie: Cień Wojny było skazane na sukces. Cień Mordoru z 2014 roku zaskoczył wszystkich wyjątkowo grywalnym połączeniem „pożyczonych” od innych gier mechanik, które wolność w przemierzaniu świata z Assassin’s Creeda połączyło ze sprawdzonym systemem walki Batmana od Rocksteady, a obudowywało to autorski system armii orków Nemezis. Nowa odsłona miała dać więcej tego samego, tyle że bez wad poprzedniczki, jak niezbyt ciekawy i szarobury Mordor czy beznadziejna walka finałowa. I rozważałbym nawet maksymalną ocenę, tyle że chciwość wydawcy (i właściwie tylko to) stanowi problem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Śródziemie: Cień Wojny #1

Nasz nieumarły strażnik Czarnej Bramy powrócił, by kontynuować swoją zemstę na siłach Saurona, przez którego stracił swoją rodzinę. Talion stoi teraz przed znacznie większym wyzwaniem – jego duchowy towarzysz Kelebrimbor wykuł nowy pierścień, który ma im pomóc pokonać samego Czarnego Władcę. Tym razem jednak jest to pierścień idealny, pozbawiony deprawującego wpływu Jedynego Pierścienia znanego z oryginalnej trylogii. Niekanoniczna opowieść świetnie zazębia historię Cienia Mordoru i Władcy Pierścieni, choć pełna jest ekstremalnych rozwiązań, które mogą odrzucić zatwardziałych fanów tolkienowskiej sagi. Oprócz wspomnianego nowego pierścienia, mamy też ogromnego pająka Szelobę, który tutaj przybiera postać seksownej kobiety, a także poznajemy tożsamość kilku Nazguli, z czego jeden to… no, tego na pewno się nie spodziewacie. Osobiście podchodzę do kanonu z otwartym umysłem i podoba mi się takie zagranie, szczególnie po odświeżeniu reżyserskiej wersji trylogii Jacksona, ale znajdą się pewnie puryści krzyczący, że to nie ma sensu.

Czy te nawiązania i wypełnianie luk materiału źródłowego przekładają się na dobrą fabułę? Cóż… nie do końca. Gra składa się z kilku wątków pobocznych, lecz ani bohaterscy obrońcy Gondoru, ani zabójczyni-wysłanniczka Galadrieli, ani nawet główny wątek nie budzi większego zainteresowania, gdyż postacie nieustannie z poważną miną przypominają, że „Sauron ma wielką armię i trzeba go zniszczyć!”. Orkowie (zarówno postacie fabularne, jak i ci losowo wygenerowani przez system Nemezis) są z kolei przezabawni i zbyt mocno kontrastują z całą resztą. Luźne podejście do zdrady, absurdalnie głupawe teksty czy naprędce układana piosenka o tym, jaki ten Talion jest beznadziejny – gdyby tylko scenarzysta potrafił znaleźć balans między tym a powagą reszty postaci… Muszę jednak oddać to, jak świetnie się kończy cała opowieść, tworząc wstęp do Drużyny Pierścienia. Problem w tym, że to zakończenie (żadne tam „ukryte”, a „właściwe”!) dostaniemy po zaliczeniu czwartego aktu – tego niesławnego aktu zmuszającego do skorzystania z mikrotransakcji.

Śródziemie: Cień Wojny #2

Już wyjaśniam. Pierwszy akt służy tutaj wprowadzeniu – Talion potrafi z grubsza to, co umiał wcześniej, i „samouczek” ten rozgrywa się na przestrzeni dwóch sporych otwartych plansz. Następnie przechodzimy do aktu drugiego i deweloper zasypuje nas wszystkimi nowościami. Nagle możemy latać na smokach (drakach), ujeżdżać nowe odmiany karagorów i graugów (w tym posługujące się żywiołami) oraz podbijać i bronić fortece. Całość trzeciego aktu obejmuje finałową misję z urwanym nagle wątkiem, po czym rozpoczyna się czwarty – Wojny Cieni. Musimy tam około dwudziestu razy bronić swoich fortec przed coraz silniejszymi wrogimi armiami aż w końcu aktywuje się „prawdziwe” zakończenie. I gdyby nie było tej nagrody – okej, ciekawa atrakcja endgame’owa, jakoś wybaczyłbym długi grind (alternatywą są mikropłatności). Tutaj jednak przesadzili i ogromna szkoda, że większość graczy obejrzy sobie to zakończenie na YouTube’ie, zamiast niepotrzebnie się męczyć. Chyba że celujecie w platynowe trofeum…

Sam rdzeń rozgrywki? Rozwinięte pomysły Cienia Mordoru. Raz jeszcze przemierzamy więc Śródziemie, tym razem podzielone na pomniejsze otwarte lokacje. To dobrze, bo w miejsce tych samych, nudnych miejscówek z Cienia Mordoru otrzymujemy wielki plac zamkowy, ogromne jaskinie, ośnieżone szczyty, a nawet gęstą i wyjątkowo zieloną dżunglę. Talion porusza się zwinnie, błyskawicznie przemierzając długie odcinki (więcej opcji szybkich zrywów) i jeszcze żwawiej wskakując na wysokie mury. Mało tego, dostaliśmy nawet podwójny skok! Wciąż problematyczne pozostaje zeskakiwanie z krawędzi, ale nawet seria Assassin’s Creed ma z tym problemy, więc wybaczam. Zawsze można też wskoczyć na karagora lub przelecieć wygodnie na draku! Aż nie chce się korzystać z opcji szybkiej podróży, zresztą na każdym kroku i tak czeka na nas cała masa misji pobocznych i znajdziek – i to jakich! Aż chce się zbierać artefakty Gondoru z krótkim, ciekawym komentarzem (oczywiście nawiązujące do tego, co znamy z książek/filmów), słowa do wiersza, w którym sami musimy wypełnić luki, czy wspomnienia Szeloby nakreślające jej przeszłość. Zadbano także o misje przeszłości Kelebrimbora z wymagającymi celami pobocznymi, dzięki którym perfekcyjnie opanowałem kontrolę nad drakiem (po kilkunastu próbach, ale wciąż…).

Śródziemie: Cień Wojny #3

Mamy też liczne drzewka umiejętności z rozmaitymi modyfikacjami, dzięki czemu możemy dostosować swój styl gry do cichego zabijaki lub zręcznego łucznika. Na pierwszym miejscu zawsze będzie jednak walka wręcz, chociaż nie można przesadzać z byciem „tankiem”, bo większe grupy wrogo nastawionych orków nigdy nie są dobrym pomysłem. Miłym dodatkiem jest szukanie losowo generowanych broni i przedmiotów z umiejętnościami, a nawet legendarnych zestawów z wyjątkowymi bonusami (w zależności od plemienia orka, z którego wypadły). Do tego ekwipunkowe wyzwania do wzmocnienia przedmiotów, klejnoty poprawiające statystyki – rewelacja!

Powraca również system walki opierający się na unikach, kontrach i atakach specjalnych po wykonaniu dłuższej kombinacji ciosów oraz sławny już system Nemezis. Zdobywanie informacji o orkach, szukanie ich słabości i wpuszczanie własnych agentów w szeregi wroga znów spisuje się znakomicie, a to, jak wiele nagrano tu specjalnych linii dialogowych, wprawia w podziw. To już nie jest zwykłe „aaa, zabiłem cię wcześniej i zrobię to jeszcze raz!”, a np. ork klasy Zabójca komentujący naszą nieudaną próbę zatrucia grogu czy uruk powracający z mechaniczną ręką, bo odcięliśmy mu prawdziwą przy ostatnim spotkaniu. Każdy kapitan ma swoją osobowość, choć w późniejszych etapach niektórych słabszych dowódców chciałoby się zabić w locie, a każdorazowo trzeba wysłuchać parę niepomijalnych zdań na powitanie.

Śródziemie: Cień Wojny #4

Hucznie zapowiadane fortece to osobna sprawa. Każda z otwartych plansz ma wielką twierdzę z zarządzającym ją władcą. Naszym zadaniem jest zwerbowanie własnych kapitanów i przeprowadzenie oblężenia. Wybieramy wtedy przywódców oddziałów, wykupujemy ulepszenia (np. tarcze dla orków ułatwiające utrzymanie pozycji, karagory czy balisty) i ruszamy ze swoją armią na fortecę. Tam przejmujemy parę punktów, zabijamy kilku dowódców i na końcu toczymy bój z samym władcą. I nie, nie jest to tylko kosmetyczna otoczka, naprawdę czuć starcie dwóch wojsk, szczególnie gdy znajdujemy się po drugiej stronie barykady. Mój jedyny zarzut to wspomniany akt czwarty i Wojny Cieni. Wymagające zadania wymuszają na nas długie szkolenie przybocznych orków i zwyczajnie łatwiej wylosować ich z lootboksa. W tym akcie została mi obrona jeszcze ponad dziesięciu fortec, także ile rzeczywiście w tym grindu – odpowiem po zdobyciu platyny, na razie robi się ciężko. Na pewno nie wydam prawdziwej gotówki, ale też specjalną walutę można zdobywać w dziennych wyzwaniach. Planuję porcjować sobie ten tryb, pełny raport ukaże się na stronie w niedalekiej przyszłości.

Śródziemie: Cień Wojny #5

Strona techniczna nastraja pozytywnie – czasy wczytywania są zadziwiająco krótkie, grafika i brutalne sceny walk cieszą oko (powraca też tryb fotograficzny!), a muzyka i wszelkie odgłosy to klasa sama w sobie. Tylko kupowaniu lootboksów towarzyszy długie łączenie się z serwerami, także jest kolejny powód, by ich nie ruszać. Na PS4 Pro nie odnotowałem najmniejszego spadku wyświetlanych klatek. Koniec końców, dostaliśmy godną, porządną i cieszącą fanów marki kontynuację, która zupełnie niepotrzebnie zamyka przed graczami świetne zakończenie. Z drugiej strony – nikt Wam nie każe obejrzeć go w grze. Nie ma co krzywdzić dewelopera, skupiając się na chciwości wydawcy. Śródziemie: Cień Wojny tytułu Game of the Year nie dostanie, bo za dużo kontrowersji wywołały te nieszczęsne mikrotransakcje, ale to zdecydowanie jedna z najmocniejszych produkcji tego roku.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Śródziemie: Cień Wojny.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Śródziemie: Cień Wojny

Atuty

  • Usprawniony rdzeń Cienia Mordoru
  • Rozbudowany system Nemezis
  • Dodanie elementów ekwipunku i losowy loot
  • Wielki teren podzielony na małe sandboksy
  • Ostre próby wpływania na kanon
  • Świetny (choć ukryty) finał opowieści

Wady

  • Prawdziwe zakończenie historii ukryte za grindem/mikropłatnościami
  • Raz zbyt poważne, raz zbyt komiczne

Sequel niemal idealny, tyle że zamyka świetne zakończenie za ścianą grindu/mikropłatności. Nie ma się jednak czym przejmować – obejrzycie tę końcówkę gdzie indziej, a znakomita reszta gry ich nie potrzebuje.

Jaszczomb Strona autora
cropper