Recenzja: Danger Zone 2 (PS4)

Recenzja: Danger Zone 2 (PS4)

Paweł Musiolik | 15.07.2018, 09:45

Danger Zone 2 miało być rozwinięciem całkiem udanej poprzedniczki. Niestety jakimś cudem tak prostą formułę udało się zepsuć i stworzyć kontynuację, w którą odradzam grać.

Część ekipy, która tworzyła Burnouta, postanowiła założyć swoje studio i spróbować odtworzyć to, co dla wielu było najlepsze w ich serii. Mowa o trybie Crash, w którym musieliśmy po prostu zrobić jak największy karambol. Pierwsza odsłona Danger Zone była dosyć przyjemną grą arcade'ową, ale z daleka dało się zauważyć, że budżet całości był wyjątkowo niski. Nie wykorzystując do końca potencjału, studio miało fundament, na którym można było stworzyć bardziej rozbudowaną kontynuację.

Dalsza część tekstu pod wideo

Danger Zone 2 #1

No i jakimś cudem udało się Danger Zone 2 spartaczyć. Nie pytajcie mnie jak, bo po prostu nie wiem. Raz jeszcze dostajemy rozgrywkę, w której musimy po prostu zrobić karambol. Tym razem jednak zamiast podziemnego garażu, w którym rozwalamy auto testowe, dostajemy krótkie odcinki tras, na których końcu jest strefa rozwałki. Co popsuto? Fizykę i detekcję kolizji.

Danger Zone 2 #2

Spędziłem z Danger Zone 2 niecałe dwie godziny (tyle zajmuje zaliczenie gry), z czego połowa to powtarzanie tras po tym, jak fizyka zadziałała kolejny raz losowo i zaliczałem dzwona. Nie wiem, co studio chciało osiągnąć, ale po pierwsze, pojazdy prowadzi się wyjątkowo dziwnie, nawet jak na czysty arcade. Po drugie, w połączeniu z detekcją kolizji, próby przejazdu i osiągnięcia jak najwyższego wyniku są frustrujące. Samochód w zderzeniu z czymkolwiek reaguje kompletnie losowo. Raz możemy wjechać z impetem w pojazd i nic się nie stanie, innym razem, gdy lekko dotkniemy go bokiem, to wybuchamy i trzeba całość zaczynać od nowa. Podobnie jest z barierkami ograniczającymi trasy – raz możemy się od nich odbijać i nic się nie dzieje, innym razem wystarczy przejechać obok, by gra nas od nich odbiła i wyrzuciła na pobocze.

Danger Zone 2 #3

Absurdów jest więcej. Uderzyć możemy w pickupa i nic nam się nie stanie, ale tych samych rozmiarów van powoduje roztrzaskanie. A co zabawne – czasami uderzając w pickupa.... nasze auto też wybuchnie. Tak jakbyśmy przydzwonili centralnie w betonowy mur. Idźmy dalej – prowadzę ogromnego 18-kołowca. Uderzam w malutką osobówkę czołowo. Efekt – wybuch mojego TIR-a. Mimo że chwilę wcześniej przepchnąłem autobus wielkości stodoły. Uderzenie w znaki? Zdarzyło mi się, że znak wbił mnie w asfalt, po czym gra wyrzuciła mnie z mapy. Całe te cyrki z fizyką i kolizją dają się też we znaki, gdy już się roztrzaskamy w odpowiedniej strefie. Tak jak w Danger Zone mogliśmy odpowiednio sterować wysadzonym samochodem, by zaliczać kombinacje punktowe, tak tutaj auto uwielbia się przykleić do asfaltu i ani drgnąć. Mało? Usunięto też afterburnera, więc nie możemy kierować wrakiem pojazdu po lądowaniu, a boosta mają tylko wybrane auta.

Danger Zone 2 #4

Całość zaliczamy, jak już wspomniałem, w mniej więcej dwie godziny, co przy tej cenie (75 złotych) i błędach, o których pisałem, wydaje się być trzykrotnie za wysoką ceną. Tak jak Danger Zone mi się spodobało, tak Danger Zone 2 jest zawodem i grą, której nie mogę polecić. Całość wygląda jak sklecone na szybko tech demo, które nie działa, ale i tak wydano je, bo zaczynało brakować kasy na koncie.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Tytuł do recenzji dostarczył deweloper.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Danger Zone 2

Atuty

  • Czasami dostarcza trochę frajdy

Wady

  • Słaba fizyka
  • Zawartości tyle co w demie technologicznym
  • Losowa detekcja kolizji
  • Sporo dziwnych rozwiązań

Three Fields Entertainment pokazało, że można zepsuć nawet tak prosty pomysł jak rozbudowa prostego trybu gry. Dostaliśmy dziwaczną fizykę, wariującą detekcję kolizji i bezsensowne decyzje w designie gry.
Graliśmy na: PS4

Paweł Musiolik Strona autora
cropper