Recenzja: Brütal Legend (PS3)

Recenzja: Brütal Legend (PS3)

admin | 11.11.2009, 17:10

Na początek muszę się przyznać do tego, że zabierając się za Brütal Legend niewiele o tej grze wiedziałem. Czy to źle? Z punktu widzenia obiektywności recenzji, raczej nie – nie miałem żadnych uprzedzeń, napalony ślepo też nie byłem. Czym więc jest ta pozycja? Niewątpliwie jest tytułem ciężkim do zaklasyfikowania. Z początku wygląda na to, że mamy do czynienia z mroczną, ociekającą krwią i demonami rąbanką przy pomocy topora i …gitary (potężna broń swoją drogą).

Później, okazuje się, że mamy otwarty świat a w nim mnóstwo zadań pobocznych i "znajdek". Do tego możemy jeździć po owej krainie przy pomocy naszego hot-roda, którym również zdarza nam się ścigać bądź walczyć. W następnych etapach okazuje się również, że musimy uczestniczyć w bitwach prowadzonych na kanwę RTS. A całość obsadzona w świecie, w którym wszystko i wszyscy nawiązują do heavy metalu. Niewątpliwie ciekawa i bardzo rzadka mieszanka podlana sporymi dawkami humoru. Skołowani? Ja też byłem zdziwiony. Intro Na samym początku wita nas nie kto inny jak Jack Black (zespół Tenacious D). Intro jest krótkie, ale naprawdę dobre. Szybko zostajemy przeniesieni do głównego menu stworzonego w postaci opakowania płyty. Tu razu wiadomo jaki jest klimat gry: METAL! Jack Black poza intrem występuje również w samej grze - podkłada głos i użycza swojego oblicza głównemu bohaterowi. A tenże osobnik jest postacią niebanalną i obdarzoną luzackim poczuciem humoru. Nazywa się Eddie Riggs i w swoim „prawdziwym” życiu pracował jako roadie. Co, nie wiecie czym zajmuje się roadie? To obsługa techniczna zespołu w trakcie trasy koncertowej. Nie zdradzając szczegółów fabuły, został on przeniesiony w świat gry i tu niespodzianka - musi uratować tenże świat przed złymi władcami! Tego jeszcze nie grali, prawda?

Dalsza część tekstu pod wideo

Postać Eddiego jest zabawna, ciekawa i naprawdę fajnie się nią gra. Po prostu. No, może jak dla mnie jest jeden feler - z niewiadomego powodu bohater jest upośledzony i nie może skakać, ale to mu możemy wybaczyć, wszak, nie w każdej grze skakać trzeba - podejrzane jest tylko to, że podczas wykonywania kombosów toporem posiada tę umiejętność. Ba! Są momenty kiedy nawet lata w powietrzu. Dziwne. Ale nie czepiajmy się od razu szczegółów, bo dzięki pracy programistów, ”char-dizajnerów i Jacka Blacka, Eddie jest wyjątkowo udanym głównym bohaterem, który dość nietypowo dla dużych produkcji stara się cały czas być w cieniu, jak prawdziwego roadie przystało. Mimo, że Eddie muzyką się nie zajmuje, potrafi się bardzo biegle posługiwać gitarą, która jest potężną bronią w świecie metalu - mianowicie dzięki wykonywanym solówkom może odgrzebywać relikty metalu (m.in. nowe utworki do słuchania), uwalniać „uwięzione” smoki, podnosić morale swoich jednostek w trakcie walki etc. Oprócz "wiosła" posługuje się toporem, którym młóci wszystkich napotkanych nieprzyjaciół. Ten wycinek gry to typowy hack&slash a sama walka nie jest przesadnie skomplikowana co mnie akurat cieszy - nie jestem zwolennikiem wykonywania jednego z 30428 super ataków przy pomocy kombinacji 48 przycisków. Zawarto niewielką ilość, niespecjalnie złożonych kombinacji i to wszystko. Demolka jest na całego, jak to mówią: topór w dłoń, coco-jambo i do przodu!

Skupmy się teraz na kolejnych aspektach zabawy. Eddie ma bowiem do dyspozycji wypasioną brykę o nazwie The Deuce - Hot-rod w najlepszym stylu, który dodatkowo można tuningować. Nie ma to jak karabin maszynowy na masce sesesese, prawda? Dzięki takiemu zabiegowi, można go użyć do rozpruwania przeciwników i nie trzeba tępić toporka. Dla urozmaicenia rozgrywki autorzy wprowadzili także elementy RTS. Tak, dobrze przeczytaliście - Real Time Strategy. W trakcie przechodzenia głównego wątku spotykamy misje, w których musimy wygrać jakąś bitwę (tak samo działa również multiplayer). Z grubsza ten element zabawy polega na budowaniu budynków, rekrutowaniu jednostek a także zarządzaniu nimi. Powiem szczerze - nie przypadło mi to za bardzo do gustu i wydaje się wplecione na siłę. Co można o tym pozytywnego powiedzieć o elemencie RTS, to fakt że nowe jednostki poznajemy sukcesywnie w miarę postępu fabuły. Są one zgrabnie we wszystko wplecione i nie pojawiają się „z kosmosu”. Nadążacie? Podsumujmy. Mamy tu sieczkę, "samochodówkę" i RTS. Ok, a teraz opowiem Wam na jakie 3 rodzaje zadań dzieli się zabawa:

1. Zwiedzanie świata i odszukiwanie sekretów

Uwielbiam gry, w których jest otwarty świat i można go zwiedzać do woli. Zaglądać w najróżniejsze zakamarki mapy – to jest to co, tygrysy lubią najbardziej. W tym temacie gra nie zawodzi. Mapa jest pełna najróżniejszych ciekawych miejsc, sekretów i bonusów do odnalezienia, w tym legend o historii świata. Wiele z nich pozwala zdobywać tzw. Fire Tributes czyli nic innego jak walutę tego świata. A Fire Tributes można z kolei wydawać na poprawę możliwości bohatera lub tuning autka. To lubię. Przy okazji opowiadania o świecie gry, odejdę trochę od tematu i wspomnę od razu o grafice, która jest naprawdę ładna i bardzo urozmaicona w różnych partiach świata. Można tu spotkać nadmorskie plaże (prawie sielankowe), wielkie jak domy silniki samochodowe, klify składające się z głośników i wzmacniaczy, las, bagna i jaskinie. Słowem pełny pakiet scenerii. Wprawdzie nie można powiedzieć, że wszystko zostało stworzone z wyjątkową dbałością o szczegóły, ale na pewno z pomysłem. Nie można się przyczepić ani do płynności animacji, ani do jakości tekstur. Jedyne co denerwuje to niewidzialne ściany, które blokują nam dostęp do miejsc w które wydawałoby się można iść. Tego nie lubię. Momentami również fizyka nie zachowuje się jak powinna, ale to już szczegół.

2. Misje poboczne

Misje drugoplanowe niestety trochę zawodzą. Wprawdzie na początku wydają się zróżnicowane - od walk aż po wyścigi samochodowe, ale niestety okazuje się, że mamy ich do dyspozycji jedynie kilka rodzajów. Co prawda jest ich mnóstwo, ale w praktyce okazuje się, że rozgrywka niewiele się różni, a zmienia się jedynie miejsce akcji. Szkoda, bo gdyby dodano kilka dodatkowych pomysłów byłaby to rewelacyjna odskocznia od głównej historii.

3. Główny Quest

Z początku, podczas pierwszych paru misji wydawało mi się, że akcja jest lekko infantylna. Mimo, że gra ma przedział wiekowy PEGI +18 (pewnie przez mocne teksty i dizajn) sprawiała wrażenie trochę banalnej - zadania były proste (na średnim poziomie trudności) i właściwie jakoś niespecjalnie interesujące. Dopiero po wykonaniu kilku misji wczułem się w klimat a gdy poznałem kolejnych bohaterów opowieści, wciągnęła mnie ona całkowicie. Wprawdzie historia jest z grubsza przewidywalna, jednak mocno wciąga a w trakcie jej poznawania, nie tylko zwiedzamy coraz większy kawałek świata i zdobywamy coraz więcej ciekawych "jednostek sojuszniczych" (np. Headbanger – walczy przy użyciu głowy… dosłownie; Roadie – niewidzialny dla przeciwnika, z olbrzymią kolumną głośnikową na plecach), ale także spotykamy kolejne ważne dla fabuły postaci. Wśród nich jest kilka opartych na realnych postaciach show bisnesu, nie tylko sam Jack Black. Nie będę zdradzał jakie to persony, tylko dopowiem, że niewątpliwie ubarwiają one znacznie rozgrywkę. Fajny pomysł i tyle.

Najważniejszy aspekt gry, jako najlepszy kąsek zostawiłem sobie na koniec. Zaciekawieni jakiego asa mam w rękawie? Oczywiście soundtrack! Ba! To jest SOUNDTRACK! W trakcie rozgrywki wszystko wywodzi się, odnosi, zaczyna i kończy na... metalu. I tenże metal cały czas dobiega z głośników a że lista wykonawców i utworów jest po prostu powalająca, toteż wastwa audio nie ma sobie równych. Tę grę można kupić tylko dla samej ścieżki dźwiękowej! Motörhead, Judas Priest, Ozzy Osbourne, Black Sabbath, oczywiście Tenacious D to tylko niektórzy z artystów pojawiających się w BL. Absolutny cud, miód i orzeszki. Osobiście nie mogę powstrzymać się od przywołania tu jednego motywu. Otóż w trakcie rozgrywki zdarzają się sytuacje, gdy musimy np. uciekać z walącego się budynku czy jesteśmy atakowani przez bestie. Towarzyszy nam wtedy "Through the Fire and Flames" grupy DragonForce - co jest po prostu mistrzowskim doborem! Widać, że główny mózg tego projektu, Tim Schäfer, to osoba która zna się na rzeczy.

Jeśli zapytalibyście mnie o to, czy polecam tę produkcję czy nie, to nie umiałbym odpowiedzieć w jednym zdaniu, a już na pewno nie na zasadzie - tak czy nie. Brütal Legend to gra inna niż wszystkie. Dopiero zrozumienie klimatu świata gry pozwoliło mi na czerpanie pełnej przyjemności z zabawy. Tylko w całości zaakceptowanie świata heavy metalu wraz z całą jego otoczką i świetnym czarnym humorem powoduje, że gra wciągnie Cię i nabierzesz ochoty zobaczenia końca tej historii, którą zresztą do długich nie należy. Ale jeżeli nie lubisz mocnej muzyki, nie trawisz ciężkich klimatów a gitarowe riffy przyprawiają cię o mdłości, to odpuść sobie. Nawet jeżeli lubisz dobrą rąbankę i otwarty świat. Dla wielbicieli metalu – nie ma lepszej gry.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Brütal Legend

Atuty

  • Muzyka
  • Główny bohater
  • Świat gry pełen odniesień do heavy metalu
  • Humor
  • Fabuła

Wady

  • Trochę za krótka
  • Powtarzalność misji pobocznych
  • Niedopracowany element RTS

You can't kill the metal! The metal will live on... W tle leci Tenacious D, a przede mną pudełko z Brutal Legend - produkcję w którą każdy, szanujący się fan gier i metalu zagrać mus.

cropper