Recenzja: Zone of the Enders HD Collection (PS3)

Recenzja: Zone of the Enders HD Collection (PS3)

misiek_86 | 07.12.2012, 14:00

Konami nie potrafi robić kolekcji HD. To już wiemy po horrorze (dosłownie!), który przeżywali przez wiele miesięcy posiadacze Silent Hill HD Collection. Po pojawieniu się tego niedorobionego zestawu na rynku wyszły na jaw tak interesujące „kwiatki” jak brak dostępu dla autorów konwersji do oryginalnego kodu czy całkowicie zepsuty efekt mgły.

Jednakże tematem tego tekstu ma być zupełnie inna seria Konami, a mianowicie Zone of the Enders, nazywana czasem projektem, który mistrz Kojima postanowił zrealizować wyłącznie w ramach odpoczynku od uniwersum Metal Gear Solid. Zabawną, prawdopodobnie celową, ironią jest fakt, iż pierwszą część Z.O.E na PS2 wiele osób kupiło wyłącznie w celu sprawdzenia dołączonej do niej wersji demonstracyjnej MGS2, natomiast omawiany tutaj zestaw umożliwia zagranie w demko nadchodzącego Metal Gear: Rising. Znowu odbiegam od głównego tematu, więc dodam jeszcze tylko, że gdybym analizował ograny fragment MG:R jako integralną część zestawu Z.O.E, to ocena skoczyłaby o jedno oczko wyżej. Powodem jest to, iż dzięki niemu większość moich wątpliwości na temat nowych przygód Raidena, które wyraziłem m.in. w tym tekście, została rozwiana.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak już zapewne się domyśliliście staram się jak mogę, aby nie pisać o Z.O.E HD Collection. Dlaczego? W telegraficznym skrócie mógłbym rzec, że jest to bardzo słaba konwersja gier, które zarówno wizualnie jak i od strony mechaniki się bardzo niekorzystnie zestarzały. Wy, jako czytelnicy, macie jednak prawo wymagać ode mnie dokładniejszej analizy, dlatego też podciągam rękawy i zabieram się do opisania najważniejszych cech zestawu.

Na początek o tym, co dodano w stosunku do pierwowzorów. Lista będzie bardzo krótka. Konami nie zdecydowało się niestety wzorem np. Sony umieścić na Blu-Rayu jakichś filmów dokumentarnych dotyczących produkcji gier czy historii w nich opisanej. Brakuje nawet możliwości odsłuchania ścieżki dźwiękowej albo pooglądania obrazków koncepcyjnych. Jedynym elementem, który stanowi ubogacenie zestawu jest dość długi i porządnie wykonany filmik wprowadzający nas w świat Z.O.E. Inna sprawa, że zawiera on w sobie zbyt dużą dawkę spoilerów odnośnie do kluczowych wydarzeń.

Pierwsza odsłona Z.O.E pojawiła się na rynku ponad 11 lat temu i to niestety widać. Engine, zastosowany później m.in. w MGS2, zdecydowanie lepiej radzi sobie z niewielkimi, zamkniętymi lokacjami. W przypadku Z.O.E musi generować sporych rozmiarów areny, przez co ilość obecnych na nich detali została zredukowana do minimum. Większość widocznych na ekranie obiektów, poza naszym robotem i przeciwnikami, to proste bryły pokryte niskiej jakości teksturami. To tego mechanika rozgrywki kuleje. Dekadę temu zastosowane tu rozwiązania uznawano za odkrywcze i bardzo intuicyjne. Dzisiaj już wiemy, że pewne sprawy da się zaprogramować w bardziej ergonomiczny sposób. Możliwość wskoczenia za stery ogromnego robota wciąż sprawia przyjemność, jednakże powtarzalność stawianych przed nami zadań i prostota, a wręcz niedorzeczność fabuły skutecznie ją zmniejsza.

Zone of the Enders: The 2nd Runner został w swoim czasie okrzyknięty sequelem niemal idealnym. Programistom ze studia Hideo Kojimy udało się poprawić wszystkie elementy oryginału. W tym przypadku fabuła jest zdecydowanie bardziej spójna, rozgrywka szybsza i jeszcze bardziej wymagająca, grafika szczegółowa, a elementy otoczenia rzadziej się powtarzają. Niestety jakość konwersji HD woła o pomstę do nieba. Podbita rozdzielczość przy braku innych usprawnień nie tylko nie polepsza wrażeń wizualnych z obcowania z tym tytułem, co wręcz je pogarsza. W tym przypadku widać więcej kompromisów, na które musieli w 2003 roku pójść programiści. Wówczas mogli je jednak ukryć przed oczami wpatrujących się w kineskopy graczy, a teraz wychodzą na wierzch. Nie to jest jednak najgorsze. Seria Z.O.E słynęła w erze PS2 z superpłynnej animacji w 60 klatkach na sekundę. Wersja HD natomiast nie dość, że jedynie udaje 60 klatek, to jeszcze często drastycznie zwalnia, gdy na ekranie dużo się dzieje. Jak to możliwe, że zdecydowanie mocniejszy sprzęt nie jest w stanie poradzić sobie z płynnym działaniem gry sprzed prawie dekady? Nie świadczy to za dobrze o umiejętnościach pracowników High Voltage Software…

Na koniec trzeba zadać pytanie – czy komukolwiek mogę z czystym sumieniem polecić Z.O.E HD Collection? Ludzie, którzy w przeszłości zaliczyli którąś z części od razu odpadają. Po co mieliby psuć sobie pozytywne wspomnienia? Osoby, które mają gdzieś w szafie PS2 lub ich PS3 jest stara i posiada wsteczną kompatybilność powinny raczej poszukać na Allegro/Ebay oryginałów i cieszyć się za grosze płynną rozgrywką (tak, wiem, że 2nd Runner jest dość trudno dostępne, szczególnie w wersji PAL). Wydaje mi się, że jedynymi ludźmi, którzy mogą rozważyć zakup kolekcji za kilka miesięcy, gdy ta solidnie stanieje, są fani Gundama, Evangeliona i tego typu mang/anime. W końcu obecnie wychodzi niewiele gier o walkach gigantycznych robotów, a Z.O.E HD to wciąż bardzo dobra pozycja, jeśli porównać ją z innymi podobnymi pozycjami wydanymi na konsole tej generacji.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Zone of the Enders HD Collection

Atuty

  • Dwie gry w cenie jednej
  • 2nd Runner ma interesującą fabułę

Wady

  • Problemy z płynnością
  • Brzydota (szczególnie w przypadku pierwszego Z.O.E)
  • Liniowość
  • Małe zróżnicowanie zadań

Seria ZotE na PS2 cechowała się efektowną akcją i superpłynną animacją. W porcie HD pozostała nam tylko ta pierwsza i niestety trąci już myszką. Archaizmy widoczne na każdym kroku. Tylko dla wyrozumiałych fanów mechów.

misiek_86 Strona autora
cropper