Recenzja: Resogun (PS4)

Recenzja: Resogun (PS4)

Paweł Musiolik | 25.11.2013, 20:59

Super Stardust HD oraz Delta to moje ulubione produkcje ekipy Housemarque kolejno na PlayStation 3 i PlayStation Vita. Późniejsze próby podbicia rynku w postaci Outland i Dead Nation nie za bardzo przypadły mi do gustu. Jednak zapowiedź Resoguna przywróciła mi nadzieję na powrót do wyśmienitych produkcji. I właśnie tak jest. Mimo, że startowa produkcja PS4 różni się od Super Stardust, to bawi równie dobrze.

Nie krążymy już po planetach, co pozwalało na przemieszczanie się po sferze. Housemarque postawiło na poruszanie się po walcu, co pozwoliło na stworzenie przejrzystych plansz, co w przypadku natłoku przeciwników i wszystkiego co dzieje się na ekranie było dobrym pomysłem. Rozgrywka jest prosta i świadomie nawiązuje do produkcji z Amigi czy Atari, gdzie strzelaliśmy statkiem w dwóch kierunkach, niszcząc kolejne fale wrogów. Jako urozmaicenie dorzucono tutaj specjalnych przeciwników, pełniących rolę strażników ludzi zamkniętych w swoich celach. Gdy ich pokonamy, dana cela się otwiera, z niej wypada człowiek i naszym celem jest go przechwycić i dostarczyć do portalu. Oczywiście mamy na to ograniczoną ilość czasu gdyż wróg może porwać ponownie człowieka i wtedy jest już stracony, podobnie gdy przeoczymy strażników. Na każdej z pięciu plansz jest dziesiątka więźniów i co prawda nie musimy ich uwolnić by ukończyć planszę, ale wykonanie tego zadania podniesie nam licznik punktów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cała rozgrywka opiera się na niczym innym jak wykręcaniu kolejnych wyników i pięciu się po szczeblach sieciowych rankingów. Te podzielono na listę dla samotników oraz osób, które skore są wypróbować tryb współpracy przez sieć. Bicie kolejnych rekordów jest naprawdę uzależniające i osoby z dłuższym stażem zrozumieją o czym mówię. Housemarque wrzuciło do gry aż cztery poziomy trudności, wszystko po to by zadowolić każdą grupę graczy. Na łatwym poziomie całość można dosłownie przelecieć w kilkadziesiąt minut bez żadnego stresu, ale chociażby na poziomie trudnym wrogowie otrzymują zdolność kontrstrzałów. W momencie ich zabicia, wystrzeliwują w nas ostatni w swoim żywocie pocisk. A trzeba mieć na uwadze, że przy zwykłej grze na ekranie dzieje się tyle, że nawet najmniejszy, zły ruch prowadzi do utraty życia. By nie było jednak morderczo trudno, co jakiś czas z bonusu lub ratując ludzi możemy otrzymać tarczę, która ochroni nas przed jednym atakiem. Z tym, że działa ona przez określony czas, więc zapomnijcie o sielance.

By urozmaicić strzelanie i ułatwić nam odpieranie ataków zwykłych przeciwników, a także gigantycznych bossów na końcu każdej z plansz, oddano nam bomby niszczące wszystko na planszy, przyspieszenie, które możemy wykorzystywać jako broń oraz specjalny, wzmocniony atak z nadprzestrzeni. Podoba mi się działanie dopalacza, który nie tylko pomaga nam uciec od zmasowanych ataków, ale także każdorazowe zabicie przeciwnika w trakcie jego używania pozwala na podładowanie paska odpowiedzialnego za użytkowanie tego gadżetu. I co dalej? Możemy spokojnie okrążyć planszę rozpędzając się coraz bardziej i wykorzystując zebraną energię kinetyczną by wyzwolić ładunek o ogromnej sile. Oprócz tego, mamy klasyczne ulepszanie naszej głównej broni zbierając bonusy z planszy. Im dalej w las – tym silniejsze lasery w naszym statku. W przypadku pojazdów dano nam wybór. Trzy statki różniące się statystykami – totalna klasyka.

Jednak najważniejszą rzeczą w tej produkcji jest oprawa audiowizualna. Muzyka przypomina mocno dokonania kompozytora z Super Stardust HD – mocno elektroniczna, stawiająca na walenie basem w momencie wybuchów. A graficznie, mimo że całość nie jest za bardzo skomplikowana, to robi ogromne wrażenie. 1080P przy płynnych 60 klatkach na sekundę to nic z tym, co dzieje się na ekranie. Każdy obiekt w grze zbudowany jest z voxli, a raczej z pojedynczych cząsteczek, które mają swoją fizykę. Po detonacji przeciwnika, widzimy feerię barw z laserów, a także poszczególne cząsteczki, które rozsypują się po całej planszy. Teraz wyobraźcie sobie skupisk kilkudziesięciu przeciwników w jednym miejscu (nic szczególnego, w Resogun to norma) i moment odpalenia bomby, która wszystko przemieni w ogromną kupkę voxli. Uwierzcie – robi to ogromne wrażenie.

I wiem, że Resogun nie spodoba się każdemu i będzie określane jako niewarta uwagi popierdółka. Strzelam, że produkcję Housemarque docenią starsi gracze, którzy wychowali się na prostych grach w których jedynym celem był jak najwyższy wynik. Resogun jest hołdem dla tego typu rozgrywki. Hołdem ocierającym się o ideał, przynajmniej dla mnie. Oczekiwałem wciągającej rozgrywki, która nie wybaczy najmniejszych błędów i wymagać będzie skupienia i ćwiczenia przed każdą planszą. I taki właśnie tytuł dostałem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Resogun

Atuty

  • Świetna grafika i efekty
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Rozsądnie rozłożony poziom trudności
  • Wciąga jak diabli
  • Rozgrywką przypomina najlepsze gry sprzed kilkunastu lat

Wady

  • Mało misji
  • Brak trybu w którym gralibyśmy do upadłego

Resogun pośród wszystkich tytułów startowych jest jak dzieciak z którego wszyscy się naśmiewają z racji jego wzrostu, ale gdy przychodzi co do czego - okazuje się najlepszy z nich wszystkich. Produkcja fińskiego studia wciąga jak bagno od startu.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper