Recenzja: The Last of Us: Left Behind (PS3)

Recenzja: The Last of Us: Left Behind (PS3)

Mateusz Greloch | 15.02.2014, 13:12

Kiedy usłyszałem, że The Last of Us dostanie fabularny dodatek, pomyślałem, że nie jest to najlepszy pomysł Naughty Dog. Później okazało się,  że rozszerzenie nie będzie tykać głównej linii fabularnej, a będzie jedynie dopowiedzeniem dwóch historii, kręcących się głównie wokół postaci Ellie – wtedy stałem się zaintrygowany i zaciekawiony.

Jeśli nie graliście w podstawkę The Last of Us, to radzę wstrzymać się z czytaniem tej recenzji, bowiem nie sposób opowiadać o losach Ellie i wpływie przedstawionych w rozszerzeniu przygód, nie tykając głównej linii fabularnej zaprezentowanej w pierwowzorze. 

Dalsza część tekstu pod wideo

DLC Left Behind dzieje się jednocześnie w dwóch momentach z życia Ellie – w jednym z nich poznajemy Riley, dziewczynę, która razem z naszą bohaterką pobierała nauki w militarnej szkole, mającej przygotować je do życia w tym pokręconym, pełnym Klikaczy świecie. Dziewczyny postanawiają wyjść poza teren akademii i spędzić czas w pobliskim centrum handlowym. Są to wydarzenia jeszcze sprzed okresu, w którym Joel i Ellie wiedzieli o swoim istnieniu, a nawet sprzed tego, który uczynił dziewczynę tak wyjątkową i ważną dla fabuły The Last of Us.

The Last of Us™ #40

Druga historia przedstawia losy Ellie, kiedy poturbowany Joel był bezsilny, a to właśnie nasza mała bohaterka musiała zapewnić mu bezpieczeństwo i opiekę medyczną. Los znowu zapędził ją do kolejnego centrum handlowego, jednak tym razem przemierzała ona jego zakamarki w poszukiwania medykamentów i apteczek, które pomogłyby wykaraskać się Joelowi.

Oba wydarzenia płynnie się przenikają, mają swoje początki, rozwinięcia oraz zakończenia, ale dość jeśli powiem, że tak naprawdę tylko część z Riley i Ellie zasługuje na szczególną uwagę. Naughty Dog nie tylko postarało się o wiarygodną historię, ale ukazało przyjaźń dwóch dziewczyn, które urodzone w opanowanej epidemią rzeczywistości starają się odnaleźć choć cząstkę normalności i mówiąc kolokwialnie „rozerwać się” w centrum handlowym. Nie chcę zdradzać Wam wszystkich rozrywek, jakie owe kobietki wynajdują na każdym kroku, jednak dość jeśli powiem, że po raz kolejny przeniosłem się do świata wirtualnej rzeczywistości i zostałem emocjonalnie zdewastowany paczką skrajnych sytuacji. Naprzemiennie śmiałem się i poważniałem, by pod koniec czuć autentyczny strach i chęć przetrwania.

The Last of Us™ #45

Każdy kto ograł podstawkę, może mniej więcej domyślać się jak skończy się rozszerzenie, jednak jak mawiają „to nie cel, a podróż ma znaczenie”. Tutejsza podróż, choć zaledwie dwugodzinna, jest warta ceny jaką zażyczyli sobie deweloperzy. Za 59 zł otrzymałem świetne dopowiedzenie historii, które rzuca nowe światło na zmianę charakteru Ellie, oraz pozwala zrozumieć, dlaczego młoda stała się tak zadziorna, nieufna i jednocześnie zahartowana do walki ze wszystkimi nieprzyjemnościami. Patrząc na obie historie, można zauważyć jak się zmieniła, jak obrała nowe priorytety oraz skąd bierze się jej motywacja. Wpierw lekka i niewinna, szukająca przyjaźni i radości, a później zdeterminowana, zabójcza i zdolna do poświęceń, byle by tylko uratować jedynego człowieka, który postanowił jej pomóc.

W kwestii mechaniki i grafiki nie doświadczymy wielu zmian. Jedyną tak naprawdę cechą, która odróżnia DLC od podstawki jest fakt, że sterujemy wyłącznie Ellie. Należy pamiętać, że młoda dziewoja jest drobnej postury i nie jest w stanie konkurować w walce wręcz z przeciwnikami, których możemy spotkać kierując Joelem w pełnej wersji The Last of Us. Naughty Dog zadowolone odbiorem gry, pozwoliło sobie na bardzo osobiste rozszerzenie, bawiąc się konwencją, balansując skrajne emocje i wprowadzając elementy, które z racji typowo dziewczęcych relacji mogłyby nie pasować do duetu Joel-Ellie. Jeśli myśleliście, że przedstawiona na zwiastunie karuzela to szczyt kreatywności deweloperów, to jesteście w srogim błędzie. Na potrzeby dodatku powstały zupełnie nowe utwory, stworzone przez Gustavo Santaolallę i choć są nieco odmienne brzmieniem, to pasują jak ulał do konceptu jaki siedział w głowie Naughty Dog, jednocześnie zachowując ducha The Last of Us.

The Last of Us™ #50

Wzorem podstawowej wersji gry, w dodatku sporo jest ukrytych smaczków, które na pewno zostaną pominięte przez ludzi biegnących przed siebie, byleby tylko ukończyć to co aktualnie mają w napędzie. Ale zadajmy sobie jedno pytanie – czy tacy ludzie cokolwiek wyniosą z obcowania z tym DLC? Z jednej strony poznają dwie ciekawe historie, ale z drugiej pominą wiele wątków pobocznych, które głównie w przypadku poruszania się z Riley wywołają niejeden uśmiech na twarzy grającego. Pamiętając, że historia dzieje się w czasach bez internetu, a elektryczność jest na wagę złota, usta same się podnoszą słysząc np. rozmowę dziewczynek o pewnym medium społecznościowym, które pojawia się w jednej z opcjonalnych sytuacji. Dla sucharożerców pojawi się również wątek kiepskich żartów, którymi Ellie doprowadzała do łez niejednego ogrywającego pełną wersję The Last of Us.

Ciężko zrecenzować dodatek, który opiera się głównie na relacjach i fabule w taki sposób, by nie zepsuć przyjemności z ogrywania potencjalnym nabywcom, dlatego w tym miejscu skończę i podsumuję powyższe wypociny jednym prostym stwierdzeniem. Patrząc na ceny gier za 200 zł, które wystarczają raptem na 5-10 godzin, nie oferując żadnej poważnej warstwy fabularnej, Left Behind za 59 zł bije je wszystkie na głowę i nie ma co żałować żadnej złotówki, jaką twórcy wymagają za ogranie tego DLC. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Last of Us: Left Behind

Atuty

  • Świetny, brudny design lokacji
  • Dwie, spójne, choć różne historie
  • Niesamowicie wiarygodne postacie
  • Specjalna, nowa ścieżka dźwiękowa
  • Wszechobecne smaczki dla lubiących zwiedzać

Wady

  • Dla niektórych 59zł może okazać się zbyt wysoką ceną

Krótkie, lecz bardzo intensywne. Dwugodzinna przygoda pełna emocji i zaangażowania, definiuje jak powinno wyglądać DLC. Jeśli spodobała się Wam pełna wersja The Last of Us, to Left Behind jest zakupem obowiązkowym i na pewno się nie zawiedziecie.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper