Tanioszka: Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist (PS3)

Tanioszka: Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist (PS3)

Michał Madanowicz | 06.07.2014, 10:30

Sam Fisher to weteran wśród protagonistów gier wideo. Facet ma na karku 50 lat, a zwinnością nie ustępuje znacznie młodszemu Desmondowi, Nathanowi czy innemu Jasonowi. Świat ratował tak często, że kiedy w słuchawce telefonu słyszy głos prezydenta Stanów Zjednoczonych zwiastującego trzecią wojnę światową, nie robi to na nim żadnego wrażenia. Ot kolejny zwykły dzień w życiu poczciwego agenta. W dzisiejszej Tanioszce na warsztat bierzemy .

Po wydanym w 2010 roku Conviction, seria Splinter Cell stanęła na rozstaju dróg. Będący w założeniach skradanką cykl zmienił się w pełną akcji strzelaninę, ku wielkiemu rozczarowaniu wiernych fanów i uciesze tych, którzy gatunku stealth nie trawią. Z racji, że zaliczam się do pierwszej grupy, informacje o tym, iż kolejne przygody Sama Fishera wrócą do korzeni, przyjąłem z ulgą. Ubisoft Toronto wiedziało, że agent Eszelonu i mrok powinny być nierozerwalnie związanymi ze sobą elementami, aczkolwiek uszanowało jednocześnie wolę tych, którzy Fishera wolą widzieć w blasku świateł i świstających wszędzie kul. Blacklist to złoty środek.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jedną nogą w cieniu, drugą w ogniu

Gra zadowoli zarówno tych, którzy z sentymentem wracają do Chaos Theory, jak i graczy preferujących podejście znane z Conviction. Każdą z misji przechodzić można na różne sposoby, dzięki kilku ścieżkom do celu, a także ogromnej ilości przydatnych gadżetów. Chcecie bezszelestnie przemknąć obok przeciwników, korzystając z cienia, szybów wentylacyjnych, gzymsów, czy też przebiegających pod sufitem rur? Nie ma problemu. Wolicie wyrżnąć wszystkich przeciwników po drodze, nie zwracając na siebie uwagi? Proszę bardzo. A może jednak wybieracie bramkę numer trzy: wejście z hukiem i dużą ilością amunicji w kieszeniach, tak żeby każdy oponent w zasięgu kilkuset metrów wiedział, że nadciągacie i zrobicie sobie zaraz z jego ciała tarczę strzelniczą? Da się zrobić.

Na tę różnorodność wpływa również możliwość samodzielnego dostosowywania ekwipunku przed każdą z misji. Wybór jest duży i poza kilkoma marginalnymi przypadkami tylko od nas zależy, czego użyjemy, aby zaliczyć zlecone nam zadanie. Warto nadmienić, że nasze działania oceniane są przez grę i nagradzane punktami, a rezultat w dużej mierze zależny jest od wybranych przedmiotów i związanego z tym stylem rozgrywki. Ogólnie rzecz biorąc, istnieją trzy kategorie ocen: Ghost (działanie ciche, gdzie ogłuszamy przeciwników, ale nigdy nie zabijamy), Panther (podobnie jak Ghost, nie zwracanie na siebie uwagi, ale z tą różnicą, że używamy ostrej amunicji) oraz Assault (jawne akcje i dużo wymian ognia ze skutkiem śmiertelnym dla wrogów). Jak już wspominałem wcześniej, każdy znajdzie tutaj odpowiedni dla swoich upodobań styl.

Czas między misjami spędzać możemy na pokładzie nowoczesnego samolotu, stanowiącego podniebne centrum dowodzenia. Tutaj możemy sprawdzać swoje statystyki, dostępne bronie i gadżety, a także rozmawiać z pozostałymi członkami zespołu Fishera. Miła odskocznia od infiltrowania wrogich terenów i ratowania świata.

Znajdź Sama

Zmiany dotknęły również warstwy fabularnej, która jest stanowczym odejściem od klimatu znanego nie tylko z Conviction, ale i Double Agent. Historia przedstawiona w grze nie jest już osobista, jak miało to miejsce w wymienionych wyżej odsłonach serii. Nie opowiada o Fisherze i nie pokazuje jego wewnętrznych dylematów, koncentrując się bardziej na samych wydarzeniach i tym, co oznaczają one dla całego społeczeństwa, nie zaś poszczególnych jednostek. Dla mnie o wiele bardziej wartościowe były pod tym względem poprzednie części, co nie oznacza, że fabuła w Blacklist trzyma niski poziom. Po prostu jest inna.

Stany Zjednoczone stają do walki z tajemniczą organizacją terrorystyczną nazywającą siebie Inżynierami, która grozi detonacją rozmieszczonych w różnych częściach kraju bomb. Warunkiem, jaki może zapobiec takiemu scenariuszowi, jest wycofanie przez Amerykanów swoich wojsk przebywających za granicą. Jak wszyscy doskonale wiemy, Waszyngton z terrorystami nie negocjuje, więc misję ich powstrzymania zleca Fisherowi.

Scenariusz oklepany, ale antagoniści są na tyle wyraziści i przekonujący, że historię śledzi się z ciekawością, ponieważ nie wydaje się ona oderwana od rzeczywistości. Szkoda tylko, że tej samej charyzmy nie ma w sobie Fisher, co wynika w dużej mierze ze zmiany aktora wcielającego się w tę postać. Michaela Ironside’a zastąpił Eric Johnson, który wziął także udział w sesji motion-capture. Wypadł przeciętnie, mimo że na planie pomagał mu sam Ironside, ale nie obwiniałbym o to Johnsona, a po prostu scenariusz. Dialogi nie są mocną stroną tej produkcji, bo tak jak mówiłem, nie koncentruje się ona na relacjach pomiędzy jednostkami ani ich wewnętrznych przeżyciach (a jeśli już, to w nikłym stopniu).

To robota dla dwóch

Kiedy znudzi wam się już tryb dla pojedynczego gracza, pozostaje jeszcze kooperacja i wieloosobowa rywalizacja w sieci. Z kooperacją mam problem, bo nie wymaga pracy zespołowej, co według mnie jest minusem. Jeśli nie gracie z kimś znajomym, możecie być pewni, że kolejne etapy przechodzić będziecie z wybranymi przez grę towarzyszami na zasadzie: „ja swoje, on swoje”. Każdy zdaje się walczyć na swój własny rachunek, a nie o to chyba chodzi. Lepiej wypada klasyczny multiplayer i dobrze znany fanom serii tryb Spies vs. Mercs, gdzie jedna strona wciela się w agentów, a druga w najemników, funkcjonujących w widoku FPP. Dobra zabawa gwarantowana.

Oprawa graficzna prezentuje się solidnie, choć nawet w dniu premiery nie robiła specjalnie wielkiego wrażenia. Silnik moc pokazuje głównie w etapach toczących się nocą, gdzie gra świateł i cieni, tak przecież ważna dla dyskretnych działań Fishera, cieszy oko. Za dnia jest gorzej, przede wszystkim rzucają się w oczy słabszej jakości tekstury. Nierówne jest też wykonanie postaci - jedne mogą pochwalić się szczegółowymi modelami, inne przypominają stworzony na prędko zbitek pikseli (Anna Grímsdóttir, Kobin). Ogólnie pod tym względem wizualnym jest nieźle, ale bez fajerwerków.

Nie czekaj, bierz

Patrząc na całokształt, to jeden z najlepszych rozdziałów serii, będący złotym środkiem pomiędzy starszymi odsłonami i Conviction - dobrze bawić się z nim powinni zatem zarówno miłośnicy skradanek, jak i strzelanin TPP. Biorąc pod uwagę, że cena obecnie jest już naprawdę przystępna - w sklepach internetowych gra dostępna jest od 49 zł - grzechem jest nie zagrać.

Michał Madanowicz Strona autora
cropper