Playtest: Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana (PS4)

Playtest: Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana (PS4)

Paweł Musiolik | 23.08.2016, 16:08

Ciężko nie odnieść wrażenia, że czego się ekipa CD Projekt RED nie dotknie ostatnimi czasy, zamienia to w złoto. Wiedźmin pozamiatał rynek gier RPG, a teraz atakuje dostępne już na rynku karcianki. I po ograniu wczesnej wersji stwierdzam, że może sporo namieszać.

Gdy studio dodawało do trzeciego Wiedźmina minigrę karcianą, nikt nie spodziewał się, że odniesie taki sukces i będą osoby, które spędzą dziesiątki, jeśli nie setki godzin, grając tylko w Gwinta. Praktycznie od momentu debiutu CD Projekt RED otrzymywało mnóstwo wiadomości, w których proszono studio o wydanie karcianki jako osobnej gry. Studio słuchało, ale nie chciało robić tego byle jak. Z jednej strony – pokusa wyjęcia Gwinta z Wiedźmina i wydania go po drobnych poprawkach, kosząc łatwy hajs, mogłaby niektóre firmy kusić. Ale Redzi mieli inną wizję. Wizję czegoś, co jest w stanie wejść na rynek karcianek niczym dzik w żołędzie i wywrócić wszystko do góry nogami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Podstawowe zasady gry w są takie same jak w minigrze z Dzikiego Gonu. Trzy rundy, stół z trzema rzędami (walka wręcz, ataki dystansowe i maszyny oblężnicze). Wygrywa ten, która zwycięży w dwóch rundach, a robi to osiągając najlepszy wynik ze składowych kart leżących na stole. Do tego dochodzą różnorakie bonusy kart, zdolności specjalne i pasywne właściwości. Jednym słowem – na papierze mamy misz-masz. A gdy zagramy, zdziwimy się, jak łatwo pojąć zasady i wgryźć się w rywalizację z innymi graczami. Siła Gwinta tkwi w ogromnych możliwościach taktycznych. Każdy może stworzyć swoją talię i grać tak, jak jest mu najlepiej. Ja w trakcie ogrywania jednego pojedynku po pokazie gry uznałem, że spróbuję wyciągnąć w pierwszej rundzie jak najwięcej kart mojego rywala, podłożyć się mu swoimi najsłabszymi i później go zamieść. W teorii plan wydawał się dosyć dobry. Miałem talię potworów, miałem karty Dzikiego Gonu, które w połączeniu z zimnem dodatkowo na siebie oddziaływały. Plan się udał i zmiotłem gościa, mimo że to była moja pierwsza gra w gwinta od czasu zrecenzowania Wiedźmina 3.

W trybie dla wielu graczy nie wprowadzano wyjątkowo dużo zmian. Pojawią się nowe karty, a te, które już były, otrzymają porządny rebalans. Niektórym zostaną zmienione umiejętności dodatkowe, niektóre dostaną nowe pasywne zdolności, inne będą warte mniej lub więcej punktów. Wszystko w imię zdrowej rywalizacji z prawdziwymi graczami. Poprawie uległa także oprawa graficzna całości. I na szczęście uniknięto zbytniego festyniarstwa w imię ślepej pogoni za wodotryskami. Karty premium mają animowany rysunek stwora i zdobyć będziemy mogli je na kilka sposobów, a jednym z nich będą opcjonalne płatności. Na szczęście – karty premium będą miały różnicę jedynie w wizualiach. Dostępne będą także karty bohaterów, które są całkowicie odporne na buffy i debuffy, oferując w zamian potężne zdolności dodatkowe.

A jeśli komuś nie pasuje rozgrywanie PvP, będzie mógł wgryźć się w rozbudowaną kampanię dla jednego gracza. Chociaż może powinienem powiedzieć – jedną z wielu kampanii, które pojawią się w grze. Każda z nich ma trwać mniej więcej 10 godzin i poruszać wątki postaci znanych z gier o Geralcie, a także tych, które się w nich nie pojawiły, ale są znane fanom Wiedźmina. Co ważne, w singlu będziemy mieli obecne zadania i decyzje, które, zależnie od wyboru, otworzą lub zamkną przed nami różne ścieżki historii. Możliwe będzie także odkrycie miejsca, w którym możemy, ale niekoniecznie musimy coś znaleźć. Oczywiście walczyć na karty będziemy z SI, ale poruszanie się po mapie świata pozostawiono nam. Całość wygląda całkiem uroczo – mamy izometryczny widok, a po dosyć uproszczonej mapie poruszamy się normalnie naszym bohaterem. Trochę przypomina mi to japońskie RPG-i, gdy brylowały w 2D. Na koniec dodam, że nasze zestawy kart będą osobne w singlu i w trybie PvP. No i po premierze otrzymywać mamy aktualizacje z nowymi trybami i kolejnymi taliami kart, które nie zdążą zostać dopracowane na premierę produkcji.

Ja jestem zachwycony tym, jak wygląda aktualnie Gwint. Trochę współczuję ludziom uzależnionym od tej karcianki. Po premierze może się okazać, że już w nic innego nie zagrają...

Paweł Musiolik Strona autora
cropper