Ko-opy: Borderlands

Ko-opy: Borderlands

Kuba Kleszcz | 20.01.2013, 14:00

Z większymi problemami niż zazwyczaj, ale udało się i tak oto macie przed oczami trzeci odcinek Ko-opów. Po piątym Residencie z mojej długiej listy wybrałem pierwszą część Borderlands. Jednak ważniejsze od tego jest to, że Ko-opy mogą zostać uznane za pełnoprawny cykl PS3Site, który pojawiać się będzie co niedzielę o 14, coby ludzi z kościoła nie wyciągać :)

Ain't no rest for the wicked

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Przenosimy się do przyszłości, na Pandorę - planetę, którą Bóg ma głęboko w poważaniu. Mieszkańcy i przyjezdni, wychowani na legendach o ukrytym skarbie w postaci złota, kobiet i innych przyjemności, szukają tzw. The Vault, czyli miejsca, w którym się one znajdują. Do poszukiwania dołączamy my (o których za chwilę). Intro do Borderlands stoi w moim rankingu tak wysoko, że nie mogłem sobie odmówić przyjemności wstawienia go, więc obejrzyjcie je sobie nawet w tej chwili, aby załapać klimat produkcji od Gearbox Software. Pandorę przemierzymy we dwoje na podzielonym ekranie - bardzo dobrze zorganizowanym, swoją drogą, bez zbędnego dublowania fragmentów HUD-u, a podział ekranu możemy sobie wybrać - lub we czworo w kooperacji przez sieć z zastrzeżeniem, że maksymalna różnica między postaciami może wynosić pięć poziomów. Do reszty graczy można dołączyć w dowolnym momencie dzięki mechanice drop in/drop out.

 

 

Diablo FPS

 

Czym właściwie jest Borderlands? Ciężko jest tę grę zakwalifikować do jednego gatunku - choć na pewno łatwiej je sklasyfikować niż takie Brütal Legend, będące połączeniem slashera, samochodówki, Guitar Hero i strategii. Borderlands łączy w sobie elementy First Person Shootera i cRPG, ponieważ stawia na równi strzelanie do wszystkiego, co się rusza, nie jest nami i nie ma dla nas żadnego questa, ze zbieraniem przedmiotów, doświadczenia i pakowania punktów umiejętności w skille, które podlegają charakterystycznemu Action Skillowi zależnemu od wybranej postaci.

Coś dla niego, coś dla niej

 

Pierwszy to Hunter, czyli sympatyczny Mordecai - który przypomina Vergila - przywołujący znikąd Bloodwinga (latające stworzenie lubujące się w zadawaniu obrażeń, później utożsamiane z konkretnym żywiołem). Kolejny jest Soldier, Roland, który w wolnych chwilach stawia wieżyczki. Jedyną kobietą w ekipie jest Lilith, klasy Siren. Czerwonowłosa korzysta z Phasewalka, czyli umiejętności krótkotrwałego znikania, aby z zaskoczenia zadać damage lub ulotnić się w jakieś ustronne miejsce. Ostatnim jest Brick - "jako on sam" - ochrzczony przez Krystiana mianem Pudziana, a przeze mnie Czołgiem. Koleś jest naprawdę sporych rozmiarów, a jego siła leży zarówno w bicepsie, jak i w zabójczym szale, Berserku.

 

 

Panowie z Gearbox stworzyli system, który losowo generuje bronie, przez co ich kombinacji jest naprawdę sporo (aż około 5000 możliwości), dlatego nigdy nie powinniśmy spotkać identycznej pukawki. Rodzai również trochę jest: pistolety, rewolwery, shotguny, machine guny, rocket launchery i granaty, do których znaleźć można modyfikacje.

 

Każda postać ma preferowane przez siebie rodzaje broni: Krystian... Mordecai najchętniej dzierży snajperki i rewolwery; Roland machine guny i shotguny; Lilith SMG; natomiast Brick pistolety i wyrzutnie rakiet (od ostatniego odcinka Ko-opów już nie rakietnice). Używanie danego rodzaju broni skutkuje otrzymywaniem poziomów biegłości w nich, co przekłada się na bonusy w postaci zwiększonych obrażeń, itp. Istnieją również Class Mody, będące przeznaczone tylko dla konkretnych postaci i dające kilka różnych dopałek do broni.

 

 

Interakcje pomiędzy graczami wydają się być dosyć standardowe. Po śmierci możemy wskrzesić partnera, ratując go od śmierci, z którą wiąże się mechanika Second Wind - gracz po śmierci ma szansę na zabicie dowolnego przeciwnika, co pozwoli mu się odrodzić z pewną ilością życia. Oprócz tego, są też pojedynki pomiędzy graczami inicjowane wyprowadzeniem ciosu melee.

Uproszczony Skyrim

 

Questy przeważnie sprowadzają się do schematu: znajdź - wróć ze zdobyczą (pamiętając o zabijaniu wszystkich po drodze). Powoduje to, że gra w czasie dwudziestu godzin głównego wątku, a ratuje go co-op, chociaż dłuższe posiedzenia nie są zalecane, również ze względu na nudne lokacje, w których nic się nie dzieje. Sama warstwa fabularna jest niestety uboga i spłycona, a przerywniki filmowe można policzyć na palcach jednej ręki, przez co traci się poczucie tego, że nasze działania rzeczywiście przybliżają nas do odnalezienia The Vault.

Poruszanie się po rozległym świecie ułatwia system teleportów - dostępny z czasem - i dwa rodzaje pojazdów spawnowane w Catch-a-Ride Stations (różnią się od siebie jedynie wyposażoną bronią).

 

Monotonna kampania i krajobraz nie pozwalają mi na wystawienie najwyższej oceny, co z chęcią bym zrobił, mając na uwadze projekty przeciwników (Midgeta z shotgunem się po prostu nie zapomina), a zwłaszcza bossów, oprawę graficzną, która w trakcie dewelopingu przeszła ogromną metamorfozę, także odjechane bronie i wiele innych, jednak nie mogę przemilczeć nudnawej kampanii, będącej głównym ośrodkiem rozgrywki z racji braku dodatkowych trybów, no chyba, że licząc New Game+. Mimo to, polecam zagranie w pierwsze Borderlands, chociażby po to, by dostrzec jakościowy skok między nim, a kontynuacją.

 

Ocena: można

 

Kuba Kleszcz Strona autora
cropper