Retrogranie: Grand Theft Auto (PSOne)

Retrogranie: Grand Theft Auto (PSOne)

Paweł Musiolik | 01.02.2013, 10:00

Wyobraźcie sobie świat gier bez serii Grand Theft Auto. Rockstar Games nigdy nie powstaje, nie ma afery Hot Coffee, GTA IV nie bije rekordów, a o Vice City nawet nie mamy pojęcia. Wizja dla wielu osób wręcz tragiczna, a sądząc po reakcjach zatwardziałych fanów serii – wręcz apokaliptyczna. Ale seria istnieje, ma się dobrze (no, może oprócz przesuniętej premiery GTA V) i w dzisiejszym odcinku Retrogrania zabiorę was na wycieczkę w czasie. Zawitamy do 1997 roku, do czasu w którym na rynku debiutowało Grand Theft Auto i wcale nie było tak fantastycznie odbierane jak są teraz gry Rockstar.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mało kto jednak wie, że gdyby DMA Design nie skasowało pierwszego projektu w 1995 roku, to o GTA moglibyśmy pomarzyć. Prototypem na którego prochach narodziła się ta seria był Race N Chase z którego wykluł się pomysł na to co dostaliśmy w efekcie końcowym. Ale to nie jedyne problemy jakie napotkało DMA. Pierwotnie Grand Theft Auto miało zostać skasowane w toku prac z racji olbrzymich problemów na jakie natrafiali deweloperzy. Na szczęście ludzkości, uporano się z nimi bardzo szybko i gra zadebiutowała w październiku 1997 roku na system MS/DOS oraz konsolę PlayStation. Przy pracach w portowaniu na konsole pomagało studio Visual Sciences z racji tego, że Rockstar było zajęte wersją na Windowsa.

Gra serwowała nam widok z lotu ptaka, co pozwalało na stworzenie ogromnych miast, oszczędzając moc przerobową konsoli, która nie musiała sobie radzić z elementami 3D. Na bazie dostępnych map zbudowano później każdą odsłonę 3D. Liberty City posłużyło w GTA 3 i Liberty City Stories, Vice City wrzucono później w … Vice City oraz Vice City Stories, a na bazie San Andreas zbudowano ostatni tytuł na PS2 o tytule identycznym jak miasto. Liberty City wzorowane było na Nowym Jorku, Vice City na słonecznym Miami, a San Andreas – na San Francisco. Każde z nich cierpiało na gigantyczne problemy z kryminalistami w roli głównej. Akty przemocy, porachunki gangów, rozboje – to wszystko jest normą w tym tytule. Wtedy GTA nie wzbudziło aż takich kontrowersji. Gra po prostu nie przedstawiała realnego świata i realnie wyglądających ludzi.

 

 

Największym plusem Grand Theft Auto była swoboda działań. Nie ograniczało nas dosłownie nic. Wrzucani byliśmy z naszym bohaterem do miasta i robiliśmy to co nam się żywnie podobało. Jeśli ktoś chciał umowną fabułę pchnąć do przodu – robił to. Ale zdecydowana większość osób jeździła sobie bez celu po mieście, okazyjnie rozjeżdżając przechodniów lub kradnąc kolejne wozy czy gubiąc ogony policji. Niektóre miejsca pozostawały zablokowane dopóki nie wykonaliśmy odpowiednich misji, ale takich decyzji w designie nie było aż tak dużo. DMA wiedziało w które tony pójść by przyciągnąć do siebie graczy. Wybuchowa mieszanka brutalności, kontrowersji i swobody działania odpłaciły się im w perspektywie czasu z nawiązką. Co ciekawe, w 2003 roku, do Rockstar Games z pozwem sądowym zgłosił się Mark Gallagher, który twierdzi, że pomysł na GTA jest jego własny, a Rockstar Games bezczelnie go zwędziło w momencie gdy Mark starał się o pracę w DMA Design. Pracy nie dostał, ale według niego – Crime Inc posłużyło za inspirację późniejszemu Rockstar North. Jednak półtora milionowe odszkodowanie nie zostało zasądzone.

Wracając do samej gry, to jak większość tytułów wtedy – ścieżka dźwiękowa byłą w zwykłym formacie audio-cd i po włożeniu płyty z grą do odtwarzacza – posłuchać mogliśmy muzyki, która grała w trakcie rozgrywki. Głównym motywem było "Gangster Friday" wykonane przez Craiga Connera, który grał na każdym instrumencie w tej kompozycji. Poza tym, dostępnych było siedem stacji radiowych umilających nam rozjeżdżanie ludzi. Dodatkowo bardzo interesującym patentem, który wykorzystało Rockstar była możliwość włożenia dowolnego audio-cd do PlayStation i w trakcie rozgrywki muzyka z tej płyty przygrywała. Patent znany między innymi z późniejszego Vib Ribbon, ale o tej grze kiedyś indziej.

 

 

Pierwsze GTA jako jedyne otrzymało mission packa, który zabierał nas do innego miasta. Pierwszy i ostatni raz poza granice Stanów Zjednoczonych. GTA: London 1969 i późniejszy, mniejszy dodatek wypuszczony został w dwa lata po oryginalnym GTA i w Wielkiej Brytanii osiągnąć zdumiewający wynik, stając się bestsellerem. Bohaterem był Sid Vacant, czyli parodystyczna postać czerpiąca z basisty Sex Pistols – Sida Viciousa i jego utworu – "Pretty Vacant". Osadzenie gry w UK pozwoliło na wrzucenie wielu easter eggów, poczynając od postaci Jamesa Bonda poprzez typowy slang Cockney czy typowych dla mieszkańców Londynu odzywek. Wydane kilka miesięcy później London 1961 dodało kolejne misje i pojazdy, co łącznie dało nam ponad 30 samochodów i niecałe pół setki nowych misji.

Co ciekawe, mimo ciepłego przyjęcia ze strony graczy, gra zebrała bardzo średnie oceny krążąc wokół szóstek i siódemek w skali dziesięciostopniowej. Jak po tym widać – nie od razu Rzym zbudowano. Solidne fundamenty zostały wylane i już kolejna część – ta z numerkiem – pokazała, że rodzi się nam coś, co zmieni branżę gier na zawsze, a z Rockstar uczyni firmę trzęsącą branżą. Na sam koniec w ramach ciekawostki zdradzę, że na okładce gry widnieje wizerunek budynku Nowojorskiej policji mieszczący się przy Piątej Alei, 56 ulicy. W tyle znajduje się wieża Trumpa, a na pierwszy plan wybija się Plymouth Gran Fury. I to tyle słowem o narodzinach serii Grand Theft Auto. Miejmy nadzieję, że GTA V spełni pokładane w niej nadzieje i nie zawiedzie nikogo, a zrezygnowani eks-wielbiciele serii wrócą jak syn marnotrawny do swojego ojca.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper