Recenzja: NBA 2K18 (PS4)

Recenzja: NBA 2K18 (PS4)

Jakub Wojtkowiak | 23.09.2017, 13:16

Recenzja NBA 2K18 powinna w teorii być łatwa – gra (praktycznie) bez konkurencji, co roku ulepszana i udoskonalana, spełniająca wszystkie wymagania zawziętego fana NBA. Teoria teorią, praktyka praktyką. Najnowsza odsłona dzieła Visual Concepts przysporzyła mi niezłego bólu głowy. Coś ty, 2K, najlepszego tu odkoszykówkowiło?

Zacznijmy jednak od tego, co dobre. A nie można odmówić NBA 2K18, że to, co ma robić dobrze, robi dobrze. Sam rdzeń gry jest świetny, co roku jeszcze lepszy, zresztą jak zawsze. W jednej odsłonie zmiany są większe, w kolejnej znów mniejsze. Niestety, dwie ostatnie odsłony należą do tej części, gdzie różnic doszukają się jedynie wyjadacze. Jestem pewny, że osoba nieogarniająca świata NBA, mając przed sobą NBA 2K17 oraz 2K18, nie zobaczy różnicy. Niemniej osoby, które na poprzednich częściach zjadły zęby, docenią lepiej działające animacje oraz ich większą liczbę (szczególnie dla najbardziej rozpoznawalnych graczy). Kolizje między zawodnikami również zostały poprawione. Wpływa to na dużo cięższą grę ofensywną – dużo łatwiej stracić piłkę, nadziać się na blok czy zrobić głupią i niepotrzebną stratę. Nowa odsłona wymusza na nas bardziej kombinacyjną grę i planowanie każdej akcji. Dodatkowo SI znacznie lepiej dostosowuje się do graczy na boisku w grze defensywnej. Przykładowo gracze, którzy nie mają wysokich statystyk, nie będą pilnowani, stojąc przy linii rzutu za trzy. Wydaje się proste, jednakże mocno wpływa na rozgrywkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Największych zmian doczekał się tryb kariery. Mamy, ekhm… “fabułę”, a raczej zlepek (nieprzewijalnych) scenek, które nie wnoszą zupełnie niczego. Karierę zaczynamy na turnieju koszykówki ulicznej, gdzie zauważa nas skaut wcześniej wybranej drużyny NBA. No i toczy się to dalej tak, jak każdy może się spodziewać. Natomiast największą nowością jest The Neighbourhood. Jest to swojego rodzaju hub – małe miasteczko, gdzie spotykamy innych graczy, idziemy na siłownię, robimy tatuaże, pijemy GATORADE, chwalimy się swoimi bajeranckimi słuchawkami JBL, kupujemy kiksy NIKE w FOOTLOCKERZE, odwiedzimy barbera czy zagramy z osiedlowymi ziomkami szybki mecz do 21 punktów. Wszystko spoko, może zamysł i dobry, ale wykonanie… woła o pomstę do nieba.

Jeśli ktoś chociaż chwilę grał w NBA, to wie, jak topornie ruszają się zawodnicy. O ile w meczach halowych to nie przeszkadza i gra się wybitnie dobrze, o tyle w meczach ulicznych – trybach typu blacktop, czy omawianym The Neighbourhood – można dostać szału. Żeby gdziekolwiek się dostać, trzeba biec, czasami kilka minut. Żeby trafić w drzwi siłowni naszym zawodnikiem, trzeba kołować jak Antonov. Najśmieszniejszy jest widok wspomnianej wcześniej siłowni, gdzie kilku- czy kilkunastu graczy kaleczy cholernie słabe quick time eventy, żeby dostać mały bonus do wytrzymałości do następnego rozgrywanego spotkania. Oczywiście bonus i siłownia sponsorowana przez GATORADE. Wyobraźcie sobie – grupa graczy NBA, która nie potrafi wycisnąć sztangi bez chwiejących się łap, nie może biec prosto na bieżni i potyka się o swoje nogi przy ćwiczeniu biegu sprinterskiego. Ktoś z producentów gry miał dobre poczucie humoru.

Wystarczy tych minusów? Nie, dajcie mi jeszcze chwilę. Dobrego poczucia humoru zdecydowanie nie miała osoba, która wepchnęła do tej gry tak CHAMSKIE lokowanie produktów. Wchodząc pierwszy raz do barbera, dostajemy (nie pytajcie dlaczego akurat u barbera) najnowsze słuchawki JBL, bo są super cool, zresztą przecież każdy wie, że słuchawki JBL są najlepsze, bo i tak trzeba je nosić, nie mając wyboru. Mało tego, w specjalnym sklepie możemy dokupić inne modele. Wspomniana siłownia również musi być oklejona logo GATORADE w każdym możliwym miejscu. A jest tego więcej. Absolutnie rozumiem sponsoring wpleciony w reklamy na boisku – jest to część sportu. Niestety coś takiego, wkręcone w filmiki “fabularne”, których nie możemy przewinąć? Mocne przegięcie. Kolejną częścią tego trybu są rozgrywki z ludźmi na boiskach asfaltowych. Wszystko fajnie – świetnie rozwiązany matchmaking pozwala po prostu ustawić się w kolejce przy boisku, czekając na zakończenie aktualnie trwającego spotkania. Niestety, ile meczy zagrałem, tyle się wnerwiałem. Głównie przez spadki klatek – bywały akcje, że framerate spadał poniżej jakiegokolwiek akceptowalnego poziomu.

Przejdę teraz do ostatniej, ale też najgorszej części związanej z tym trybem, czyli do płatności (bo na pewno nie są to mikropłatności). Wspominałem wcześniej o barberze, sklepach z ciuchami, o tatuażach, napojach – WSZYSTKO jest płatne walutą VC. W poprzedniej odsłonie mogliśmy praktycznie dowolnie wybrać sobie fryzurę i tym podobne – tutaj zapomnijcie. Wszystko kosztuje i to wcale niemało, mimo obniżki wprowadzonej w nowej łatce. Nawet jak gracie wyłącznie dla rozrywki i osiągnięć w NBA, totalnie pomijając personalizację zawodnika, nie jest łatwo. Jest wręcz cholernie trudno. Początki są bardzo frustrujące – zaczynamy jako totalny żółtodziób z rankingiem 60 (max 99), którym się po prostu nie da grać. Dojście do akceptowalnego poziomu gry wymaga chorej ilości VC. Ale nie martwcie się – kupując pakiet 450 000 VC za 419 zł w PS Store powinno się udać fajnie ubrać i osiągnąć zadowalający poziom umiejętności zawodnika. Może nawet na nowe JBL-e zostanie.

Naprawdę szkoda, bo jest potencjał. Potencjał zniszczony przez toporność interfejsu, czasy wczytywania, reklamy, problemy techniczne i zepsute mikropłatności. Dlaczego 2K nie chciało zaszaleć z trybem kariery i zrobić czegoś, czego gry koszykarskie nie widziały? Co mają do stracenia jako lider na rynku? Ryzyko jest praktycznie zerowe. Fabuła na wysokim poziomie, może nawet przeniesienie akcji wstecz do lat 70.? Mam mnóstwo pomysłów i myślę, że można by pociągnąć wszystko w zupełnie inną stroną niż ma to miejsce aktualnie. No, ale nowych słuchawek nie wypromujesz ciekawą fabułą.

Niemniej, jeśli chcemy się skupić wyłącznie na dobrej koszykówce i rozgrywkach klubowych, zawiedziony nikt nie będzie. To, co zawsze w tej serii było najlepsze, jak wspomniałem wcześniej, dalej jest na miejscu. Dalej zagramy klasycznymi zespołami, a nawet znalazło się miejsce dla zespołów All Time Best, gdzie znajdziemy najlepszych zawodników w historii danego klubu. Niestety, fani Euroligi mogą być wkurzeni – w tym roku nie uświadczymy drużyn spoza NBA. Problemy techniczne w „klasycznych” trybach nie istnieją, gra jest super płynna i wygląda świetnie. MyGM to skomplikowana machina NBA, z kolei magazyn 2KTV dalej jest prowadzony i to na wyższym poziomie niż zawsze. Ba, za samą prowadzącą Rachel ocena powinna być podniesiona o dziewięć oczek.

Pewnie część z Was zauważyła, że w recenzji gry o NBA mało mowy o samym sporcie i lidze NBA. Mam wrażenie, że dokładnie tak stało się z 2K18. NBA odeszło w kąt, promowany jest nowy tryb oraz rozgrywki online, które na domiar złego kuleją technicznie. I wymagają od nas chorej godzin “farmienia” VC lub wydawania potężnej ilości prawdziwych pieniędzy. Werdykt jest zatem bardzo, bardzo trudny. Z jednej strony wymienione złe rzeczy wołają o pomstę do nieba, ale z drugiej tak czy inaczej w innych trybach spędzę na pewno grube godziny i będę się bawił fantastycznie – tak jak większość fanów koszykówki. Jak piszę co roku – 2K ewidentnie potrzebuje konkurencji ze strony EA. Zmiany są wyjątkowo niewielkie w stosunku do 2K17. Na szczęście NBA Live 18 zbiera całkiem przyzwoite oceny, a samo demo bardzo mi się podobało. Mam nadzieję, że 2K szybko przekona się, że nie tędy droga i zmieni kierunek. Tymczasem lecę sprawdzić, czy Warriorsi znów będą górą czy może Cavs z Thomasem rozgromią zgraję potęg z Golden State. A może Irving przywróci chwałę Bostonowi? Ciekawy sezon przed nami!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry NBA 2K18

Atuty

  • Rdzeń rozgrywki jest cały czas na najwyższym poziomie
  • Wszystkie tryby poza karierą trzymają poziom
  • Więcej i bardziej płynne animacje

Wady

  • MIKROPŁATNOŚCI!
  • Małe zmiany w stosunku do 2K17
  • Nowy tryb jest zepsuty
  • Chamskie lokowanie produktów

NBA 2K18 to gra, która robi dużo rzeczy źle, ale sam rdzeń rozgrywki jest jak zawsze na najwyższym poziomie. Reklamowany tryb The Neighbourhood jest po prostu spieprzony, a mikropłatności mogą zrujnować każdego. Ale mimo wszystko… i tak warto. Chyba że 2K17 albo 2K16 dalej Wam wystarczają.

Jakub Wojtkowiak Strona autora
cropper