Recenzja: Timothy vs the Aliens (PS4)
Timothy vs. the Aliens wrzuca nas w buty gangstera i każe strzelać do… obcych ? Oryginalności odmówić twórcom nie można.
Timothy vs. the Aliens to jedna z tych małych, cichych premier, dla których warto śledzić rynek gier niezależnych. Wydana z pomocą Square Enix Collective produkcja wrzuca nas do gangsterskiego świata noir, gdzie musimy powstrzymać inwazję obcych. Głupawe? Pewnie. Ale jakie przyjemne!
Mowa tu o trójwymiarowej platformówce, która oprócz wymierzania skoków wymaga od nas strzelania do pojawiających się wszędzie kosmitów. Kontrast dwóch światów jest dodatkowo podkreślony przez kolorystykę, gdzie obcy i ich posoka to jedyne elementy w tym czarno-białym świecie, które mają jakieś barwy. Strzelamy więc do mackowatego najeźdźcy, próbując dostać się do źródła i rozwalić statek-matkę. Trzeba być przy tym w nieustannych ruchu, bo zagrożenie z kosmosu nie będzie pokornie przyjmowało na siebie ołowiu.
Co sprawia, że Timothy vs. the Aliens wciąga? Niewielkie otwarte miasto pełne jest znajdziek i potworków do zabicia, a to wszystko przy odprężających jazzowych kawałkach. Fabuła jest tu niemal nieobecna, wszystkie kilka misji zajmie łącznie jakąś godzinę-dwie, a platynę udało mi się wbić w cztery godziny (poza przejściem gry musiałem uzbierać trochę pieniędzy i odszukać wszystkie hotdogi). Zgodzę się, że to wyjątkowo mało za 79 zł, ile sobie wołają w PS Store, ale gdyby był to tylko jeden z czterech-pięciu rozdziałów pełnej wersji, moglibyśmy mieć perełkę wartą takich pieniędzy. Prosty model strzelania, nieźle zaprojektowane miasto pod względem platformowym i przejrzystość świata tworzą niespodziewanie przyjemne połączenie, które zwyczajnie relaksuje, nie będąc przesadnie łatwym.
No, poziom wyzwania nie jest zbyt wysoki, głównie przez jedyną moc bohatera – chwilowe spowalnianie czasu. Sam z tego prawie nie korzystałem, bo szybsze tempo wiązało się z większymi emocjami, ale można powiedzieć, że to takie ułatwienie dla chętnych. W samej grze nie ma bowiem wyboru poziomu trudności (ani żadnych innych opcji w menu). Dodatkowo pięć rodzajów przeciwników (w tym finałowy boss) i cztery typy broni też nie robią wrażenia, ale starczają na tę parę godzin.
Timothy vs. the Aliens ma na siebie pomysł, ale całość zostawia po sobie poczucie zaliczenia dłuższego dema. Ba, budżet nie pozwolił nawet na aktorów głosowych, a i przydałyby się szlify, bo raz utknąłem w drabinie, a innym razem gra wywaliła mnie do menu konsoli. Wciąż jednak bardzo chciałbym, żeby produkcja ta wyewoluowała w coś znacznie większego. Eksploracja połączona ze strzelaniem do kosmitów i skakaniem po platformach tworzą jeden z najprzyjemniejszych „indyków”, w jakie miałem okazję zagrać w ostatnich miesiącach.
Gra recenzowana była na PS4 Pro.
Kod do recenzji dostarczył nam deweloper.
Atuty
- Czysty fun ze skakania i strzelania
- Nieźle zaprojektowane miasto
- Jazz w słuchawkach i oprawa graficzna
Wady
- To bardziej dłuższe demo niż pełnoprawna gra
- W związku z powyższym – cena (79 zł)
- Niemal nieobecna fabuła i brak aktorów głosowych
Timothy vs. the Aliens to wyjątkowo przyjemny platformówkowy TPS, który pozwala zrelaksować się przy konsoli… szkoda, że tylko przez dwie-trzy godziny.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych